Sama siebie zdziwiłam decydując się na tą książkę. Jak by nie było, już jakiś czas temu porzuciłam historyjki o wampirach i wilkołakach na rzecz nieco innych klimatów. Tym bardziej wczytywałam się w treść i z wrodzoną ciekawością starałam się znaleźć błędy, ciekawostki, niedociągnięcia, nowości i „zmierzchowy” banał.
Krzysztof (Chris) u progu dorosłości traci rodzinę. Pewnego bardzo normalnego wieczora w ich domu pojawia się wampir i zabija rodziców oraz siostrę chłopaka. On z cudem przeżył tylko dzięki pomocy tajemniczego mężczyzny, który pojawił się we właściwym miejscu o właściwym czasie. Z pozoru. Mija czas. Mężczyzną, który uratował chłopaka od pewnej śmierci okazuje się być wilkołakiem, który by ratować życie chłopaka, przemienia go również w dziecko księżyca. Ephraim, opiekun-wilkołak, zabiera chłopaka do USA, gdzie szkoli go na bezlitosną maszynę do zabijania. Oczywiście, w pełni kontrolowaną. Chris żyje tylko żądzą zemsty. Do czasu dość spóźnionego powrotu do szkoły, gdzie poznaje Megan. Przez tą z pozoru nieszkodliwą istotkę, jego życie znów przechodzi istną rewolucję.
Jakie miejsce w życiu Chrisa zajmie Megan? Kiedy zemsta straci sens? I jaką walkę chłopak będzie musiał podjąć z samym sobą? W tym starciu nie ma jeńców. Wszystko albo nic.
Muszę przyznać, że książka mnie nie powaliła. Przykro mi to mówić, ale naprawdę czytałam lepsze książki z serii: „odwieczna wojna wampir-wilkołak”. Całość nie jest zła. Autor ewidentnie miał pomysł, bo bawił się m.in. Biblią czy podaniami. Jednak w całości brakowało mi czegoś. Czyta się dość łatwo, język jest więcej niż prosty, główny bohater ma dość żartobliwo-ironiczne podejście, przez to dialogi są śmieszne lub z doskonałym smaczkiem. Niestety pojawiło się coś oklepanego i wykorzystanego już setki, tysiące, może nawet miliony razy. Kiedy dziewczyna dowiedziała się, że Chris jest wilkołakiem, zamiast zaprowadzić go do psychiatry/egzorcysty lub odstawić od razu do pokoju bez klamek… wierzy mu. Mało tego, dopytuje się, wpatrzona w niego jak w obrazek. Jasne, miłość rządzi się swoimi prawami, ale proszę… bez przesady, naprawdę. Poza tym, podoba mi się. Zwłaszcza dużo akcji i walk z wrogiem, czyli to co powinno być w tego typu książkach. Opisy bijatyk Chrisa są po prostu intrygujące, czytałam je z wielką przyjemnością.
Podsumowując, książka pozostawiła po sobie słodko-gorzki posmak. Nie jestem na tak ani na nie. Jest mniej więcej w połowie dobra i słaba. Polecam wszystkim wielbicielom akcji, bijatyk i wilkołaków.
[learn_more caption=”Zobacz inną recenzję (autor: Natalia)”]
Książka rozpoczynająca się od słów: „Tragiczna śmierć rodziny to nie przypadek, to zew krwi” wydaje się być dla każdego miłośnika horrorów balsamem dla duszy spragnionej dobrych książek. Niestety Zew krwi w moim mniemaniu nie nasyci żadnego literackiego podniebienia, tylko zostawi gorzki posmak książki, po którą ja raczej więcej nie sięgnę.
Krzysztofa, (po wyjeździe do USA – Chrisa), poznajemy w pewien leniwy i, wydawałoby się, zwykły wieczór, który nie zapowiada się na żadną rodzinną tragedię. Niestety tak właśnie się kończy. Nieznajomy, jak się później okazuje wampir, napada na rodzinę chłopaka, zabijając jego rodziców i siostrę. Krzysztof cudem unika śmierci, a wszystko dzięki wilkołakowi imieniem Ephraim. Stary wilkołak, który swoją drogą bardzo przypominał mi filmowego Whistlera z serii filmów „Blade”, nie chcąc, aby chłopak w stanie krytycznym pożegnał się z życiem, obdarza go swoją klątwą, czyniąc z niego wilkołaka.
Z chłopakiem ponownie spotykamy się po kilku latach. Nie jest już słabym chłopcem, a przystojnym młodym mężczyzną, który walkę i posługiwanie się bronią palną oraz białą ma w jednym palcu. Chris razem z Ephraimem i swoim przyjacielem, zmiennokształtnym Mikiem, polują na wampiry w Detroit. Jednak oprócz tego młody wilkołak musi uczęszczać do szkoły, gdzie poznaje Megan. Śliczną dziewczynę, która przez znajomość z Chrisem jest w poważnym niebezpieczeństwie…
Jak już pisałam we wstępie, książka jest, według mnie, niestety bardzo słaba. Opis fabuły z tyłu okładki oraz prolog narobiły mi ogromnego smaku na dobrą pozycję. Prolog rozpoczyna się wspaniale stworzoną legendą powstania pierwszych wampirów, muszę przyznać, że przeczytałam ją dwukrotnie, jednak po tym wstępie nie mogłam się wprost odnaleźć w tej książce. Poziom pisarski jest co najmniej słaby, postacie niczym szczególnym się nie wyróżniają, a dialogi jak dla mnie są drętwe.
Jednak od początku. Megan ma około siedemnastu lat, a jednak to zdanie mnie rozłożyło na łopatki:
„Większość czasu do sylwestra spędziłam w swoim pokoju, rysując nieprzerwanie, głównie renifery, gnomy ubrane w strój Mikołaja czy aniołki. Klimat świąt całkowicie mną zawładnął”.
Czytając niektóre jej przemyślenia, jak również i to zdanie, rysował mi się przed oczami obraz jedenastolatki siedzącej w różowym pokoju z plakatem J. Biebera, która rysowała na pachnących kartkach od segregatora. Jej „fochy”, dziecinne zachowanie zupełnie nie pasowały mi do roli, jaką odgrywała w książce.
A cóż jeżeli chodzi o samą akcję? Motyw wampiry-wilkołaki jest już trochę „zszargany” przez dzisiejsza kulturę, a ta książka nie wnosi do niej nic nowego, powielając jedynie stare schematy. Dodatkowo, czytając ją, odniosłam wrażenie, że opiera się na znanych filmach typu Blade, Underworld, Van Helsing i, ku mojemu zrozpaczeniu, na sadze Zmierzch. Zmierzchowy motyw widać już w samym głównym bohaterze. Krzysztof jest ideałem faceta, który śpiewa, gra na gitarze, ratuje niewiasty z rąk podłych wampirów i jest maksymalnie opiekuńczy. Szczęśliwie dla samej postaci ma jeszcze zdrowe odruchy w postaci zauważania innych dziewczyn poza Megan oraz dysponowanie lekką ironią. Niestety motyw zakochanej pary ciągnie się bardzo długo i nie ma w nim żadnego płynnego przejścia pomiędzy akcją, która dzieje się „po zmroku”, czyli walką Chrisa z wampirami. Sceny, w których Megan i Chris smalą do siebie cholewki, nie wnoszą zupełnie nic, a dla mnie były wręcz mordercze do przejścia. Cała powieść sprawia wrażenie nieautentycznej. Dialogi pozbawione są lekkości i nierzadko ma się wrażenie, że niektóre wypowiedzi bohaterów są tylko po to, by usprawiedliwić kolejny kozacko-twardzielski tekst z ust głównego bohatera. Niestety zamiast luzu wkrada się poczucie „przefajnowania”. Autor próbował uczynić dialogi lekkimi i zabawnymi, niestety, szukając inspiracji, za bardzo zapatrzył się na filmy klasy B. Taka forma nie zdała egzaminu w powieści, przez co, czytając, nie mogłam pozbyć się poczucia sztuczności. Książka jest napisana w „scenariuszowy” sposób i to mogę uznać za jej plus. Niestety cały czas miałam wrażenie, że powieść byłaby lepszym filmem. Wtedy wszystkie wymienione wyżej cechy możnaby przekuć w proste, lekkie kino akcji.
Autor daje nam możliwości poznania zarówno Chrisa, Megan, jak i Mika oraz Ephraima. Jesteśmy trochę w Detroit, trochę w Paryżu, a także w bardzo odległych wspomnieniach bohaterów. Co prawda, nie specjalnie wgłębiamy się w ich osobowość, co niestety daje wrażenie dość płytkich postaci, ale przynajmniej główni bohaterowie mają swoją historię. Na pochwałę zasługuje jeszcze to, iż książkowe wampiry nie odbiegają niczym od tych ze starych legend. Na koniec muszę jeszcze napisać, że zapewne (bardzo skłaniam się do tej teorii), nie jestem przedstawicielką grupy wiekowej, do której adresowana jest książka. Myślę, że osoby do około szesnastego roku życia mogłyby po nią sięgnąć, choć wciąż trzymam się swojego zdania, że jej po prostu nie polecam.
Podsumowując, w moim mniemaniu książka jest niestety bardzo słaba – z typu tych, w których podczas czytania ciągle zerkamy na numer strony, mając nadzieję, że zostało ich już tylko kilka do końca.
[/learn_more]
[learn_more caption=”Zobacz inną recenzję (autor: Kaśka)”]
Wampiry kontra wilkołaki i ta ich odwieczna walka ze sobą. Może to wcale tak nie wygląda? Co tak naprawdę jest powodem ich starć? Odpowiedzią na tę zagadkę jest Zew Krwi, książka autorstwa pana Marcina Osucha.
Historia chłopca, pokazująca inny punkt widzenia na temat tych mrocznych ras. Nie nastawiajcie się na coś w stylu Zmierzchu, przyznam, że to jest inne, nowe, trochę tajemnicze. Wielka wojna ma swoje inne oblicza, o których do tej pory nikt raczej nie wspominał. Może warto je poznać?
Głównym bohaterem jest Chris, a właściwie to Krzysiek, który w młodości przeżywa prawdziwe piekło na ziemi. Na jego oczach postać, o której słyszał tylko z legend, zabija jego rodzinę w ich własnym domu. Sam przeżywa, tylko dlatego, że w porę zjawia się Ephraim – stary wilkołak polujący od pewnego czasu na wampira, tegoż samego wampira, który zabija rodzinę chłopca – Witie Iwana Wasiliewa. Ceną jaką musiał zapłacić za to chłopiec, była przemiana w wilkołaka. Ta feralna noc była dla niego za razem końcem starego i początkiem zupełnie nowego życia, już jako wilkołaka. Chris przeprowadził się do USA i tam przez kilka lat szkolił się z przyjacielem Mike’m u boku „staruszka”, ale pewnego dnia Ephraim postanowił, że chłopak zacznie naukę wraz z Mike’m. To było coś nowego, bo do tej pory jego głównym zajęciem były treningi i wspólne polowania na wampiry. Nie był z tej decyzji zbytnio zadowolony, ale nie miał wyjścia, znał Ephraim’a i wiedział, że to bardzo uparty i wiekowy wilkołak. Mimo wielkiej niechęci powrót do szkoły okazał się dobrym pomysłem, już pierwszego dnia bohater poznał dziewczynę imieniem Megan.
Chłopak bezproblemowo radził sobie z ukrywaniem swojej prawdziwej tożsamości w szkole, a wieczorami wyruszał na łowy. Aż w końcu udało mu się znaleźć bardzo istotną informację na temat spotkania wampirów królewskich. To spotkanie było dla niego szansą, na odnalezienie zabójcy swojej rodziny. Niestety, jego plany powoli zaczęły się komplikować. Zakochał się, a na dodatek po jednym z jego polowań, wampiry nasłały na Chrisa Łowcę Wilkołaków. Wszyscy wiedzieli, że życie młodego wilkołaka jest bardzo zagrożone, zaś on sam przeżywał skomplikowane rozterki miłosne. Jakby tego było mało, Megan odkrywa jego największą tajemnicę.
Czy bohater będzie potrafił jej zaufać? W końcu dziewczyna może przez to stracić życie… A co z Łowcą? Czy Chris poradzi sobie z nim będąc zakochanym?
Książka jest pełna intrygi i bardzo zaskakujących zwrotów akcji, ale przyznam, że brakowało jej tej magii słów, które wciągają Czytelnika, gdy tylko po nią sięga. W pewnych momentach czytanie szło mi niezwykle opornie. Chociaż jestem pewna, że wszystko da się poprawić, a mam tu na myśli sposób pisania. No, ale książka ma też swoje plusy, żeby nie było. Pomysł na samą historię był bardzo dobry. Nie było tu przesadzonych faktów na temat mrocznych istot, ani przesłodzonej miłości bohaterów, która szczerze mówiąc potrafi człowieka odrzucić po paru kartkach. Innym plusem było to, że autor nie ograniczył się tylko do wampirów i wilkołaków, lecz stworzył jeszcze inną rasę, wiedział jak stworzyć historię kompletnie w innym stylu niż powieści, które dotąd były tak popularne. Za co jestem panu Marcinowi bardzo wdzięczna, bo mimo wszystko to była dość ciekawa odskocznia od tych przesłodzonych historii o wampirach i wilkołakach, które do tej pory przed sobą miałam.
Powieść ma swoje wady i zalety, bo tak naprawdę nie ma ideałów, ale to nie znaczy, że nie warto jej czytać. Wręcz przeciwnie, powinniście spróbować, bo to coś nowego. Jeśli pan Marcin miałby zamiar stworzyć kolejną część tej historii, to jakby dodał troszkę tej książkowej magii, czyli poświęcił więcej czasu na pracę nad stylem, zapewniam, że druga część znalazłaby się w moich rękach. Pewne błędy da się mimo wszystko wybaczyć. Poza tym to co nie pasuje mi, komuś innemu może właśnie przypaść do gustu. Nigdy nie wiadomo, także książkę polecam. Mam nadzieję, że mocno nie namieszałam. Ocenicie według siebie.[/learn_more]
Informacje o książce:
Tytuł: Zew krwi
Tytuł oryginału: Zew krwi
Autor: Marcin Osuch
ISBN: 9788377228210
Wydawca: Novae Res
Rok: 2013