„Pamięć jest straszliwa. Człowiek może o czymś zapomnieć – ona nie. Po prostu odkłada rzeczy do odpowiednich przegródek. Przechowuje dla ciebie różne sprawy albo je przed tobą skrywa – i kiedy chce, to ci przypomina. Wydaje Ci się, że jesteś panem swej pamięci, ale to odwrotnie – to ona – pamięć – jest twoim panem”.
John Ivring ma tę świadomość już półwiecze temu. Zna i rozumie potęgę pamięci. Nazywając często ją swoim największym sprzymierzeńcem, a jeszcze częściej –najokrutniejszym wrogiem wskazuje, jak wielką rolę w życiu człowieka odgrywa ten funkcjonalny element umysłu. Pamięć. Długotrwała, krótkotrwała, epizodyczna, proceduralna… Każda rządzi się swoimi prawami, budując lub siejąc spustoszenie w życiu człowieka. Matt Richtel w thrillerze „Zabawka diabła” sięga po archetyp pamięci, stawia go na piedestale, przedstawiając jako epicentrum wszechświata. Buduje wokół niego historię – nieobliczalną, niewytłumaczalną – pachnącą intrygą, niebezpieczeństwem i zagadką.
Muszę przyznać, że autorowi udaje się złamać schemat tematyki popularnych thrillerów, dostępnych obecnie na rynku. Historia koncentruje się wokół dotkniętej demencją staruszki, której wątpliwie funkcjonująca pamięć kryje tajemnicę. Tajemnicę tak ważną, że w pewnym momencie komuś zaczyna bardzo zależeć, by świat się o niej nie dowiedział… Babcią zajmuje się dziennikarz śledczy – Nat Idle. Wnuk ma świadomość choroby babci, opiekuje się nią i próbuje pomóc w radzeniu ze starczym schorzeniem. Ustabilizowaną codzienność przerywają nagle wydarzenia co najmniej dziwne. Spacer z babcią po parku kończy się serią wymierzonych w nich wystrzałów, spotkani ludzie okazują się być kimś innym niż Ci, za których się podawali a babcia zaczyna tracić pamięć w tempie zastraszająco szybkim… Splot wydarzeń sprawia, że Nat zdaje sobie sprawę, że znaleźli się w środku ogromnej tajemnicy. A im bardziej zaczyna szukać rozwiązania, tym więcej pytań zostaje bez odpowiedzi… Zdradzenie większej ilości wydarzeń byłoby nieludzkie – nie można sprzedawać zakończenia, nim nie przebiegnie się po ponad 500 stronach zagadki.
Książka przyciąga. Ma w sobie siłę równą niemalże przyciąganiu ziemskiemu. Magnetycznie działa na mnie tytuł. Magnetycznie działa opis, znajdujący się na obwolucie. W stan niepokoju wprawia okładka o genialnym zamyśle i jeszcze lepszym wykonaniu, nie zniechęcając, lecz jeszcze mocniej popychając w kierunku zagłębienia się w lekturę.
Największy zachwyt wzbudza we mnie kreacja głównej bohaterki. Lana Idle prezentuje się z taką gracją i subtelnością, o jaką rzadko we współczesnej literaturze. Autor dokonuje niebywałego czynu prezentując ją niesamowicie realistycznie, ukazując proces utraty pamięci, zagubienie i niepewność rodzące się w głębi jej serca. Ból wylewający się z serca tracącej pamięć bohaterki jest w pełni realny, niemalże dający się dotknąć. Ani przez chwilę jej postać nie wydaje mi się nieszczera czy niedopracowana, każdy jej krok jest przemyślany, każdy zabieg stylistyczny dopracowany do perfekcji. Co więcej – dialogi z udziałem babci to bezsprzecznie mistrzostwo świata. Wnoszą do książki dawkę orzeźwienia, uśmiechu i rozluźnienia dokładnie tam, gdzie jest to potrzebne, by chwilę później jeszcze mocniej czuć napięcie akcji. Z resztą – wiele nie mówiąc – warstwa stylistyczna powieści stworzona została na najwyższym poziomie, stąd ogromny ukłon również dla tłumacza.
Słabszą stroną książki jest dynamika akcji. Być może jest to efekt samego gatunku – thriller medyczno-technologiczny nasycony jest profesjonalnym słownictwem, analizami niedostępnymi często przeciętnemu czytelnikowi. Dla mnie warstwa medyczna nie stanowiła problemu, techniczna jednak wybijała mocno z akcji oraz – jakby na siłę – spowalniała bieg wydarzeń. Nie do końca przekonuje mnie również sposób przedstawienia Nata. Od niemalże pierwszej strony czuję wobec niego niechęć. Zachowania podejmowane przez niego drażnią, nawet gdy wydają się być w pełni logiczne i uzasadnione. Wraz z biegiem czasu moje nastawienie do niego nie zmienia się, a w kontraście do coraz bardziej przekonującej do siebie babci, niechęć do wnuka jedynie się wzmaga. Czy był to zamysł autora? Jaki był cel w tak skonstruowanej postaci? Nie wiem, nie oceniam. Wiem jedynie, że ten element książki mnie nie przekonuje.
To, na co warto zwrócić uwagę w przypadku „Zabawki diabła” to fakt, że powieść daje czytelnikowi coś więcej niż dreszcz emocji oraz kilka godzin spędzonych na wartościowej lekturze. Autor podejmuje się tematyki realnej, bliskiej człowiekowi, która – pod postacią historii z kart powieści ostrzega przed zagrożeniem, mającym realne prawo bytu. Zamykając książkę niepokój zostaje we mnie, nie znika wraz z ostatnią stroną, nie ląduje na półce. Zmusza do myślenia i wyciągania wniosków. Zmusza do obrania własnej pozycji wobec poruszanej tematyki. Ostrzega – mam nadzieję – wystarczająco wcześnie, by nie stać się kolejną zabawką diabła.
Informacje o książce:
Tytuł: Zabawka diabła
Tytuł oryginału: Devil’s Plaything
Autor: Matt Richtel
ISBN: 9788377587171
Wydawca: Akurat
Rok: 2014