Magda Omilianowicz napisała książkę, przy której czytaniu cierpnie skóra i włos jeży się na głowie. Tytułowym wampirem jest Leszek Pękalski, psychopata, nekrofil, zabójca i gwałciciel. Człowiek o mocno zaburzonej osobowości i zmianach organicznych w ośrodkowym układzie nerwowym. Choć właściwie określenie „człowiek” w tym przypadku jest chyba nadużyciem. Zachowanie bestii z Bytowa przypominało bardziej zwierzęce dążenie do zaspokojenia popędu za wszelką cenę, tu i teraz, natychmiast. Zmieniał się wtedy, zaczynał się trząść, ślinić, zachowywał się co najmniej dziwnie. Zero empatii i jakichkolwiek uczuć wyższych. Jeżeli współczucie, to tylko dla siebie samego, biednego, odrzucanego przez wszystkich Leszka. Najważniejsze to najeść się do syta, albo najlepiej na zapas oraz zaspokoić swój popęd seksualny. A ów był monstrualny, potrafił zawładnąć Pękalskim bez reszty, wszystko inne odsuwając na bardzo daleki plan.
Pisząc reportaż, autorka rozmawiała z rodzinami ofiar w pamięci, których wydarzenia sprzed lat nie zatarły się ani na jotę, wciąż tak żywe, jakby miały miejsce wczoraj. Żal po stracie bliskich dalej boli. Namówiła na zwierzenia samego „wampira”, ale też osoby znające Pękalskiego bliżej, udzielające mu pomocy: jego wujka, siostrę bliźniaczkę, babkę Nowakową, u której dłuższy czas mieszkał. Nikt z nich nie przypuszczał, kim tak naprawdę jest ten niechlujny, wiecznie głodny, stroniący od ludzi i gadający wiecznie o kobietach i żeniaczce chłopak.
Wiele z morderstw autorka zrekonstruowała w kolejnych rozdziałach, opierając się na informacjach uzyskanych z wywiadów, z prasy, z akt postępowania w poszczególnych sprawach. Przedstawiła je w sposób sfabularyzowany, konstruując prawdopodobne dialogi, monologi wewnętrzne, odtwarzając scenerię i okoliczności, przytaczając też fragmenty zeznań. Trzeba przyznać, że w ten sposób jeszcze wzmogła siłę oddziaływania tekstu na wyobraźnię czytelnika.
Z jej rozmów ze sprawcą wyłania się odpychający obraz bestii, traktującej kobiety (a szerzej, w ogóle ludzi) w sposób czysto instrumentalny i nawet niepróbującej tego maskować. Jego słowa: „może mi dadzą dziewczynę z Caritasu”, jakby mowa była o rowerze czy innej pożądanej przez niego rzeczy, przerażają. Spacerując wzdłuż szosy i spoglądając na mijające go pojazdy, marzył o posiadaniu samochodu. Ale nie w celu li tylko wycieczek krajoznawczych.
„Najlepszy byłby duży samochód, taki żuk, dajmy na to, albo nyska. Mógłby w nim przez wiele dni trzymać dziewczynę i jeździć z nią po całym kraju, a i tak nikt by nie wiedział, co Leszek ma w środku”.
Sam opis zdarzeń to jedno. Faktycznie budzi emocje, które każą co i rusz odkładać książkę, by po chwili jednak nerwowo znów po nią sięgać. Ważne jest jednak, jak wiele ważnych pytań przychodzi nam do głowy w trakcie lektury, ile ważkich refleksji i moralnych dylematów przewija się przez nasze myśli, zaprzątnięte tematem jeszcze długo po przeczytaniu ostatnich stron.
O ile trudne dzieciństwo, alkoholizm lub choroba psychiczna rodziców, złe traktowanie przez nich, przemoc fizyczna i psychiczna, znęcanie się w szkole, poniżanie przez rówieśników, kształtują osobowość, wpływają na późniejsze postrzeganie rzeczywistości, wybory. Jak duże w tym zakresie znaczenie mają geny. Czy gdyby Pękalski był kochanym i chcianym dzieckiem, wychowywał się w spokojnej, troskliwej rodzinie, zostałby innym, lepszym człowiekiem ? A jednak żadne z jego rodzeństwa nie poszło tą samą drogą. Czy gdyby zauważono wcześniej jego problemy psychiczne i emocjonalne, objęto go odpowiednią terapią psychologiczną i leczeniem farmakologicznym, można by przeciwdziałać tak dużemu zwichnięciu osobowości? Przecież pierwsze symptomy było widać już we wczesnym dzieciństwie. Lubił znęcać się nad zwierzętami, „patrzeć, jak moja żona kury na rosół zabija”. Nawet te kury swą drobną ręką przytrzymywał, by się przy tym zabijaniu nie wyrywały.
Sam Pękalski podkreślał mocno swoje nieszczęśliwe dzieciństwo, starając się rozbudzić w ludziach współczucie. Był przekonany, że może ono usprawiedliwić wszystkie jego późniejsze bestialskie postępki. Czy jednak miał rację?
Wątpliwości wzbudza też słuszność wyrażania zgody na liczne wywiady, jakich Pękalski udzielał dziennikarzom. Był tym zachwycony. Szum medialny wokół jego osoby imponował mu. Było to dodatnie wzmocnienie zbrodniczych zachowań. To nie jedyny przestępca, który stał się celebrytą, o którym pisano artykuły, książki, kręcono filmy. Manson, Bundy, Trynkiewicz, Breivik – wszyscy oni odcinali kupony od swojej popularności. Stawali się coraz bardziej zadowoleni z siebie, roszczeniowi i rozkwitali w blasku fleszy i atmosferze zainteresowania. Czy to jednak w porządku wobec ofiar, ich rodzin i całego społeczeństwa?
Dylematów jest znacznie więcej. Choćby fakt, że obecnie nie orzeka się kary śmierci i tacy ludzie przebywają w więzieniach na koszt nas wszystkich. Pękalski miał w więzieniu lepiej niż na wolności, co sam przyznawał. Gdyby jeszcze do celi doprowadzano mu dziewczyny, to byłby po prostu szczęśliwy. Może gdyby ten, którego większość rozmówców autorki opisuje jako wałkonia i lesera, musiał w więzieniu podjąć pracę i odpracować swój wikt i opierunek, bardziej by odczuł ten pobyt jako karę, a nie nagrodę.
W trakcie lektury zaczynamy też doceniać współczesne zdobycze kryminalistyki, możliwość oznaczania materiału genetycznego i inne technologiczne osiągnięcia. Gdyby wówczas było możliwe posłużenie się takimi metodami, w tym centralną bazą komputerową przestępstw, co pozwoliłoby na połączenie z sobą ofiar z różnych rejonów Polski, to uratowałoby to życie wielu kobietom. Bowiem Leszek Pękalski, choć niby upośledzony umysłowo, działał nad wyraz sprytnie, doskonale się kamuflował i mylił tropy, jeżdżąc po całym kraju. Podczas przesłuchań zaś zręcznie manipulował nawet doświadczonymi śledczymi. Jak na osobę, która chciała uchodzić za chorą psychicznie i niepoczytalną, bardzo skrupulatnie przygotowywał się do zbrodni i je planował.
Dlatego, choć ustawa o bestiach, na mocy której sąd może umieścić osobę, która po odbyciu kary nadal stwarza zagrożenie, w Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie, budzi wiele kontrowersji, to jednocześnie nie można jednoznacznie zgodzić się z takimi, naprawdę wielkimi autorytetami jak profesor Monika Płatek czy Adam Bodnar, że jest to niedopuszczalne. To po prostu następny dylemat, trudny, a może nawet niemożliwy do zero-jedynkowego rozstrzygnięcia: dobro jednostki czy bezpieczeństwo reszty społeczeństwa.
Jak na jedną, niewielką objętościowo, bo niespełna 250 stronicową książkę, tematów do przemyślenia nasuwa się bez liku. I oprócz świetnego researchu, literackiej biegłości, nośnego tematu, to jednak te nasze późniejsze refleksje i zaduma nad złożonością świata i ludzkiej psychiki są chyba najcenniejszą wartością tego znakomitego reportażu.
Informacje o książce:
Tytuł: Wampir. Jak rodzi się zło
Tytuł oryginału: Wampir. Jak rodzi się zło
Autor: Magda Omilianowicz
ISBN: 9788396127228
Wydawca: Kompania Mediowa
Rok: 2021