Izabela Kiwior, z wykształcenia germanistka, postanowiła, że w ciągu dwóch lat zwiedzi wszystkie parki narodowe Polski. Udało jej się wykonać plan. Jeżdżąc po Polsce pociągami, autobusami, po parkach przemieszczając się pieszo, bądź rowerem pokonała wiele kilometrów. Wycieczki odbywała w towarzystwie przyjaciół i samotnie.
„[…] okazało się, że tylko to było najważniejsze w tych wszystkich parkach narodowych, żeby być w drodze, nieważne, w jakim celu, albo do jakiego celu, ale po prostu być w drodze na szlaku”.
Autorka wszędzie zabierała ze sobą książeczkę „Najpiękniejsze miejsca. Polska. 23 parki narodowe”, z której czerpała wiedzę o poszczególnych parkach narodowych i w której zbierała pieczątki PTTK z zaliczonych parków. Obszerne cytaty z tej książki można znaleźć w „Szlakami polskich parków narodowych”. Wycieczki zwykle były jedno-dwudniowe, więc w zasadzie było to tylko liźnięcie każdego parku, jakby dla samego zaliczenia i pieczątki „tu byłam”. Tym bardziej że zwiedzanie większości parków odbywało się zimą lub późną jesienią i jeśli to dotyczy gór, które mają swój urok o każdej porze roku, to parki nizinne, które, poza ukształtowaniem terenu, mają do zaoferowania niezwykle bogatą roślinność i faunę, nie pokazują o tej porze roku całego swego uroku. Szczególnie gdy w drugim roku zwiedzania autorka pędziła na rowerze na łamanie karku, byleby przejechać założony wcześniej teren. Dziwi też nieprzygotowanie Izabeli Kiwior do zwiedzania, do czego sama się przyznaje. Już na miejscu szukała map, czy informacji o parkach, podczas gdy w dobie internetu nie trzeba zbytniego wysiłku, by wcześniej rozplanować podróż i poczytać o celu wycieczki. Razi też brak researchu szczególnie przed napisaniem książki, np. gdy na Roztoczu, mijając tamtejszy Gogolin, uważa, że to do tego miejsca szła Karolinka, a Karliczek za nią.
Dużym za to plusem jest sam sposób opowiadania. Autorka ma świetny gawędziarski styl, wyprawy skłaniają do głębokich przemyśleń i autorefleksji. Pozwalają na oderwanie się od rzeczywistości.
„Myśli zabierają sporo energii, a zwłaszcza te negatywne, więc by odłączyć się od tych wszystkich zależności dnia codziennego, spraw do załatwienia, niepotrzebnych rozmów, czy kłótni, po prostu wsiada się do pociągu, czy autobusu i po prostu jedzie”.
Obcując z przyrodą, człowiek pozbywa się negatywnych emocji, nabiera sił na życie po powrocie do codzienności, ładuje akumulatorki. Choć dziwi przy tym stosunek autorki do zwierząt, panicznie boi się spotkać na szlaku sarnę, łosia, czy innych przedstawicieli parkowej fauny. Zwykle jest odwrotnie, należy bać się ludzi, nie zwierząt, które najczęściej są bardziej od nas wystraszone. Autorka, pochodząca z terenów górskich, najbardziej kocha i czuje góry i to widać w jej opowieści.
„Podobno jest tak, że jeśli czas i sytuacje dnia codziennego są trudne, to wyjeżdżasz w góry”.
Najwięcej miejsca w książce przeznaczyła na opisy wypraw w góry. Mam wrażenie, że parki nizinne odwiedziła tylko po to, by je dodać do swej kolekcji.
W opisach wypraw za mało jest przyrody, opisów otoczenia, a najwięcej historii tego, czy było zimno, ślisko, czy buty obtarły i jakie piwo autorka i jej towarzysze pili wieczorami. Książka jest obszerna, mam więc niedosyt opowieści stricte o przyrodzie parków narodowych, a przecież właśnie dla jej zachowania parki zostały utworzone.
Autorka musi też jeszcze popracować nad składnią i odmianą wyrazów, szczególnie nazw miejscowości.
Zabrakło mi w tej książce zdjęć. Izabela Kiwior przy każdej okazji wspomina, że robiła bogatą dokumentację fotograficzną z każdego parku, jednak nie ma tu ani jednego zdjęcia. Na początku każdego rozdziału są tylko schematyczne mapki obrazujące trasy, które są w nim opisane.
Jestem pod wrażeniem odbytych wypraw i podziwiam autorkę za osiągnięcie wymarzonego celu. Zwiedzenie w ciągu dwóch lat wszystkich dwudziestu trzech parków narodowych to nie lada wyczyn, szczególnie że turystka poruszała się transportem publicznym, a w nie wszystkie miejsca jest łatwo dojechać. To jeszcze u nas kuleje, mamy przepiękne tereny i krajobrazy, ale słabą infrastrukturę i nie umiemy wyeksponować i zareklamować polskiej przyrody, tak jak na to zasługuje.