A miało być tak pięknie… Mama miała rację, nie oceniaj książki po okładce! Pierwsze dwadzieścia stron pokaże, z czym się męczysz. Oto przykład książki, która jest zbyt ciężka, by mieć siłę ją skończyć i zbyt banalna, by mieć o niej dobre zdanie. Krytycznie już od początku? Może i tak, jednak czasami człowiek spodziewa się po prostu więcej, a dostaje mniej niż zwykle.
Kate ma siedemnaście lat. Na początku książki główna bohaterka wiedzie życie spokojne i poukładane, w sumie dość nudne. Chociaż to może niedomówienie, bo bardziej monotonne niż nudne. Cały swój czas dzieli między dom, szkołę i sztuki walki. Wszystko jest tak, jak powinno być, dopóki na jednym z treningów dziewczyna nie poznaje Adriana (chłopak oczywiście jest przystojny). Główna bohaterka jednak nie może wyjść ze zdumienia, bo on pojawił się kiedyś w jej… śnie. Tu się zaczyna dziać. Kate ciągnie do Adriana, który oczywiście na pierwszym spotkaniu doprowadza ją do szewskiej pasji, wywołując niemal atak fizyczny ze strony dziewczyny, jednak jest jeszcze były chłopak Kate, który wciąż jest w niej zakochany i stara się ją odzyskać. Dramatyczność tych scen jest płytka jak sadzawka. Kilka dni później okazuje się, że Adrian podjął pracę w szkole, do której chodzi Kate i jest jej nauczycielem wf-u. Jak już można śmiało wyciągnąć wnioski, tych dwoje będzie razem. Tylko, czy Adrian czasem czegoś nie ukrywa?
Mówiąc szczerze, jestem zawiedziona poziomem, jaki zaprezentowała autorka. Nie zdarza mi się często zjechać książkę od A do Z, ale ta naprawdę na to zasługuje. Najdziwniejsze jest to, że jako Czytelnik męczyłam się z tą książką od pierwszej strony, a to naprawdę nie zdarza mi się często. Może chodzi o styl, który jest tak prozaiczny (nie znajdując lepszego słowa), że aż mnie kłuje po oczach. W tym miejscu pragnę podkreślić, że nie znam osobiście autorki, nie miałam z nią styczności i cała recenzja jest wyłącznie spojrzeniem człowieka, który czyta książki przez cały czas i widział już nie jedno. Nie zniechęcam oczywiście do pisania, bo wiem, że to dobre i przydatne, ale radziłabym przemyśleć koncepcje. W moim odczuciu książka jest po prostu banalna. Nie wnosi nic, kuje po oczach. Główna bohaterka jest wykreowana, aż przerysowana w swojej niewiedzy, często w bezmyślności czy przejaskrawionych uczuciach. Mówiąc szczerze, w prawdziwym życiu nie znam nikogo, kto po tygodniu był zakochany, po dwóch uprawiał seks, a po trzech deklarował miłość do grobowej deski. Trochę życia, proszę. To, że jest to książka fantasy (nie domyśliłabym się przez większość tekstu, gdyby nie napis na tylnej okładce), nie usprawiedliwia wszystkiego. Mogę być w tym momencie za ostra, ale jeśli już coś trafia do księgarni, ludzie mają to czytać, to niech to ma chociaż sens. Jestem zawiedziona, co podkreślę znów, stylem. Książkę się czyta ciężko, narracja jest męcząca, bohaterce brak którejś klepki… mogę mnożyć zarzuty. Fakt jest taki, że nie podoba mi się ani trochę. Jest to po prostu książka, przez którą miałam depresję. Po pierwsze, opisy, które są rozwlekłe i bezsensownie szczegółowe w miejscach, gdzie ich raczej nie powinno być. Po drugie, powtarzanie w jednym akapicie piętnaście razy wyrazów miłości też doprowadza do mdłości. Strasznie trudno znaleźć mi jeden cytat i powiedzieć: to jest źle. Całość jest strasznie ciężka, nie pojedyncze zdania.
Kończąc mój w pełni bezstronny wywód, przepraszam autorkę za ostre słowa, ponieważ pani Darii nie znam i moim celem nie było zranienie jej uczuć jako „matki tego dzieła”. Jednak ktoś musi wyrazić się jasno. Nie jestem ekspertem. Jestem sarkastyczna z natury, krytyczna z powołania, ale starałam się spojrzeć na tą książkę z dystansem. To właśnie moje zadanie. Może pora przemyśleć rzeczy, które wytoczyłam. Ta książka nie jest sama w sobie zła. Jest po prostu niefachowo zrobiona. To jej największy minus, do spółki ze stylem wczesno- nastoletniej dziewczynki, która wydała pierwszą rzecz, którą sama napisała.
Informacje o książce:
Tytuł: Świat cieni. Więzy krwi
Tytuł oryginału: Świat cieni. Więzy krwi
Autor: Daria Milko
ISBN: 9788379422067
Wydawca: Novae Res
Rok: 2014