Z pewnością nie raz słyszeliście powiedzenie „Zobaczyć Neapol i umrzeć…” A ja, po lekturze książki Doroty Ceran, mogę je nieco zmodyfikować i rzec – „Przeczytać i… zapragnąć odwiedzić to miasto!” Nie każdy może pozwolić sobie na taką podróż, ale zapewne większość może sięgnąć po książkę pod intrygującym tytułem „Smutku nie cenią w Neapolu”. Szczególnie na progu wiosny, kiedy w naszych głowach rodzi się tęsknota za latem, a wraz z nią – plany wakacyjne.
Niestety, nigdy nie byłam ani w samym Neapolu, ani we Włoszech w ogóle. Jeśli chodzi o podróże dalsze, to – jak dotąd – pozostaję raczej na etapie „spacerowania palcem po mapie”. A ściślej rzecz ujmując – jest to stadium mentalnej podróży w krainę książek podróżniczych (których zresztą zrecenzowałam już kilka). Takim wyprawom jesienna i zimowa aura sprzyja najbardziej. I stąd kolejna przeczytana pozycja. I kolejna recenzja. Cel wyprawy? Neapol, oczywiście!
Autorką „Smutku nie cenią w Neapolu” jest Dorota Ceran, dziennikarka związana z łódzkim oddziałem TVP. Jak przeczytać możemy na stronie TVP Łódź:
„książka powstała ze złości – na to, że wszyscy piszą i mówią o śmieciach w Neapolu, o tym, że to miasto jest brudne i niebezpieczne. [Autorka] Chciała pokazać, że to nieprawda”.
I rzeczywiście, Dorota Ceran swoją opowieść o Neapolu zaczyna nietypowo – od śmieci. Ale spokojnie, czyni to tylko po to, by – rozprawiwszy się ze „śmierdzącymi” kwestiami, przejść do zagadnień ważniejszych, ciekawszych i piękniejszych.
I tak, autorka prowadzi nas drogami Neapolu – stolicy pizzy, kolebki włoskiej mafii, miasta świętych i grzeszników. Prowadzi nas poprzez poszczególne dzielnice i części miasta, place i uliczki, z których jedne są piękne i luksusowe, a inne… no cóż, pomińmy to milczeniem. Prowadzi „na górę” – na Wezuwiusz i w dół, do Neapolu podziemnego (skrywającego w sobie antyczny teatr). W poszczególnych, krótkich rozdziałach, zatrzymuje się na chwilę w obiektach sakralnych, zamkach i muzeach. Przy okazji opowie jakąś ciekawą historię, jakąś anegdotkę; nawiąże do opery, współczesnego filmu czy muzyki – raczej zostawiając Czytelnika z poczuciem niedosytu niż znudzenia. Następnie autorka prowadzi do klimatycznych włoskich trattorii, gdzie zaprasza na prawdziwą włoską margheritę (a przy okazji opowiada, skąd wzięła się pizza oraz nazwa i szczególny wygląd tej konkretnej). Podpowiada, gdzie mamy szansę wypić włoskie cappuccino czy espresso w towarzystwie hollywoodzkich gwiazd, no i – czemu kelner raczej nie poda nam kawy do deseru. Wszystko utrzymane w stylu opowieści kogoś, kto jest autentycznie zafascynowany tym miejscem i ludźmi, którzy je zamieszkują. Może to właśnie mieszkańcy Neapolu, a nie samo miasto, są bohaterami książki Ceran. Autorka przedstawia ich w taki sposób, że cechy stereotypowo postrzegane jako wady zamieniają się w zalety. I tak oto nagle okazuje się, że Neapolitańczycy wcale nie są ani flejtuchami czy troglodytami (aluzja do rzekomych gór śmieci), ani piratami drogowymi, ani tym bardziej złodziejami czy bandytami, czyhającymi na torebkę lub życie turysty. Oni po prostu są… wyluzowani, pełni życia, barwni. Zupełnie inni niż my, Polacy. I przede wszystkim… nastawieni przyjaźnie. Całość tej neapolitańskiej opowieści dopełniają liczne fotografie (czarno-białe) oraz odręcznie szkicowane mapki co ciekawszych zakątków.
Chociaż Dorota Ceran jest filologiem, wykładowczynią akademicką i dziennikarką, Czytelnikowi daje się poznać przede wszystkim jako wielka miłośniczka i pasjonatka Neapolu i wszystkiego, co z nim związane. Miasta, które jest jej miłością i życiem. Miasta, do którego podróżuje od 20 lat. Miasta, któremu poświęciła książkę. Zaś w tej książce – jako narrator – pełni rolę przede wszystkim przewodnika. Ale nie takiego zwykłego, konwencjonalnego i nudnego. Autorka jest przewodnikiem – gawędziarzem (ten, kto kiedykolwiek brał udział w spływie tratwą po Dunajcu, ten wie, co mam na myśli). Do perfekcji opanowała sztukę budowania bliskiej i bezpośredniej relacji z Czytelnikiem, pobudzania jego wyobraźni, zaciekawiania, rozbawiania. Osiągnęła to między innymi dzięki narracji pierwszoosobowej oraz licznym, bezpośrednim zwrotom do czytelnika, zaczerpniętym z mowy mówionej, a także niezwykle barwnym i plastycznym opisom. W neapolitańskiej opowieści Ceran nie zabrakło ponadto licznych, zabawnych anegdot z jej podróży do Neapolu oraz ogromnej dawki poczucia humoru i zdrowego dystansu do siebie oraz otaczającej rzeczywistości. Na marginesie, to właśnie ten ostatni element pozwolił autorce rozprawić się z wieloma błędnymi i krzywdzącymi stereotypami krążącymi wokół tego miasta (chociażby, że jest śmierdzące i niebezpieczne, bo rządzone przez Comorrę, czyli włoską mafię). Przypadł mi do gustu właśnie ten charakterystyczny styl pani Doroty – lekki, dynamiczny, dowcipny i „kontaktowy”, dzięki któremu czułam się, jakby autorka dosłownie stała obok i prowadziła ulicami gwarnego i barwnego Neapolu. Bawiąc i ucząc jednocześnie, a do tego gasząc wszelkie niepokoje. Miasto to stało się dla mnie bliskie i „dziwnie” swojskie. I chociaż nie wiem, czy – ze względu na swoje zatłoczenie, gwarność i wszechogarniający chaos – przypadłoby mi do gustu, to jednego mogę być pewna – wybierając się tam, książkę Doroty Ceran zabiorę ze sobą na pewno. Nawiasem mówiąc, gdyby nagrać ją w formie podcastów, sprawdziłaby się idealnie jako osobisty przewodnik-towarzysz, którego można słuchać podczas spacerów i zwiedzania Neapolu; to dopiero byłoby „prowadzenie za rękę”!.
Podsumowując, „Smutku nie cenią w Neapolu” to pozycja obowiązkowa dla miłośników Italii oraz wszystkich planujących podróż do tego miasta. Dla mnie osobiście, książka poświęcona jednemu miastu okazała się nieco zbyt szczegółowa. Ale mimo to przeczytałam ją szybko i z przyjemnością.
Informacje o książce:
Tytuł: Smutku nie cenią w Neapolu
Tytuł oryginału: Smutku nie cenią w Neapolu
Autor: Dorota Ceran
ISBN: 9788379425303
Wydawca: Novae Res
Rok: 2015