Literatura obyczajowa

Na krawędzi widelca. Spowiedź bulimiczki – Natalia Krzesłowska

Recenzja książki Na krawędzi widelca. Spowiedź bulimiczki - Natalia Krzesłowska

Na krawędzi widelca. Spowiedź bulimiczki
Natalia Krzesłowska

O zaburzeniach odżywiania mówi się dużo. Eksperci ostrzegają. Rodzice pilnują pociech, świadomi problemu. Choć problem ten jest charakteryzowany jako problem młodych ludzi (czy też: fanaberie nastolatków), dotyczy on zarówno każdej grupy wiekowej, jak i obu płci. Nie jest zależny od statusu społecznego, rasy, orientacji seksualnej. Coraz mniej też od otoczenia. Wydawałoby się, że człowiek, który zna problem, nie „wdepnie” w to bagno i uchroni siebie i bliskich przed gehenną wychodzenia z choroby psychicznej. Jednak wielokrotnie wiedza jest tym motorem, który napędza do działania. Do pogoni za perfekcją? Za akceptacją otoczenia? Za niedoścignionym. Za kontrolą nad samym sobą.

Główna bohaterka, którą niemal od razu uosabiam z autorką, miała szczęśliwe dzieciństwo. Normalną rodzinę. Miłość. Akceptację. Nie wspomina nic o szykanach ze strony rówieśników czy innych tego typu akcjach, które często są zapalnikiem do mało logicznych decyzji. Nie. Dziewczyna była całkiem normalna, jak sama twierdzi. Jedynym odchyleniem od normy można by nazwać jej sympatię w stosunku do szkoły, ale to jeszcze nie jest jakiś objaw. Nagle zaczyna się odchudzać. Jest młoda, ma zaledwie piętnaście lat. Na początku tradycyjne pięć kilogramów, z którymi walczyła chyba każda kobieta na świecie. Pięć kilo mniej dla lepszego samopoczucia. Dziewczyna zaczęła bardzo restrykcyjną dietę, wycieńczające ćwiczenia i uczy się dość szybko, jak ukrywać przed rodziną fakt niejedzenia. To jest najbardziej kreatywny element odchudzania. Jak jeść, by nie jeść. Czuje się silna i pewna siebie, im więcej chudnie, tym jest mocniejsza. Mija zima, a nasza bohaterka już nie ma jak ukrywać skrajnej niedowagi. Po wizytach u lekarzy, dawkach leków i terapii, dziewczyna powoli wraca do zdrowia. Kończy liceum, idzie na studia, które na dłuższą metę wcale ją nie kręcą. Po skończeniu ich zaciąga się jako barmanka na statku.

Tu zjawia się kolejna „przyjaciółka”. Bulimia. W drugim sezonie dziewczyna tak bardzo boi się być gruba. Jednak ma też napady głodu. Wymiotowanie na zawołanie, jawi się w jej skrzywionej anoreksją głowie jako idealny sposób na utrzymanie wagi. Jednak o ile przy anoreksji była silna, o tyle jako bulimiczka jest obrzydzona samą sobą. Potrzebuje pomocy.

Czy uda jej się wybrnąć z najgorszego? Ile musi przejść, by w końcu dotarło do niej, jak kruche jest jej życie?

Nie jest to moje pierwsze spotkanie z tym tematem. Depresja, anoreksja, bulimia i samookaleczenie. Bohaterka miała cały pakiet. Autorka zaczyna bardzo prywatnie. Wszystkie słowa wstępu są skierowane bezpośrednio i wyjawiają myśli autorki. To jej spowiedź. Jej historia. Kiedy Czytelnik stopniowo zagłębia się we wspomnienia dziewczyny, wchodzi w jej świat. Jest to brutalnie intymna i prywatna książka. Nie raz pojawiła się w mojej głowie myśl, że nie jest to poradnik dla ludzi o podobnych problemach, co jej osobisty sposób na poradzenie sobie z długimi latami choroby. Dziewczyna nigdy nie będzie zdrowa. Zaburzenia odżywiania to problemy psychiczne. Zawsze będzie anorektyczką i bulimiczką. Każda styczność z jedzeniem będzie w jakiś sposób naznaczona myśleniem osoby chorej. Bohaterka w pewnym momencie przechodzi ewolucję. Z osoby, która wyliczała sobie na palcach porcje jedzenia, obsesyjnie liczyła kalorie i uważała na wszystko, w osobę obsesyjnie pożerającą kolejne desery i dania. Nie szukam tu logiki. Takie osoby nie noszą w sobie logiki. Najbardziej poruszył mnie wątek próby wyjścia. Kolejne wizyty u różnych lekarzy, pobyty w szpitalach, które zamiast pomóc, jeszcze bardziej niszczyły dziewczynę. Kolejne leki, które pomagając w jeden sposób, niszczyły w inny.

Książka jest ciągiem myślowym przetkanym nielicznymi wtrąceniami osób trzecich. Jest bardzo niekiedy skrótowym opisem tych lat, gdzie autorka przez niektóre kwestie po prostu przeskakuje, by skupić się na innych. Nie wiem, dlaczego, ale do mnie ta książka nie przemawia. Może sposób przekazu, grubo ponad trzysta stron ciągłego monologu przetkanego wierszami. Moją wiedzę na temat zaburzeń i podejście do nich ugruntowały trzy książki: Elisabeth Zöller, Brigitte Kolloch „Dziennik bulimiczki”, Heidi Hassenmüller „W sidłach anoreksji” i Judith Fathallah „Chuda” oraz kontakt sporadyczny z kilkoma dziewczynami z zaburzeniami odżywiania. Nie twierdzę, że ta książka jest zła. Historia Natalii Krzesłowskiej, która wyszła spod jej własnego pióra wydaje mi się po prostu odbierana przez ścianę. Emocje nie są tak żywe i tak oddziaływujące na Czytelnika. Może powodem jest fakt, że są to wspomnienia Autorki. Może fakt, w jaki została ta książka napisana, czyli ciąg myślowy. Jedne wydarzenia mieszają się z innymi, są pogrupowane względem zaawansowania choroby. Może po prostu Autorka ma zbyt wąski warsztat.

Polecam, by poznać bohaterkę. To dziewczyna, która wiele w życiu przeszła. Choć niestety jest to książka dla ludzi o dużej tolerancji na ciężki sposób opisów. To odpowiednie słowo. Ta książka jest po prostu ciężka w odbiorze. Nie koniecznie z powodu bagażu emocjonalnego. Po prostu jest tu pewien rodzaj przesytu. Autorka chciała pokazać wszystko w jak najlepszej formie i niekiedy po prostu przesadziła.

Informacje o książce:
Tytuł: Na krawędzi widelca. Spowiedź bulimiczki.
Tytuł oryginału: Na krawędzi widelca. Spowiedź bulimiczki.
Autor: Natalia Krzesłowska
ISBN: 9788379428236
Wydawca: Novae Res
Rok: 2015

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać