Ryszard Ćwirlej. To nazwisko już od dłuższego czasu przykuwało moją uwagę. Dlaczego? Cóż, powody są dwa. Po pierwsze, lubię czytać książki polskich autorów. Często zdarza się bowiem, że zachwycamy się – i słusznie – kryminałami Cobena, czy tak modnymi teraz autorami ze Skandynawii. Umykają nam jednak nasi rodzimi twórcy, a szkoda. Wszak dobry kryminał, z solidnie zarysowanym tłem obyczajowym, potrafi dostarczyć nam dużo rozrywki. Jeżeli zaś jego akcja osadzona jest w Polsce, to lektura staje się -przynajmniej dla mnie – jeszcze ciekawsza. Drugim powodem mojego zainteresowania Ćwirlejem był… internet. Bardzo często na różnych stronach poświęconych książkom natrafiłem na reklamę jego twórczości. Zresztą autor jest już znanym pisarzem, a jego kryminały neomilicyjne spotkały się z życzliwym przyjęciem ze strony czytelników. Kiedy więc nadarzyła się okazja, aby przeczytać w końcu jego książkę, byłem z tego niezmiernie rad.
Do moich rąk trafił najnowszy tytuł „Milczenie jest srebrem”. Czym prędzej więc zatopiłem się w lekturze.
Gniezno. Każdy z nas słyszał o tym mieście. Pierwsza stolica Polski. Pierwsza w Polsce metropolia kościelna. Siedziba arcybiskupstwa, nierozerwalnie związana z postacią świętego Wojciecha biskupa i męczennika, głównego patrona naszej Ojczyzny. To właśnie jego relikwie, spoczywające w przepięknym sarkofagu, znajdują się w gnieźnieńskiej katedrze. Wreszcie jest Gniezno stolicą prymasowską. Historycznie rzecz ujmując, to właśnie Prymas Polski jest najważniejszym polskim biskupem – „primus inter pares”. To właśnie on posługuje się zaszczytnym tytułem „Kustosza relikwii św. Wojciecha”. Relikwie te są nie tylko czymś ważnym dla katolików. Przynależą one po prostu do polskiej tradycji, kultury i historii. Zastanówmy się przez chwilę co by się stało, gdyby zostały one skradzione. „Niemożliwe!”, wykrzykniecie oburzeni, nie dopuszczając nawet takiej ewentualności.
Niemożliwe? Okazuje się, że nie u Ryszarda Ćwirleja. Oto bowiem wokół takiego wydarzenia osnuwa on swoją najnowszą powieść. 19 marca 1986 roku proboszcz parafii archikatedralnej w Gnieźnie z przerażeniem zauważa, że ktoś ukradł srebrną figurę św. Wojciecha z sarkofagu. Sprawą rychło żyje cały kraj. Wszyscy są w szoku. Nie wierzą, że ktoś mógł się dopuścić takiego czynu.
Zanim jednak znajdziemy się w Gnieźnie, autor zabiera nas do Poznania. Poznajmy tutaj milicjanta Teofila Olkiewicza, postać kluczową dla całej historii. Wraz z nim zapoznajemy się z innymi przedstawicielami Milicji Obywatelskiej. Zastanawiałem się, jak scharakteryzować funkcjonariuszy, opisanych w książce. Myślałem, myślałem i.. Muszę to napisać wprost: milicjanci w powieści są po prostu głupi. Owszem, dopisuje im szczęście. Owszem, rozwiązują zawiłe sprawy, a nawet zyskują sympatię czytelnika. Nie zmienia to jednak faktu, że z całą pewnością nie należą do elity intelektualnej Polski Ludowej. No właśnie. Jakże nie wspomnieć o Polsce Ludowej, będącej tłem kryminalnej historii. Obraz „komuny”, jaki wychodzi spod pióra autora jest przytłaczający. Polska Ludowa jest szara, nijaka. Śmierdzi papierosami i wódką. Ludzie mają wielkie problemy z zakupem podstawowych artykułów. Można odnieść wrażenie, że nie brakuje tylko jednej rzeczy: wódki. Sam Olkiewicz jest nałogowym alkoholikiem. Wódką raczy się – oczywiście na służbie – większość milicjantów. Nie piją jednak z kieliszków. Kto by tam sobie nimi zawracał głowę. W zupełności wystarczą musztardówki. Tak więc alkohol gości niemal na każdej stronie, stając się istotnym elementem peerelowskiej codzienności. Milicjanci są w uprzywilejowanej pozycji, wszak mogą robić naloty na tzw. „meliny” zapewniając sobie niewyczerpany, a co równie istotne darmowy, zapas.
Oprócz milicjantów w książce pojawiają się jeszcze funkcjonariusze SB. Milicja Obywatelska i Służba Bezpieczeństwa to „organa”, stojące na straży bezpieczeństwa i porządku w socjalistycznej Polsce. Tak rozumie to pewien kapitan SB: „i nie mówcie mi, że ktoś u nas może być anonimowy. Nie ma nikogo anonimowego w tym kraju. My wiemy wszystko o wszystkich, bo to my jesteśmy strażnikami ładu i porządku socjalistycznego, dlatego dla dobra ogółu obywateli możemy zrobić wszystko, co jest niezbędne dla tych obywateli, nawet jakby im się to nie podobało”. Bardzo trafnie opisana zostaje komunistyczna rzeczywistość. Chociaż szara i nijaka, to jednak ludzie robią wszystko, aby jakoś w niej egzystować. Nie wiem czemu przychodzi mi na myśl, niezbyt pewnie cenzuralne, powiedzenie: „dziwki, konserwy i wódka bez przerwy”. Jeśli dodamy do tego milicjantów, mamy najkrótszy opis tła tego kryminału.
Oprócz Poznania i Gniezna w książce pojawia się jeszcze Gdańsk. Co łączy te miasta? Oczywiście srebro (no, może jeszcze wódka). Władza ludowa robi wszystko, aby odzyskać cenną relikwię. Jednak współpraca między SB, MO, a partią, nie zawsze jest zgodna. Każda z tych grup dba najpierw o własne interesy.
Obawiam się, że ktoś może powiedzieć, że ta recenzja jest nazbyt wielowątkowa. Jak jednak inaczej napisać recenzję tak wielowątkowej powieści?
Lubicie kryminały? Wyrazistych bohaterów, ludzi z „krwi i kości”, mających swoje wady i nałogi, ale w głębi serca dobrodusznych i wzbudzających sympatię? Chcecie się dowiedzieć, kto stoi za kradzieżą św. Wojciecha? Czy cenna relikwia została odnaleziona? Jeżeli tak, sięgnijcie po nową powieść Ryszarda Ćwirleja.
Informacje o książce:
Tytuł: Milczenie jest srebrem
Tytuł oryginału: Milczenie jest srebrem
Autor: Ryszard Ćwirlej
ISBN: 9788328707061
Wydawca: MUZA
Rok: 2017