Według słownika języka polskiego wydawnictwa PWN „oprawca” to ten, kto torturuje lub morduje kogoś z czyjegoś polecenia”. Wiek dwudziesty przyniósł Polsce wielu takich. W drugiej jego połowie (niestety) większość z nich rekrutowała się spośród Polaków. Ich zbrodnie wobec współobywateli do dnia dzisiejszego nie zostały należycie zbadane i osądzone. Istnieje pewna niemoc w środowisku nie tylko prawniczym, która blokuje tego typu inicjatywy. Jest to szczególnie widoczne teraz, gdy trwają debaty nad pochówkiem Wojciecha Jaruzelskiego, jednego z 118 „bohaterów”, pisanych w cudzysłowie, książki Tadeusza Płużańskiego pt. Lista Oprawców.
Jak wskazuje tytuł ta popularno-naukowa publikacja zawiera spis ludzi, których autor zakwalifikował do grupy oprawców. Byli to funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, Informacji Wojskowej, politruków, prokuratorzy i sędziowie sądów cywilnych i wojskowych, politycy pełniący wyższe funkcje w organach władzy, a także dziennikarze, krytycy literaccy, czy ludzie którzy nie dożyli lat powojennych.
Przykładem jednej z tych osób jest wspomniany przez Płużańskiego Teodor Duracz. Urodził się w 1883 roku a zginą z rąk Gestapo na Pawiaku w 1943 roku. W II RP jako adwokat bronił komunistycznych działaczy i szpiegów ZSRR. Sam zresztą był jednym z nich, i to nie byle jakim. Najważniejszą jednak jego winą, za którą znalazło się dla niego miejsce w tej książce była jego pośmiertna historia. W PRL został patronem Centralnej Szkoły Prawniczej. W niej (i jej podobnych pseudonaukowych placówkach) kształcili się przyszli adwokaci, sędziowie i prokuratorzy odpowiedzialni za śmierć m.in. Żołnierzy Wyklętych. Kursy te zwane były „duraczówkami”. Czy jednak jest to wystarczający powód by umieścić nazwisko Duracza przy chociażby Anatolu Fejginie. Ten za swoje uczynki był sądzony (choć wyrok nie zapadł) w 1958 roku przez PRL-owski Najwyższy Sąd Wojskowy za m.in. znęcanie się nad więźniami w czasie gdy piastował stanowisko zastępcy szefa Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego a w późniejszym okresie dyrektora X departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. (Duracz Teodor ss. 85-88,Fejgin Anatol ss. 96-102).
Innym przykładem niesłusznego zaklasyfikowania postaci do grona oprawców jest Julian Brun. Niewątpliwie nie jest on godzien zaszczytów jakie go spotkały (i nadal spotykają) będąc czarym charakterem w naszej historii, jednak do roli kata Polaków wiele mu brakuje. Według krótkiej notki biograficznej urodził się w 1886 roku. Należał najpierw do Socjaldemokratycznej Partii Królestwa Polskiego, później Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi. Silnie zwalczał Państwo Polskie… piórem! Za swoje poglądy i antypolską działalność słusznie został osądzony przez władze II RP w 1925 roku i skazany na 7 lat więzienia. Po roku został jednak wymieniony za polskich jeńców przetrzymywanych w ZSRR. Choć Brun zmarł 28 kwietnia 1942 roku w Saratowie, zdaniem autora „gdyby dożył Polski powojennej, sowieckiej, o której marzył patronował by więzieniu [nie jak dotychczas jednej z Warszawskich ulic – J.Sz.] i mordowaniu Żołnierzy Wyklętych i działaczy politycznych sprzeciwiających się stalinizacji. Ten kominternowiec, sługa wszechświatowej rewolucji tępiłby Polaków tak jak w 1920 roku i przez większość życia.” (Brun Julian ss. 43-47).
Mnie osobiście najbardziej przeszkadzały „wycieczki” autora pod adresem rodzin „bohaterów” książki. Na zakończenie opisu „dokonań” Juliana Bruna możemy poznać część drzewa genealogicznego jego rodziny. Czytamy o jego siostrze, Helenie która jest autorką powieści o młodości Stalina oraz jej mężu Stanisławie który w 1920 roku należał do Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski a żywot swój skończył na rozkaz Stalina, siostrzenicy Celinie, posłance na Sejm w czasach stalinowskich a później współpracowniczce KOR i „Solidarności”, czy żonie Juliana Stefanii która była córką Józefa Ulszlichta (Brun Julian s.46-47). Osoby te, w ten czy inny sposób były związane z ustrojem komunistycznym, wydaje się jednak, że w żaden sposób nie zasłużyły by je wymieniać razem z Julią Brystrygierową czy Stanisławem Radkiewiczem.
W książce występują również wtrącenia typu: „Na stronie Ż pod datą 2007 października 2007 roku, w rubryce Obiekt miesiąca, znajdujemy wpis: ceramiczna lampka oliwna (z gliny wypalanej) ma kształt muszli (konchy) i pochodzi z Ziemi Świętej. Według załączonego certyfikatu autentyczności wystawionego w 1975 przez antykwariat Momjian w Jerozolimie (Murista Rd. 190), pochodzi z IX wieku p.n.e. Do zbiorów ŻIH trafiła w 1978 dzięki szczodrobliwości pani Hochberg, wdowy po Leo Hochbergu.” Leo Hochberg był sędzią Najwyższego Sądu Wojskowego i dopuścił się według komisji Mazura z 1956 roku wielu nieprawidłowości poprzez Łamanie socjalistycznej praworządności. Chodziło o tak zwane „Lex Hohenberg” które traktowały dowcipy polityczne opowiadane w gronie znajomych jako próbę obalenia przemocą ustroju prawa polskiego i na tej podstawie skazywanie na wieloletnie pozbawienie wolności. Możemy zatem uznać Leo Hochberga za oprawcę, jednak jaki jest związek pomiędzy jego zbrodniczą działalnością a darowizną wdowy po nim? (Leo Hochberg, ss.142-145).
Szkoda, że przy snuciu opowieści o zbrodniczym systemie jaki panował w Polsce w latach 1944-1989 autor posługuje metodami stosowanymi do tej pory przez mainstreamowe media.
Kolejną (już redakcyjną) wadą książki jest brak spisu treści. Ułatwiło by to dotarcie czytelnikowi do konkretnej postaci.
Mimo tych kilku uwag, książka Płużańskiego jest bardzo ciekawą i ważną pozycją na rynku wydawniczym. Mało jest prac w których w tak odważny sposób przedstawiona jest prawda o „zasługach” w budowaniu ludowej Polski tej z górą setki osób. Choć niektóre dostały się na tą listę przez przypadek, a obecność członków ich rodzin na kartach tej książki może dla niektórych osób być trochę niesmaczne, walory pozytywne przeważają. Korzystając z akt sądowych, również tych wytworzonych w PRL-u, akt IPN-u jak również prowadząc samodzielnie rozmowy z katami oraz ich ofiarami, Płużańskiemu udało się niezbicie ukazać „bohaterów” swojej książki w odpowiednim świetle.
Dodatkowym atutem pracy jest bogaty materiał fotograficzny przedstawiający większość „oprawców”.
Autor, emocjonalnie związany z tematem (śledztwo w sprawie „grupy Pileckiego” w której znalazł się jego ojciec, Tadeusz Ludwik Płużański wraz z matką sądził jeden z „bohaterów ”tej książki, Eugeniusz Chimczak) na każdym kroku przedstawia swój negatywny stosunek do opisywanych postaci a także żal do funkcjonariuszy III RP za nierozliczenie się z komunistyczną przeszłością.
Niniejsza publikacja jest próbą naprawienia tych zaniedbań. Jak sam autor pisze we wstępie: „Nie chodzi o zemstę tylko o sprawiedliwość. Ofiarom totalitarnego systemu jesteśmy winni jasne potwierdzenie, że ich działalność służyła wolności i niepodległości Ojczyzny, po drugiej zaś stronie byli kaci, którzy ich mordowali” (s. 12).
Witolda Pileckiego, Emila Fieldorfa, Danutę Siedzikównę, Zygmunta Szendzielarza czy Łukasza Cieplińskiego najlepiej widać na tle takich ludzi jak Aleksander Drej, Juliusz Hibner, Szlomo Morel, Wojciech Jaruzelski, czy Józef Światło. Aby odkryć dobro i prawość niezbędne jest pokazanie zła. To właśnie w hołdzie dla „Witolda” , „Nila”, „Inki”, „Łupaszki”, „Pługa”, czy setek (tysięcy?) im podobnych jest ta książka, ale również dla nas – abyśmy znali twarz zła.
Informacje o książce:
Tytuł: Lista Oprawców
Tytuł oryginału: Lista Oprawców
Autor: Tadeusz Płużański
ISBN: 9788364095269
Wydawca: Fronda
Rok: 2014