Wstyd przyznać, ale „Ktoś do kochania” autorstwa Magdaleny Kordel jest pierwszą książką tej autorki, do której sięgnęłam. Nie mogłam przejść obojętnie obok okładki o barwie dojrzałej pomarańczy, która rzucała mi się w oczy z przeciwległego końca księgarni. Rzadko który pisarz decyduje się na okładkę o takiej barwie. Na księgarnianych półkach królują przeważnie czerń, czerwień, granat i butelkowa zieleń. Skusiłam się na tę książkę, ponieważ pomyślałam, że znajdę w niej coś słodkiego jak pomarańcza. Nie zawiodłam się. Jednak nie uniknęłam odrobiny goryczy, co pozwoliło mi w pełni docenić tę słodycz.
Fabuła koncentruje się wokół babci Adeli i jej bliskich. Babcia skrywa wojenną tajemnicę. Pomimo upływu lat nie jest w stanie ujawnić prawdy swoim bliskim, ponieważ trauma z okresu wojny wciąż jest żywa. Nagle, pewnego dnia, przeszłość powraca do niej, przed którą uciekała przez całe życie. Postanawia stawić czoła trudnym wspomnieniom – trudnym ze względu na wyrzuty sumienia, których nie mogła zagłuszyć. Wbrew obawom, odnajduje wsparcie i zrozumienie w swoich bliskich. Okazuje się, że historia, którą zapamiętała, jest o wiele bardziej złożona i obarczona krzywdą w stosunku do najbliższych. Czy babcia Adela będzie w stanie wybaczyć swojej siostrze, która w przeciwieństwie do Adeli związała się z Niemcem i przeszła na stronę okupanta? Czy miłość może usprawiedliwiać każdy czyn? Czy można przejść obojętnie obok okrucieństwa wojny, nie zastanawiając się, dlaczego na świecie jest tyle zła? Autorka doskonale buduje napięcie emocjonalne u czytelnika. Bohaterka, która na początku wzbudza naszą niechęć za sprawą jednego zdania, zmienia swoją historię o sto osiemdziesiąt stopni i staje się postacią pozytywną. Zamiast wybuchu nieskrywanej złości i pretensji w stronę bohaterki, w czytelniku budzi się zrozumienie, lecz także wątpliwość – jak zachowałby się w podobnej sytuacji. Balansowanie na krawędzi skrajnych emocji sprawiło, że przeczytałam tę książkę jednym tchem – nie mogłam się oderwać. Kolejny raz doświadczyłam czegoś, co sprawia, że czytanie bezapelacyjnie pozostaje moim ulubionym zajęciem, gdy już skończę pracę – nie spodziewałam się, jak fabuła się rozwinie. Od momentu, gdy babcia Adela postanowiła podzielić się swoimi wspomnieniami, ani razu nie przyszło mi do głowy, jak ta historia się zakończy. Autorka splatając wątki w dwóch płaszczyznach – teraźniejszości i czasach wojny – porusza ludzkie dylematy, takie jak małżeńska zdrada widziana z perspektywy męża, żony i kochanki, wojenna zawierucha i trudne wybory – własne życie kosztem życia innych ludzi, matczyna miłość, która, pragnąc dla syna jak najlepiej, sprawia, że ten jest nieszczęśliwy, skomplikowana miłość i rozłąka, która niszczy niejedno życie. Zauroczyła mnie wielopłaszczyznowość ukazanych historii – nie są jednowymiarowe. W każdej sytuacji można znaleźć argumenty zarówno potępiające jak i budzące zrozumienie i empatię. Ocena wyborów bohaterów staje się wyjątkowo trudna, bo gdy już jesteśmy przekonani, że jest ona obiektywna, coś się wydarza, zmieniające całkowicie kontekst. Nie byłabym sobą, gdybym nie doceniła kunsztowności dialogów. Nie ma w nich przypadkowych słów. Autorka z chirurgiczną precyzją wkłada w usta bohaterów tylko te, które są kluczowe dla rozwinięcia fabuły. Pisanie przypomina mi trochę doprawianie potrawy – jeśli przypadkowo dodamy zbyt dużą ilość przypraw, danie zamiast zabrać nas na kulinarną podróż, sprawi, że nasza twarz wykrzywi się z grymasem. Umiar jest kluczem do sukcesu, a Magdalena Kordel z wyjątkową subtelnością przyprawia te historie. Książka jest doskonale przyprawiona. A moja ochota na pewno nie zostanie zaspokojona jednym daniem. Już nie mogę się doczekać, aż sięgnę po kolejne pozycje z karty dań. Jest jeszcze jedna rzecz, na którą muszę zwrócić uwagę. Magdalena Kordel ma swój niepowtarzalny styl pisania. Już po lekturze jednej książki bez wątpienia rozpoznałabym kolejną historię spod jej pióra. Język jest lekki, bohaterowie autentyczni, historie przesycone emocjami, które uzależniają. Z każdą kolejną stroną rośnie ochota na więcej i więcej. A apetyt, jak wiemy, rośnie w miarę jedzenia.
W ten wyjątkowy listopadowy czas, gdy liście tańczą na wietrze, a strużki deszczu spływają po szybach, zachęcam Was do lektury tej magicznej opowieści, która oprócz wzruszenia pozwoli Wam na chwilę zatrzymania się w codziennej gonitwie i zastanowienia się nad złożonością życia. Smacznego czytania!