Filozofia i religia

Jezus wewnętrzny Nauczyciel – Laurence Freeman OSB

Recenzja książki Jezus - wewnętrzny Nauczyciel - Laurence Freeman OSB

Jezus wewnętrzny Nauczyciel
Laurence Freeman OSB

Jezus – wewnętrzny Nauczyciel” to trzecia książka ojca Laurence’a Freemana OSB, po którą sięgnęłam; zupełnie inna – pod względem treści i stylu – od zrecenzowanych już przeze mnie dwóch pozycji tego autora, poświęconych medytacji chrześcijańskiej („Medytacja chrześcijańska. Twoja codzienna praktyka” oraz „Pielgrzymka wewnętrzna. Podróż medytacyjna”). Sięgnęłam po nią, ponieważ niezwykle poruszył mnie jej tytuł; zapadł głęboko w umysł i serce, zaczął kiełkować: „Jezus – wewnętrzny Nauczyciel”. Przeczuwałam, że nie będzie to „zwykła” książka o religii katolickiej i wierze chrześcijańskiej, publikacja, jakich wiele. Nie wiedziałam jeszcze, dlaczego, ale wiedziałam, że po prostu muszę po nią sięgnąć. Teraz już wiem – ta niezwykła książka ojca Laurence’a, angielskiego benedyktyna, całkowicie odmieniła moje pojmowanie osoby Chrystusa, istoty chrześcijaństwa oraz instytucji Kościoła Katolickiego; rozwiała liczne dylematy i wątpliwości; ukazała mi nowy wymiar tej religii – głębszy, bardziej duchowy, mistyczny; indywidualistyczny i wolny. Stała się dla mnie mostem pomiędzy Wschodem i Zachodem – mostem, który do tej pory był intuicyjny i mglisty, a teraz stał się bardziej realny; brakującym ogniwem pomiędzy religią a duchowością. To bez wątpienia najlepsza książka, jaką dotąd przeczytałam na temat chrześcijaństwa, a jej lektura naprawdę odmieniła moje życie duchowe, wnosząc w nie powiew świeżości i odnowy.

Najważniejsze pytanie, jakie możesz sobie zadać

A wy za kogo mnie uważacie?” (Mt, 16,15) – to fundamentalne pytanie, które Chrystus zadał swoim Uczniom, staje się punktem wyjścia rozważań ojca Laurence’a Freemana, osią jego książki oraz zaproszeniem do głębokiej refleksji – nad sobą i swoją tożsamością, nad osobistą relacją z Bogiem, nad kondycją współczesnego chrześcijaństwa i Kościoła. Autor prowadzi Czytelnika – różnym drogami – do miejsca, w którym wiedza, wiara i doświadczenie spotykają się i tworzy przestrzeń, by odpowiedź na te pytania stała się możliwa. Wychodząc od zawartej w Ewangeliach prawdy na temat „Chrystusa historycznego” i ucząc jej dogłębnego rozumienia, stopniowo odkrywa i wprowadza Czytelnika w tajemnicę świadomości „Chrystusa kosmicznego”. Ścieżką ku temu staje się samopoznanie, bowiem – według autora – niemożliwe jest poznanie Boga bez głębokiego poznania siebie i przekroczenia ograniczeń swojego ego. Zaś narzędziami, które proponuje, są głęboka, kontemplacyjna lektura Biblii oraz medytacja na chrześcijańskiej mantrze „MARANTHA”.

Ta ponad 300-stronicowa publikacja składa się z 12, logicznie z sobą powiązanych rozdziałów, z których każdy swoją formą i stylem przypomina esej. Ich kolejność nie jest przypadkowa – są jakby, następującymi po sobie, drogowskazami w podróży, nazwanej przez o. Freemana „wewnętrzną pielgrzymką”. Chociaż każdy z nich stanowi pewną odrębną całość (i próbę odpowiedzi na jedno pytanie), polecam czytać je po kolei i podążać za tokiem rozumowania autora.

W swojej książce o. Laurence Freeman sięga do różnorodnych źródeł wiedzy i inspiracji – odnaleźć tu można całe bogactwo odniesień do tekstów różnych religii, różnych tradycji i kultur. Ten odważny i charyzmatyczny duchowny nie waha się przywoływać – obok słów Ojców Pustyni czy innych świętych Kościoła – dzieł mistrzów tradycji Wschodu, poglądów C.G. Junga czy koanów zen. Sięga zarówno po Biblię, hinduską „Bhagawadgitę” czy „Tybetańską Księgę Umarłych”, jak i klasykę światowej literatury czy poezji. Wiedzę teologiczną przeplata myślą filozoficzną – nie pomijając przy tym dorobku psychologii czy współczesnej, postnewtonowskiej fizyki. Nie brak tutaj także bardzo osobistych refleksji o. Laurence’a, które bardzo naturalnie i zręcznie wplótł w swoje wykłady, rozpoczynając nimi każdy rozdział. Cenię je sobie bardzo, ponieważ przełamują dystans pomiędzy „mistrzem” i „uczniem” oraz ukazują pewien uniwersalizm ludzkich doświadczeń, wątpliwości, dylematów. Osobiste wyznania autora świadczą też o tym, iż nie pretenduje on do miana „wszechwiedzącego i nieomylnego” autorytetu moralnego czy „religijnego guru” – lecz z pokorą przyznaje, że sam także ciągle jest Chrystusowym uczniem. Według mnie, taka autentyczna pokora to cecha, po której rozpoznać można wielkich nauczycieli duchowych. Poniżej fragment takiego szczerego wyznania autora (z przedmowy):

„Niedługi czas po tym, jak zostałem zakonnikiem, przeżywałem okres udręki, zastanawiając się, co czynię z własnym życiem, kim na ziemi lub w niebie był lub jest Jezus, czy Kościół i cały jego bagaż nie jest zaledwie wielkim zbiorowym oszukiwaniem samych siebie (…). Chodziło o to, czy marnuję swe życie, czy też w nie inwestuję” (s. 15).

Wszystko to podane zostało w – charakterystycznym dla tego autora – doskonałym stylu, z wielką erudycją (zapewne nie bez znaczenia jest fakt, iż posiada on wykształcenie wyższe z zakresu literatury oraz doświadczenie w pracy dziennikarza). Czyni jego książkę niezwykle bogatym, inspirującym i fascynującym, ale (momentami) na wpół akademickim wykładem. Mimo wszechstronnego wykształcenia oraz imponującego intelektu, ten uznany znawca i praktyk medytacji chrześcijańskiej tak pisze o drodze do Boga:

„Odkrywanie, kim Jezus jest dla nas, nie odbywa się za pomocą intelektualnych czy historycznych dociekań. Zachodzi ono jako proces otwierania się na głębię intuicji, na ścieżki poznania i widzenia głębsze i subtelniejsze niż te, do których przywykliśmy. To właśnie jest modlitwa, a doświadczenia szybko przekonuje nas, że modlitwa to coś więcej niż myśl. Jest to wejście w wewnętrzną przestrzeń milczenia, gdzie obywamy się bez odpowiedzi, osądów i wyobrażeń” (s. 35).

Powyższe słowa autora oddają, według mnie, sens i sedno niniejszej publikacji.

Buddyjska terminologia, Boski sens

Ojciec Laurence Freeman to nie tylko przyjaciel J.Ś. Dalajlamy (który jest autorem przedmowy do recenzowanej publikacji) – to prawdziwy orędownik dialogu międzyreligijnego. Świadczy o tym każda jego pozycja, szczególnie zaś „Jezus…”. Tym, co znamienne nie tylko dla tej publikacji, ale także dla osobowości i stylu autora, jest jego ogromna wiedza, dogłębne zrozumienie oraz szacunek dla tradycji Wschodu, a zwłaszcza dla buddyzmu. W trakcie lektury nieustannie towarzyszyło mi wrażenie, iż autorowi niezwykle bliska jest buddyjska „nauka o stanie umysłu”, lecz – stawiając Chrystusa w centrum – nadaje jej całkiem nowe znaczenie, nowy Chrystusowy sens. Świadomość, jaźń, ego, pustka/ nietrwałość, (nie)dualność, samopoznanie, przekraczanie samego siebie, karma(n), bardo – to tylko niektóre terminy o buddyjskim rodowodzie, którymi posługuje się o. Freeman w odniesieniu do opisywania fundamentów uniwersalnej duchowości, w tym – mistycznego wymiaru chrześcijaństwa (z powodu tej terminologii recenzowana pozycja może okazać się trudna w odbiorze dla czytelników nieposiadających wiedzy o tradycji Wschodu, ponieważ autor nie objaśnia przywoływanych przez siebie terminów i koncepcji). Co ważne dla chrześcijan, o. Freeman ukazuje głębię i bogactwo wschodniej duchowości, ale pokazuje także jej słabości, niedoskonałości i braki, które chrześcijaństwo przezwyciężyło dzięki Chrystusowi – Jego miłości i odkupieńczym dziele zbawienia.

Chrystus – Most pomiędzy Wschodem i Zachodem

Dla zilustrowania owego międzyreligijnego ducha publikacji „Jezus – wewnętrzny Nauczyciel”, zacytują poglądy autora na kwestie koncepcji karmy i grzechu, których nie uważa on za przeciwstawne, lecz dopełniające się.

„Judeochrześcijańska teologia grzechu i azjatycka doktryna karmy to idee porównywalne, mające za zadanie wyjaśnić tajemnicę cierpienia i zła. (…) Doktryna azjatycka jest prawdopodobnie bliższa biblijnej, niż się wydaje na pierwszy rzut oka” (s. 133).

Ojciec Freeman wyjaśnia jednocześnie, iż karma jest bezosobowym, mechanistycznym prawem przyczyny i skutku. Zaś łaska, miłość, miłosierdzie i przebaczenie Boga to jedyna we Wszechświecie siła przezwyciężająca grzech oraz unicestwiająca cały zapis karmiczny. To właśnie Chrystus jest więc tym mostem, który może połączyć duchowość Wschodu i Zachodu.

Z kolei poniższy cytat ilustruje wspomniany przeze mnie, charakterystyczny styl autora, w którym Czytelnik odnajdzie całe bogactwo odniesień do filozofii buddyjskiej oraz wynikającej z niej koncepcji umysłu:

„Grzech mieści w sobie wszelkie próby uniknięcia prawdy pustki. Omija skruchę, z której płynie wszelka autentyczna praktyka duchowa. Niegodziwość grzechu nie polega na łamaniu przez nas zasad lub braku podporządkowania się im, ale na przysparzaniu cierpienia sobie i innym. Wszelkie cierpienie wynika z grzesznej, fałszywej identyfikacji ego z prawdziwą Jaźnią. Wpadamy w tę pułapkę raz za razem, gdy zapominamy, że Jaźń, do której poznania dążymy, nie różni się od osoby, która dąży do jej poznania. Prawdziwa Jaźń nie jest czymś, co można uprzedmiotowić, zamykając w pojęciach umysłu lub rytualnych zachowaniach”. (s. 53).

Wszystkich zaniepokojonym tą nową, „heretycko-synkretyczną” wizją chrześcijaństwa, proponowaną przez o. Freemana, pragnę uspokoić: nie mam wątpliwości, iż to Chrystus stanowi centrum jego duchowej nauki i jego życia. A jeśli autor ten posługuje się koncepcjami buddyjskimi i jeśli zachęca chrześcijan do otwartości na inne drogi w celu ubogacenia swojej wiary (zgodnie zresztą z nauką II Soboru), czyni to tylko z jednego powodu: aby zyskali narzędzia do jeszcze głębszego poznawania Chrystusa i słuchania Go, aby Go „uwewnętrznili”. Aby przekroczyli rytualizm zewnętrznych form religijności, a osiągnęli etap żywej wiary i doświadczyli prawdziwej przemiany wewnętrznej. Bowiem, jak sam pisze:

„Jeśli modlitwa nie wywołuje żadnych zmian – jeśli przede wszystkim nie przeistacza modlącego się – brakuje jej czegoś zasadniczego” (s. 249).

„Za grzechy Kościoła, przebacz nam, o Panie”

Recenzowana pozycja to także głęboka, rewolucyjna i pokorna jednocześnie refleksja nad (współczesnym i dawnym) chrześcijaństwem oraz instytucją Kościoła Katolickiego. Ojciec Freeman zdaje się naprawdę dostrzegać kryzys tej instytucji i proponuje lekarstwo – odnowę poprzez powrót do wymiaru kontemplacyjnego wiary. Jako ciekawostkę dodam, iż w recenzowanej pozycji odnaleźć można także nietuzinkową modlitwę o przebaczenia grzechów popełnionych w przeszłości przez Kościół.

Zaprosiwszy do osobistej refleksji nad pytaniem od tożsamość Jezusa Chrystusa, o. Freeman zadaje kolejne: Co to znaczy być chrześcijaninem? W jakim kierunku zmierza współczesne chrześcijaństwo? „Jak to się stało, że tak bardzo rozeszły się drogi Jezusa i chrześcijaństwa?” (s. 170). Jestem przekonana, iż odważne i pokorne jednocześnie podejście autora może okazać się balsamem dla dusz wszystkich „wierzących, niepraktykujących” – tych, którzy mówią: „Bóg – tak, Kościół – nie”. Takim osobom polecam szczególnie poniższe cytaty – być może skłonią je do sięgnięcia po całość lektury:

„Dzisiejsze chrześcijaństwo staje w obliczu swej karmy, zawartej w kontrowersyjnych kwestiach, które jutro bez wątpienia wydadzą się tak oczywiste, jak zło tkwiące w niewolnictwie czy powszechne prawo wyborcze. Zanim jednak to nastąpi, równouprawnienie kobiet, szacunek dla orientacji seksualnej, prawo do uczestniczenia w strukturach kościelnych i przyjazne relacje z innymi religiami nadal będą probierzem odnowy chrześcijaństwa, miarą jego prawości” (s. 171).

„Jezus służył. Duchowieństwo sprawuje pieczę. Jezus nauczał. Kościoły prawią morały. Jezus przebaczał i uzdrawiał. Kościoły potępiają. Jezus szanował kobiety. Wiele kościołów aprobuje ich podległą pozycję społeczną. Jezus przekazywał pokój i radość. Chrześcijanie walczą zajadle o sukcesję i władzę polityczną” (s. 172).

„Jeśli ktoś postanawia oddalić się od instytucji, nie oznacza to, że całkowicie odrzuca Jezusa. Może to po prostu wynikać z niesmaku, jaki budzi ta mało efektowna mieszanina różnych typów ludzkich, wraz z którymi Jezus tworzy swe ciało duchowe. (…) Można szanować, podziwiać, kochać czy czcić Jezusa, ale jednocześnie odrzucać <Kościół instytucjonalny>. Można wierzyć w nauczanie Jezusa, lub wyznawać poglądy na Jego temat, za które Kościół by nas potępił. Bywa tak, że można nawet nie wyrzekać się tych przekonań i zarazem pragnąć praktykować z innymi współwyznawcami w obrębie oficjalnego nurtu kościelnego. Ludzie zawsze odpowiadali na pytanie Jezusa na sposoby, które określały ich samych w równym stopniu, jak określały Jego” (s. 174-175).

Czytelnicy znający autora z licznych publikacji poświęconych medytacji chrześcijańskiej i medytujący według jego instrukcji, w tej pozycji odnajdą pogłębioną i szczególnie rozwiniętą refleksję na temat kontemplacji i natury samego umysłu. Medytacji poświęcił on bowiem nie tylko jeden rozdział – „Jezus – wewnętrzny Nauczyciel” to książka, która cała przepełniona jest „duchem kontemplacji”.

„Jedynym momentem, w którym możemy spotkać Boga, jest t e r a z, jedynym momentem jest t u t a j. Medytacja stanowi proces powrotu do domu: do „tu i teraz”. (…) Nasze własne roztargnienie wyjaśnia nasze osłabione poczucie Boga. Jeśli jednak Bóg wydaje się nieobecny, odległy nieistniejący, tak naprawdę dzieje się tak, bo my tacy jesteśmy” (s. 264).

* * *

Jezus – wewnętrzny Nauczyciel” to niezwykle głęboka, poruszająca emocjonalnie i duchowo oraz wymagająca intelektualnie lektura. Nie jest to pozycja przeznaczona dla wszystkich, a jedynie dla tych, którzy nie boją się myśleć, czuć i poszukiwać. Autor nie daje bowiem gotowych odpowiedzi, a zamiast nich – stawia kolejne, kontrowersyjne pytania. I chociaż nie pozostawia Czytelnika bez wskazówek, to jednak odpowiedzi będzie on musiał odnaleźć sam, w swoim sercu – drogą samopoznania, kontemplacji, wiary. Drogą ciszy, prostoty, ubóstwa.
Zalewie jednokrotne przeczytanie tej publikacji zajęło mi naprawdę sporo czasu – tak wymagająca jest to pozycja, zarówno umysłowo, jak i emocjonalnie. Wiem, że po pierwszej lekturze ledwo musnęłam intelektualnie jej treść, jednak by w pełni przyswoić głębię przekazu o. Freemana, będę powracać do niej jeszcze wiele razy. Zresztą, jest w twórczości tego autora coś ze sfery sacrum – trzeba się nią delektować, przeżywać; nie można jej pochłonąć kompulsywnie, po czym równie szybko strawić i wydalić. Jest niczym zaproszenie na wykwintną uczę, a nie na posiłek w stylu ‘fastfood’. W tym miejscu warto też zauważyć i docenić piękno polskiego przekładu tej książki.

Osobiście jestem zafascynowana życiorysem, nietuzinkową osobowością oraz duchową twórczością autora. Kiedy czytam książki o. Freemana, to czuję się tak, jakby uchylały się przede mną drzwi jakiegoś „innego” kościoła. Albo może raczej – do tego „starego” wpadał powiew świeżości. Każdemu wierzącemu – a szczególnie wątpiącemu – polecam udać się w tę niezwykłą, „wewnętrzną pielgrzymkę” pod przewodnictwem tego charyzmatycznego benedyktyna.

Podsumowując swoje refleksje po lekturze „Jezusa…”, zadaję sobie pytanie: Komu mogłabym polecić tę wyjątkową, ale i niełatwą książkę o. L. Freemana?

  1. Po pierwsze, chrześcijanom, którzy nie zadowalają się wyłącznie gotowymi odpowiedziami, lecz mają otwarty i dociekliwy umysł; swoją wiarę chcą dogłębnie zrozumieć i poczuć sercem. Tym z nich, którzy nie boją się zadawać pytań i są gotowi na samodzielne poszukiwanie odpowiedzi. Raczej osobom, które posiadają pewną wiedzę odnośnie wschodnich koncepcji umysłu, a przynajmniej – otwartym na to, by się z nimi zapoznać.
  2. Po drugie – wątpiącym, sceptykom, agnostykom. Tym, którzy nie (do końca) wierzą w kościelne dogmaty – chociażby w to, że historyczny Jezus Chrystus istniał naprawdę. Tym, którzy – zniesmaczeni instytucjonalnością religii katolickiej – mówią: „Bóg – tak, Kościół – nie”.
  3. Wierzącym, którzy uważają, że – z powodu kryzysu Kościoła Katolickiego jako instytucji – Chrystus i chrześcijaństwo nic już nie mają im do zaoferowania.
  4. Chrześcijanom, którzy „prawdziwej” duchowości poszukują w praktykach wschodnich, ponieważ swoją religię uważają – w porównaniu do religii Wschodu – za „gorszą” – zbyt formalistyczną, pustą w środku.
  5. Tym, którzy odeszli od chrześcijaństwa i nowego sensu poszukiwali w religiach Wschodu, lecz przeżyli rozczarowanie i w efekcie pozostali z uczuciem duchowej pustki.
  6. Głęboko wierzącym i poszukującym inspiracji do pogłębienia swojej duchowości, do odkrycia nowego wymiaru chrześcijaństwa poprzez Lectio divina czy medytację.

Dla tych wszystkich „Jezus…” o. Freemana może być niczym brakujące ogniwo pomiędzy RELIGIĄ a DUCHOWOŚCIĄ.

Publikację tę polecam także osobom zainteresowanym dialogiem międzyreligijnym oraz religioznawstwem (szczególnie analizą porównawczą chrześcijaństwa i koncepcji wschodnich).

Informacje o książce:
Tytuł: Jezus – wewnętrzny Nauczyciel
Tytuł oryginału: Jesus: The Teacher Within
Autor: Laurence Freeman OSB
ISBN: 9788373544338
Wydawca: TYNIEC Wydawnictwo Benedyktynów
Rok: 2012

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać