Anty-recenzja

Hellheaven – Raven Stark

Recenzja książki Hellheaven - Raven Stark

Hellheaven
Raven Stark

Literatura dla młodzieży, zawsze wywoływała we mnie przyjemne uczucia. To takie książki jak Harry Potter, Eragon, Krzyk Icemarku, zapoczątkowały moja przygodę z literaturą, wzbogaciły młodość oraz podsyciły wyobraźnię. Jednak coraz częściej zaczynam podchodzić z rezerwą do masowo produkowanych książek, w których zwykły bohater nabiera niezwykłych umiejętności, lub przenosi się w niezwykłe miejsce. Nie wszystkie tego typu książki spełniają moje wysokie wymagania… I trudno się dziwić, pierwsze dzieła jakie przeczytałam, podniosły wysoko literacką poprzeczkę. Jak jest z „Hellheaven”?

Bohaterką książki autorki pod pseudonimem Raven Stark, jest nastoletnia Camille. Dziewczyna ma pozornie poukładane życie, pozornie, bo w chwili spotkania tajemniczego Maxa wszystko staje na głowie. Jej najlepsza przyjaciółka ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, a gdy tylko Camille przekracza próg domu, rodzice bez słowa wyjaśnienia każą jej się pakować i wysyłają do prywatnej szkoły… Gdzie? Tak naprawdę to bohaterka sama nie wie. Wszystko owiane jest tajemnicą i niedopowiedzeniami. Czytelnik biernie wsiada do samolotu i ląduje razem z dziewczyną w miejscu zwanym Hellheaven. A tam Camille spotyka innych uczniów, w tym znów tajemniczego Maxa, oraz zaczyna dowiadywać się coraz więcej o przeszłości swojej rodziny.

Historia Camille, gdy się ją komuś opowiada, może wydać się ciekawa, jednak kiedy czytałam książkę, moje wstępne zaciekawienie szybko przeszło w zniecierpliwienie (o co chodzi w tej książce), potem we frustracje (dlaczego fabuła się tak „nie klei”) a na końcu w znudzenie (nic nowego). Najwyraźniej moja wysoko postawiona poprzeczka, sprawiła iż książki dla młodzieży nie mają ze mną „łatwo”.

„Hellheaven” mam do zarzucenia przede wszystkim brak książkowej logiki i nudną fabułę.

Gdy brak jest książkowej logiki, zawsze najbardziej cierpi na tym główna bohaterka. W przypadku narracji pierwszoosobowej, jak u Camille, ta wypada naprawdę słabo. Dziewczyna przyjmuje wszystkie rewelacje dotyczące swojego życia nad wyraz spokojnie. Gdy rodzice każą jej się ewakuować, nie zadaje pytań tylko z nosem na kwintę wsiada do samolotu, który nie wiadomo gdzie leci. Gdy okazuje się, że jej przyjaciółka nie jest do końca tym za kogo się podawała (a okazuje się że jest strażnikiem dziewczyny), Camille nie pyta dlaczego miała ochronę, przed czym miała ochronę, ani dlaczego to wszystko ma miejsce, tylko jest obrażona na przyjaciółkę, że ta nie powiedziała jej prawdy (!). I bardzo zabawny moment, kiedy Camille dowiaduje się, że jest francuskiej narodowości (chociaż przez całe życie nie miała o tym pojęcia), i wtedy zauważa, że ma francuski akcent. Może to lepiej zacytuję:

– Bardzo przepraszam, że przeszkadzam – mówię cierpko – ale moglibyście się przesunąć dwadzieścia centymetrów w lewo? – Kiedy ponoszą mnie nerwy, ujawnia się mój francuski akcent. Dopiero po przyjeździe do Hellheaven zaczęłam zwracać na to uwagę. (s. 36).

Cóż, najwyraźniej bohaterka przeszła jakąś tajemniczą modyfikację strun głosowych, skoro nagle zauważyła u siebie zmianę akcentu. W ogóle nowinkę o tym, że jest francuskiej narodowości, łyknęła bardzo szybko i gładko. Co po raz kolejny zrodziło pytanie w mojej głowie o poziom inteligencji dziewczyny.

Dodatkowo, niekoniecznie zrozumiałam, motyw w książce w którym wszyscy naokoło Camille wiedzieli wszystko o Hellheaven, o niej samej i jej pochodzeniu, a bohaterce nie chcieli niczego zdradzić. Przecież praktycznie inni uczniowie byli na takiej samej pozycji co ona. Nie znalazła się tam z przypadku, należała do tej szkoły jak każdy uczeń, ale to własnie ona jest tą „Alicją w krainie czarów”, dookoła której wszyscy wszystko wiedzą, tylko ona błądzi jak ślepiec.

Zabawny motyw był też ze „sklepem”, czyli ogromnym byłym schronem. „Sklep” to:

„(…) ogromny magazyn z ciuchami, butami i kosmetykami. To po prostu strasznie dużo stoisk z ogromną ilością rzeczy. Niemal codziennie są tam dostarczane najnowsze kolekcje. I, uwaga, najważniejsze… Wszystko tam jest za darmo! (s. 129).

Marzenie każdej kobiety! No ale cóż to fantastyka przecież, nie? Mniej więcej po tym motywie i świętowaniu przez wszystkich Mikołajek (co nie jest w tradycji wielu narodowości), zwątpiłam w książkę ostatecznie.

Tak więc mamy słabą fabułę, motyw ze zwykłą/niezwykłą dziewczyną i przystojniakami kręcącymi się koło niej jak naturalne satelity – mi się już to wszystko przejadło. Camille wpada na Maxa z taką częstością jakby ten miał przynajmniej kilka swoich klonów. Bohaterowie nie wyróżniają się niczym szczególnym, a sam pomysł na książkę (nawet jeżeli autorka miała dobre chęci), to jednak go mocno nie dopracowała. Ja zawsze się ciesze, kiedy młode osoby piszą swoje książki, ale niestety, Hellheaven mnie nie zaciekawiło i nie wykorzystała swojego potencjału. Dla mnie, to nie to. Myślę, że popracowanie nad historią (tym bardziej, że końcówka wskazywała na kontynuację opowieści), i głębsze przemyślenie logiki w książce byłoby bardzo na miejscu. Deus ex machina nie sprawdza się w każdym przypadku.

Informacje o książce:
Tytuł: Hellheaven
Tytuł oryginału: Hellheaven
Autor: Raven Stark
ISBN: 9788379426362
Wydawca: Novae Res
Rok: 2015

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać