Sam tytuł powieści przyciągnął mój „książkowy instynkt”. „Gdyby ocean nosił Twoje imię” to książka napisana przez Tehereh Mafi – pisarkę pochodzenia amerykańsko-irańskiego. Sama postać pisarki zainteresowała mnie dopiero po ukończeniu lektury – wydawała mi się inspiracją dla postaci głównej bohaterki. Shirin nie jest postacią, którą od razu można polubić. Nie jest to bohaterka, która jest przyjazna dla społeczeństwa, przyciąga swoim pięknym, śnieżnobiałym uśmiechem i patrzy zalotnie, gdy ktoś ją kokietuje. Można powiedzieć, że Shirin to przeciwieństwo, osoba odstająca od utartych norm społecznych, ktoś kto po prostu nie daje tego czego się oczekuje. I właśnie ona gra nam w tej książce pierwsze skrzypce. Poznajemy jej świat. Właściwie to możemy się poczuć tak jakbyśmy to my stali obok niej, gdy ta znowu pakuje walizki. Można powiedzieć, że migruje od stanu do stanu, od szkoły do szkoły, od mniejszego do większego domu. I robi to wszystko we włosach owiniętych w hidżab. Społeczeństwo, z którym styka się na co dzień nie pała radością na widok muzułmanki „obnoszącej się ze swoją religią”. Z każdej strony otacza ją rasizm, brak tolerancji, seksizm. Z tymi problemami musi radzić sobie szesnastoletnia dziewczyna, musi wstawać codziennie rano i zakrywać twarz maską pogardy dla otaczającego ją świata. Bohaterkę poznamy w momencie, gdy pojawia się w nowym mieście, w nowej szkole zaraz po zamachu 11 września. Jak można łatwo się domyślić, nowa muzułmanka w szkole z hidżabem na głowie nie pozostaje niezauważona. Niemal wszędzie czuje spojrzenia, czasem oskarżycielskie, czasem ciekawskie. Czuje się jak coś niechcianego, jak ktoś niższej klasy społecznej. A Shirin to nie jest osoba, która po prostu się ugnie. W chaosie, który ją otacza w nowej szkole spotyka ją coś dotychczas nowego. Spotyka Oceana. Chłopaka, który jest ciekawy jej osoby tak po prostu. Podczas wspólnych lekcji biologii chłopak próbuje poznać Shirin bez żadnych złośliwości. Spogląda na nią, próbuje zrobić coś, żeby dziewczyna nie czuła się zagrożona rozmawiając z nim. Ktoś z boku mógłby nie rozumieć, dlaczego Shirin okazuje się bardzo opryskliwa, odpowiada na pytania Oceana jednym słowem i czuje się osaczona. Jednak zastanawiając się, nie ma w tym nic dziwnego. Bo jak inaczej miałaby się zachować osoba, która całe życie jest wyśmiewana, opluwana? Jak miałaby się zachować osoba, gdy rozmówcy zamiast patrzeć jej w oczy patrzą na jej chustę? Ocean jednak pozostaje nieustraszony i bez żadnych przyczyn zabiega o uwagę dziewczyny. I w końcu w jakiś sposób ją zdobywa. Mimo, że wątek relacji między dwojgiem tych nastolatków wydaje się jedynym ważnym tematem, nie jest to prawda. Spotykamy się również z tym jak wielką miłością może być pasja. W przypadku Shirin jest to taniec. To jemu się poświęca i odrywa od gniewu, który ją otacza. Dopiero na parkiecie czuje się równa z innymi, zauważona. W tej książce spotykamy się z wątkami, które płyną jakby nie od samej Shirin a od autorki. „Nie lekceważ mnie tylko dlatego, że jestem owcą” to najpozorniejszy cytat, który widnieje na samym początku książki, a według mnie jeden z ważniejszych. Pomiędzy wątkami z życia dziewczyny spotykamy się z myślami odnośnie siły i piękna kobiet. Tego, że chusta na głowie, czy sam worek po kartoflach zamiast koszulki nie sprawia, że kobieta jest lepsza lub gorsza. To co nosi w sercu i w głowie, jak traktuje innych jest ich wartością. Shirin pomimo młodego wieku przeszła dużo w swoim życiu przez ludzi wokół niej. Ocean jest dla niej zarówno schronieniem jak i zmartwieniem. Bo w końcu jak biały, młody chłopak, który osiąga same sukcesy, jest pupilkiem szkoły mógłby chcieć bliskiej relacji z „terrorystką”? Shirin odpycha Oceana, a ten przyciąga ją z jeszcze większą mocą niczym magnes. A ta zatapia się w nim bez pamięci. Przynajmniej do pewnego momentu.
Słodko-gorzka powieść. Nigdy nie nazwałabym tego romansem dla nastolatków. Uwieczniony tam wątek miłosny nadaje nie tyle słodyczy, co większego okroju całej sytuacji, spojrzenia na życie Shirin. Spotykamy się tam z gniewem, pasją, miłością rodzicielską, niezrozumieniem, żalem i całym przekrojem emocji związanym z życiem muzułmanki w tym świecie. Powiem szczerze, że mogłabym mówić na temat tej książki bardzo długo. Może nie wystarczyłoby stron w moim zeszycie, żeby je wszystkie spisać. Zamiast tego wolę dać radę – przeczytajcie tą książkę. Zakochałam się w tej historii, w jej słodkich, czasem naiwnych momentach, ale i w tych przy których płakałam, zużywając kolejne chusteczki. Warto pamiętać, że główni bohaterowie są młodzi – zatapiają się w miłość od razu i nie kalkulują tego co się dzieje. Pozwólmy sobie też nie kalkulować ich uczuć tylko spróbować zastanowić się nad tym co dała nam ta powieść.
Informacje o książce:
Tytuł: Gdyby ocean nosił Twoje imię
Tytuł oryginału: A Very Large Expanse of Sea
Autor: Tahereh Mafi
ISBN: 9788366431287
Wydawca: We need YA
Rok: 2019