Sięgając po książkę o podtytule rozwój plastyczny dziecka, skierowanej do rodziców i nauczycieli spodziewałam się rzeczowej, współczesnej wiedzy, poprawnie przeprowadzonych badań oraz ciekawych wniosków dla praktyki wychowawczej. Niestety bardzo się zawiodłam, ale zacznijmy od początku.
Książka przyciąga kolorową i błyszczącą okładką. Przywodzi na myśl radosną, kreatywną zabawę i przyjemność tworzenia typową dla dzieci, za którą tęskni wielu dorosłych. Jednym słowem ciężko oprzeć się pokusie zajrzenia do środka. Kontynuację wspomnianego motywu stanowi wstęp, w którym autorka w ciekawy sposób opowiada o pasji, z jaką stara się rozwijać u swoich podopiecznych wrażliwość estetyczną. Musze przyznać, że czytając go łatwo mogłam sobie wyobrazić zaangażowanie i satysfakcję, jaka towarzyszy autorce w pracy z dziećmi. Zdaje się ona mieć umiejętność dostrzegania drobnych gestów, słów i komunikatów przekazywanych przez dzieci poprzez tworzone przez nie prace, a przede wszystkim wyrażać zainteresowanie światem dziecka. Autorka wydaje się być pedagogiem z powołania.
Zachęcona wstępem, z ciekawością kontynuowałam lekturę, jednak im dłużej czytałam tym bardziej stawałam się zniechęcona, a momentami wręcz oburzona. Dlaczego? Z powodu niskiego poziomu merytorycznego i metodologicznego książki.
Pierwszą kwestią, która przykuła moją uwagę był dobór literatury. Wszystkie (!) książki i czasopisma fachowe, na podstawie których napisana została książka pochodzą z lat 1967-1991, przy czym większość datowana jest na lata 70te. Jest to bardzo istotne, gdyż od tamtego czasu psychologia rozwijała się naprawdę prężnie i dziś na przykład potrafimy wyjaśniać osobowość czy zachowanie już nie tylko poprzez freudowskie popędy. Rozumiem, że autorka chciała wykorzystać swoje badania magisterskie z tamtych lat, uważam jednak, że należało uaktualnić zawartą w części teoretycznej wiedzę, tak, by jako „współczesne podejście” nie serwować Czytelnikowi danych, w najlepszym wypadku, sprzed ćwierćwiecza. Jednak chyba bardziej niż, co prawda przestarzała, ale jednak profesjonalna literatura, uderzyły mnie odwołania do artykułów na „fachowych” i „uznanych w świecie naukowym portali o niezaprzeczalnej wartości opiniotwórczej” takich jak www.kobieta.onet.pl…
To niestety nie koniec moich zastrzeżeń. W publikacji pełno jest bowiem błędów metodologicznych i statystycznych, a niestety również merytorycznych. W opisie książki na okładce czytamy, iż autorka, na podstawie badań, analiz i obserwacji, wysnuwa wnioski dotyczące kształcenia umiejętności rysowania i posługiwania się przyborami plastycznymi, ale także wyrażania emocji poprzez rysunki. Niewątpliwie wnioski są wyciągane, jednak w wielu miejscach w zupełnie nieuprawniony sposób. Autorka przekonuje na przykład o istnieniu „ścisłej korelacji” a nawet o związkach przyczynowych między działalnością plastyczną a rozwojem wrażliwości estetycznej, twierdząc, że wykazała to w swoich badaniach. W rzeczywistości jednak nie przeprowadziła żadnych (!) analiz umożliwiających chociażby wykazanie korelacji, a co dopiero związku przyczynowego.
Innym przykładem kreatywnego tworzenia wniosków jest np. ten, w którym autorka stwierdza, że rodzice troskliwie zajmują się swoimi dziećmi (jak rozumiem, w aspekcie ich rozwoju plastycznego) na podstawie tego, że w całej badanej grupie rodziców deklarowane są różnorodne zainteresowania. Po pierwsze to, że w całej grupie pojawiły się różne zainteresowania wcale nie znaczy, że każde dziecko ma rodziców o takowych (wystarczy przecież, że rodzice Kasi podadzą przyrodę, Zosi sport, a rodzice Wojtka muzykę i już mamy pozorną różnorodność), a po drugie to, że rodzice deklarują w ankiecie np. zainteresowanie filmem czy muzyką wcale nie znaczy, że przekazują to zainteresowanie swoim dzieciom ani w jakikolwiek sposób dbają o ich rozwój w tym zakresie. Wnioski więc zdecydowanie nie wynikają tu z przesłanek. Podobnie jak w innej części pracy gdzie na podstawie informacji o tym, że w domu jest telewizor autorka wyciąga wniosek, że rodziny oglądają program rozrywkowe, naukowe, podróżnicze, historyczne i sportowe…
Wiele do życzenia pozostawia również zawarty w końcowych rozdziałach zrealizowany przez autorkę pomysł porównywania dzieci wychowujących się na wsi w Polsce lat 80tych z dziećmi żyjącymi współcześnie w Anglii, o różnym pochodzeniu etnicznym. Porównanie takie uważam za mało sensowne. Dlaczego? Ponieważ (1) nie daje możliwości wnioskowania ani o zmianach w Polsce, ani w Anglii, (2) nie można go zaliczyć do nurtu badań zajmujących się porównaniami międzykulturowymi, gdyż różnica czasu jest zbyt duża, a także (3) różne są zastosowane metody badawcze. Nie mniej jednak na podstawie tegoż porównania autorka dochodzi do zaskakującego skądinąd wniosku, iż pomiędzy polską lat 80tych, a współczesną Anglią „różnica w kształceniu i wychowywaniu dzieci jest ogromna”.
Kolejnym powodem, dla którego napisałam (po raz pierwszy w mojej „karierze” recenzenta) anty-recenzję książki jest klasyczne, szkolno-akademickie „wodolejstwo”. W książce znajdują się na przykład kilkustronicowe cytaty z gazet (np. na temat atrakcji turystycznych w Londynie). Najwięcej jest go jednak w rozdziałach dotyczących analizy ankiet. Jak wspominałam, polegała ona na prostej analizie częstości pojawiania się poszczególnych odpowiedzi. Niestety, zupełnie w nich brak konkretnych, uprawnionych uogólnień i sensownych, wnoszących cokolwiek do wiedzy czytelnika wniosków:
„Pytanie 3. Jaki jest stan rodziny dziecka?
W badanej grupie 100% stanowią rodziny pełne. Ma to ogromny wpływ na rozwój dzieci, choć nie zawsze. W tym badaniu nie ujawniono rodzin z różnymi problemami, chociaż pewnie takie były.
Wniosek: rodziny o różnym poziomie materialnym i ekonomicznym trzymają się razem.”
Podobnie wygląda analiza pozostałych kilkunastu pytań. Komentarz wydaje mi się zbędny…
Analizując, a może raczej „przedstawiając wyniki” ankiet przeprowadzonych w Anglii autorka serwuje Czytelnikowi np. pełne tabele odpowiedzi na pytania o wykształcenie matki i ojca, ich pochodzenie etniczne, języki jakimi posługują się w domu oraz ich wiek, co daje 5 stron zupełnie bezużytecznych dla czytelnika tabelek. Analiza takich informacji i przedstawienie wniosków z nich to zadanie badacza, a nie czytelnika! Ten ostatni powinien dostać opracowane dane z adekwatnym komentarzem, a nie tabelkę z danymi surowymi i wnioskiem „rodziny mieszane są wszędzie”.
Na koniec muszę się jeszcze odnieść do zawartych w książce „psychologicznych analiz” rysunków dzieci. Autorka, nie będąc psychologiem (czyli nie mając odpowiednich uprawnień), dokonuje takowych. Dodatkowo, mimo iż wspomina, iż do pełnej analizy potrzeba wielu rysunków czy dodatkowych danych pisze, że: „psycholog oglądający prace dziecka może szybko odczytać co ono czuje w danej chwili, jakie ma marzenia, pragnienia, jakie pragnienia dawniej i dziś oraz jakie potrzeby”. Otóż nie jest to takie proste ani szybkie. Rysunek może dostarczać pewnych hipotez, ale w oderwaniu od obserwacji i wywiadu (czyli tak, jak ma to miejsce w niniejszej publikacji) jest jedynie zgadywaniem a nie profesjonalnym testem, a to stoi w sprzeczności z etyką zawodu.
Podsumowując, autorka wykazuje się doświadczeniem i pasją w pracy z dziećmi, ciekawie opowiada o tym jak zainteresować je przyrodą i sztuką, a także czego się wystrzegać by ich nie zniechęcać. Niestety, te cenne refleksje w całej publikacji zajmują łącznie jedynie kilka stron i po prostu giną pomiędzy dziesiątkami stronic pełnych mało wnoszących i obciążonych wieloma błędami analiz.
Informacje o książce:
Tytuł: Dzisiaj narysuję… Rozwój plastyczny dziecka
Tytuł oryginału: Dzisiaj narysuję… Rozwój plastyczny dziecka
Autor: Anna Drewecka
ISBN: 9788379422043
Wydawca: Novae Res
Rok: 2014