Moje pierwsze spotkanie ze slavic bookami – tak nazywają powieści o tematyce słowiańskiej prawdziwi fani słowiańskości – miało miejsce przy okazji lektury książki Wiktorii Korzeniewskiej pt. „Czerwona baśń”. Przepadłam bez pamięci w świecie strzyg, chochlików, topielic, wiedźm, południc. Nie zdziwi Was fakt, że bez wahania sięgnęłam po „Drogę dusz” Katarzyny Kaczmarczyk. Z okładki spogląda na nas czarny kruk z błyskiem w oku. A ja, zapraszam Was do lektury zaskakującej historii, przyprawionej nutą słowiańskości, pełną zwrotów akcji, których nie spodziewa się nawet doświadczony czytelnik. Mira i Aleks witają w Nawii, mitycznej krainie, której granic bronią Strażnicy. Dawno, dawno temu, gdy słowiańscy bogowie ją opuścili, garstka wybrańców, obdarzona niezwykłymi mocami została wybrania, aby chronić spokój krainy. Głównym celem było niedopuszczenie, by czarownice, które zostały wypędzone, zaburzyły harmonię, która panowała od momentu ich wygnania. Muszę przyznać, że byłam pod wielkim wrażeniem kunsztu autorki. Historia, którą skrzętnie utkała, sprawia, że włosy jeżą się na głowie, a źrenice rozszerzają się niebezpiecznie jak podczas lektury Kinga. Na początku autorka zawiązuje nam oczy, aby potem okręcić nas wokół własnej osi, jak w ciuciubabce i zdjąć opaskę. Jednak robi to tak subtelnie i z gracją, że czytelnik ani przez moment nie jest zdezorientowany. Jest za to nieustannie głodny wrażeń. Z każdą przeczytaną stroną chce więcej, coraz głębiej wchodzi w historię, która sprawia, że krew w żyłach płynie szybciej. Słowiańskość czuć tu na każdym kroku. Od wyboru imion bohaterów: Gniewko, Radomir, Mira, Kalina, po wspomnienie słowiańskich bóstw – Walesa, Peruna, Marzannę, miejsc zajmujących ważne miejsce w religii słowiańskiej jak: Wyraj czy choćby sama nazwa Nawii. Muszę przyznać, że autorka z wielką łatwością, łączy współczesność z nutką słowiańskości i to połączenie współgra w wielkiej harmonii.
Lektura „Drogi dusz” to była prawdziwa uczta, dla mnie jako początkującej fanki szeroko pojętej słowiańskości. Nie będę ukrywać, że nie jestem wielkim znawcą religii słowiańskiej, gdyż sami wiecie, że w szkole na lekcjach historii, nauczyciele więcej czasu poświęcają na antyczny Rzym i Grecję niż na nasze rodzime słowiańskie bóstwa. A to wielka szkoda. Wracając do Nawii, historia zaczyna się od momentu, gdy Mira i Aleks wyruszają na poszukiwania zbuntowanego Kruka, który zaczyna niebezpiecznie dokazywać w świecie ludzi. Strażnicy chcą za wszelką cenę, utrzymać w tajemnicy istnienie Nawii. Podczas wyprawy w poszukiwaniu Kruka, spotykają zagubioną dziewczynę – Kalinę, która okazuje się córką Tomiry i jedną z bliźniaczek, która odegrała ważną rolę w historii sprzed lat … Fantastycznie utkana zagadka, którą odkrywamy krok po kroku i gdy wreszcie wydaje nam się, że jesteśmy tuż, tuż od rozwiązania, następuje zwrot akcji, który wywraca do góry nogami to co do tej pory wiedzieliśmy. Mogę śmiało powiedzieć, że kunszt budowania akcji, przeplatania fabuły – retrospekcjami, które pozwalają odkryć smaczki i szczegóły… Jestem wręcz oczarowana. Tak dobrze napisanej książki pod każdym względem – dawno nie czytałam. Bohaterowie są tacy, jakich lubię – co innego myślą, co innego mówią i co innego robią. Są na wskroś autentyczni. Ich wybory – skomplikowane, wymagające poświęceń. I motyw walki dobra ze złem, tak nieoczywisty – bo Ci, o których na początku myślimy, że są kryształowo dobrzy, nagle przechodzą na stronę wroga… A do tego wszystkiego ta cudowna słowiańskość, której wyjątkowość dopiero odkrywam. To wszystko sprawia, że po prostu zakochałam się w tej książce i na pewno na długie lata zostanie w moim top 3 najlepszych książek, które czytałam.
Gdybym miała okazję, to autorce pokłoniłabym się nisko i poprosiłabym, aby nie poprzestawała na jednym tomie. Ta historia ma niesamowity potencjał, który nie może się zmarnować. Co ja mówię, to byłby grzech, gdyby ta historia nie miała kontynuacji. Każdemu, kto chce zanurzyć się w historii doprawionej nutką słowiańskości – polecam „Drogę dusz” z całego serca. Chciałabym, żeby na naszym rynku czytelniczym pojawiało się więcej takich perełek. I napiszę to pierwszy raz w mojej recenzenckiej karierze: daję 11/10! Chapeau – bas! Standing ovation. Zbieram szczękę z podłogi. A wy kochani, parzcie herbatę w imbryku, bierzcie ciepły koc w kratę, bo wieczory w sierpniu bywają już chłodne i chodźcie ze mną do Nawii!