Fantastyka naukowa

Cylinder van Troffa – Janusz A. Zajdel

Recenzja książki Cylinder van Troffa

Cylinder van Troffa
Janusz A. Zajdel

Janusz Zajdel pozostawił po sobie coś więcej niż tylko słowo pisane. Swego czasu, nazywany był polskim Orwellem, co miało swoje racje wtedy jak i dzisiaj. W latach w których Zajedel pisał, głównym motywem było tzw. czarnowidztwo. Science-fiction żyło światami anty-utopijnymi, gdzie człowieczeństwo zeszło na drugi plan. Statki kosmiczne i odległe planety, przestały być motorem napędowym. Zajdel postawił fundamenty, wraz z wieloma innymi pisarzami polskimi, pod gatunek zupełnie nowy. Zamiast zabawiać się własną wyobraźnią, zrobił coś zupełnie odwrotnego. Postawił hamulec dla technicznej drogi, dając tym samym zielone światło dla wolnej myśli. „Cylinder van Troffa” stał się dzięki temu niesamowitym stadium ludzkiej psychiki, w jej najczulszym miejscu: miłości.

W powieściach Science-fiction utartym niemal do granic możliwości, jest schemat powracającego astronauty. Przebywając w głębokim kosmosie, musiał zmagać się z samotnością, często świadomością, że po powrocie nie spotka już nigdy nikogo ze swoich bliskich. Powrót na Ziemie nie oznaczał powrotu do domu, ale przedłużenie samotności, w świecie tak innym do tego który bohater opuszczał, że już nie był w stanie się z nim utożsamiać. „Pierścień van Troffa” nie wybija się może pomysłem, ale już na pewno robi to za sprawą fabuły.

Główny bohater powraca na Ziemię z długiej misji kosmicznej, o wiele dłuższej niż zakładał. Dzięki anabiozie, przeżywa o wiele więcej niż dała mu przy urodzinach Matka Natura. Świat który opuszczał, można by jeszcze w jakiejś mierze przyrównać do naszych czasów. Dobrobyt został osiągnięty poprzez rozwój technologii, pozwolił na podróż w nieznane naszego bohatera. Siłą losu nie dane mu jest jednak powrócić do tego samego miejsca które opuszczał. Świat po jego powrocie wygląda zupełnie inaczej niż przypuszczał. W pierwszej kolejności trafia na stację kosmiczną na księżycu, gdzie dogorywa resztka ludzkości. Ciekawość prowadzi Go do odkrycia, że życie na Ziemi zostało zdegradowane, co poprowadziło do porzucenia kolebki ludzkości. Wyjaśnienia władz na księżycu nie wystarczają mu w żaden sposób, dlatego postanawia przekonać się o tym empirycznie. Nie można w tym momencie zarzucić mu żadnych samolubnych pobudek. Jak czulibyście się gdybyście wrócili do własnego domu i zakazano by Wam do niego wstępu, bo jest niezdatny do życia. Każdy mimo wszystko próbowałby przekonać się o tym na własnej skórze. Zawiła intryga prowadzi w końcu do tego, że nasz bohater ucieka z bazy księżycowej, co jest przewidywalne od pierwszych stron. To co znajdzie na Ziemi jest już inną historią. Mnogość wątków, które wplata w powieść autor, prowadzi do zderzenia się czytelnika, z wyjątkowo zawiłą fabułą. Puzzle które do tej pory był rozsypane, z każdą następną strona zaczynają nabierać określony obraz. Z każdą następna częścią, obraz który się wyłania, jest coraz bardziej szokujący, nie tylko dla bohatera, ale także, jeśli nie przede wszystkim, dla czytelnika.

Janusz Zajdel stworzył łamigłówkę, która łączy czytelnika z książką nierozerwalnym łańcuchem. Brnąc dalej w książkę coraz bardziej, czytelnik asymiluje się ze światem przedstawionym w książce, zapominając o świecie realnym. Chęć poznania finału całej historii mogę tylko porównać do uzależnienia. Mnogość wątków, które zostały przedstawione w książce, powodują całkowite zajęcie wyobraźni czytaną historią. Nie skłamię mówiąc, że możliwe scenariusze dalszej historii śniły mi się po nocach. Gładkim uzupełnieniem, typowym dla lat osiemdziesiątych polskiej sci-fi, stał się wątek utraconej miłości. Temat ten jest tak bardzo obecny w tamtych czasach, że aż czasem nachodzi mnie myśl: czy aby nie za bardzo schematycznie podchodzą autorzy do spraw uczuć. Mówiąc jaśniej: nie ma polskiej książki sci-fi sprzed trzydziestu lat, i w okolicach, która nie ubierałaby pojęcia utraconej miłości, domu, przeszłości, w ten sam sposób co „Cylinder van Troffa”.

Psychika głównego bohatera przywodzi mi na myśl podstawy, mówiące o człowieku jako o jednostce. W codziennym życiu otaczamy się pojęciami zbiorowości, zapominając o indywidualności. Dzisiejszych astronautów traktuje się tak samo i na tej podstawie się ich wybiera. Bardziej przypominają przez to roboty, aniżeli ludzi. Póki co latamy nie dalej niż na księżyc. Jednak już teraz trwają badania nad ludzka psychiką, która zostanie wystawiona na długotrwały brak kontaktu z rodzimym światem. Wyniki nie ośmielają, co dopiero pomyśleć co będzie z ludźmi takimi jak w „Cilinder van Troffa”.

Janusz Zajdel, z pewnością, stworzył dzieło wyjątkowe. W rodzimej literaturze sci-fi rzadko spotykałem się z tak rzeczowym przedstawieniem psychiki ludzkiej. Zdecydowanie warto dać się porwać tej historii, która u mnie pobudziła pewne rejony myślenia. Możliwe, że nie odkryłbym ich bez tej książki.

Możemy żałować, że Janusz Zajdel zmarł przedwcześnie, a jego kariera zgasła tak nagle, albo możemy czerpać z tego co napisał jak najwięcej, a jest z czego.

Informacje o książce:
Tytuł: Cylinder van Troffa
Tytuł oryginału: Cylinder van Troffa
Autor: Janusz A. Zajdel
ISBN: 8303029363
Wydawca: Krajowa Agencja Wydawnicza
Rok: 1990

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać