„Córka jubilera” to pierwszy tom dylogii „Ocean odrzuconych„, która zabiera nas w podróż do przeszłości. Kiedy tylko przeczytałam opis, wiedziałam, że bardzo chcę przeczytać obydwie części. Przyznam, że nieco przerażał mnie rozmiar tej historii, gdyż obie książki zbiorczo liczą sobie ponad tysiąc stron. Czy moje obawy były słuszne – do tego jeszcze przejdziemy.
Z prozą Magdaleny Knedler spotkałam się po raz pierwszy (w ogóle moich literackich pierwszych razów jest ostatnio coraz więcej, z czego bardzo się cieszę. Na jej koncie są mniej lub bardziej znane powieści, które, z tego co słyszałam, przypadały do gustu polskim czytelnikom.
Główną bohaterką „Córki jubilera” jest wkraczająca w dorosłość Charlotte Seidemann-Aber, córka polskiego Żyda. Lotte wraz z ciotką i ojcem mieszka w Wiedniu, tam się wychowała i to właśnie Austrię uważa za swoją ojczyznę.
Wybuchła I Wojna Światowa i trudno chyba wyobrazić sobie gorszy czas na dorastanie dla młodej dziewczyny. Charlotte musi sobie poradzić i zaczyna prowadzić dziennik. Nastolatką zajmuje się głównie ciotka Wilhelmina, która jest bardzo postępową i niezależną kobietą jak na tamte czasy.
Główna bohaterka prowadzi nas przez swoją codzienność i o tym w głównej mierze jest ta książka – o dorastaniu Charlotte. O lekcjach gry na pianinie, które pobiera u Polaka, Jensa Janowskiego. O tym, jak jej rodzina stara się przeżyć wojnę.
Ciotka stara się trzymać Lotte z dała od trudnych czasów, jakie nastały i nie mówi jej za wiele. W końcu dziewczyna nie wytrzymuje i wymyka się sama z domu. Wiedeń jaki widzi, jej ukochany Wiedeń, w którym tak ceni się sztukę, piękno i kulturę – zaczyna ją przerażać. Dziewczyna widzi na własne oczy nędzę, głód i ludzi, którzy z trudem znajdują kąt do spania.
Tymczasem w domu Aberów pojawia się ranny żołnierz, który przez odniesione na froncie rany wymaga stałej opieki. Charlotte spotyka się z jego uporem. Jaroslav – bo tak mężczyzna ma na imię – najpierw w ogóle nie chce towarzystwa dziewczyny. Z czasem ich relacja się zacieśnia, a żołnierz z rekonwalescenta, który znalazł miejsce na dojście do siebie, przeradza się bardziej w członka rodziny.
„Nie mam pojęcia, jak właściwie powinno się zaczynać prowadzenie dziennika i jak to nieuporządkowanie, w którym żyjemy, nieprzewidywalność losu, przeszłość rozsypaną w wyblakłe skrawki i przyszłość skrytą za wielką niewiadomą, wtłoczyć nagle w kształt ze słów. Kształt wyraźny i oparty na solidnej konstrukcji. Jak opisać codzienność, która wydaje mi się teraz złożonym, skomplikowanym zjawiskiem, utworzonym z miliona maleńkich detali, najbardziej wymagającym wyzwaniem i obowiązkiem do spełnienia. Każdego poranka otwieramy oczy i musimy żyć. Chyba nie ma dla człowieka nic trudniejszego”
Po lekturze Wiedeń z tamtego okresu jawi mi się jako miasto kontrastów. Obok przepychu, sztuki, koncertów i spotkań artystów, którzy na początku Wojny mieli się jeszcze całkiem nieźle, daje się zauważyć rosnącą nędzę zwykłych ludzi oraz ich niepokój o jutro.
Na początku tą książkę czytało mi się bardzo wolno i nie byłam do końca przekonana. Przede wszystkim bałam się, że mi się nie spodoba. Jednak im dalej w treść, tym bardziej zaczęłam żyć tą historią i przez te ponad pięćset stron przebrnęłam z wielką przyjemnością. Przyjemnością, chociaż treść powieści Magdaleny Knedler na pewno nie jest łatwa i przyjemna.
Myślę, że „Córkę jubilera” można określić jako powieść historyczną. Normalnie nie sięgam z wielkim entuzjazmem po książki o tematyce wojennej, jednak przez to, że skupiamy się na życiu Charlotte i jej najbliższym otoczeniu ta historia jest bardziej przystępna. Przez ciężką pracę swojego ojca Charlotte oraz Wilhelmina należą do śmietanki towarzyskiej Wiednia. Można powiedzieć, że żyje się im nieco łatwiej niż innym ludziom, głównie ze względu na to, że mają pieniądze.
„Gdzieś tam istnieje zupełnie inny świat, w którym dominuje czerń i czerwień. Brud i krew. Czy to źle, że jesteśmy tutaj? A może chodzi o to, by nie dać się złamać, usiłować żyć zwykłym życiem i kochać zwykłych ludzi, tak jak Maria Wodzińska, która wcale nie tęskniła za geniuszem? Czuję zapach kwiatów i trawy, powiew sierpniowego wiatru i ciepło na skórze. Trzeba chronić takie momenty przed zapomnieniem, ogrzewać się nimi, kiedy robi się zimno i ponuro, kiedy tęsknimy za odrobiną słońca.”
Ojciec Charlotte posiada kilka salonów jubilerskich, a ona w wolnym czasie oprócz nauki gry na fortepianie projektuje biżuterię (większość z jej projektów faktycznie powstaje i to jest totalny kosmos). Razem z Wilhelminą przed wojną wiele podróżowały, a obecnie starają się jak najnormalniej żyć. Nawet co jakiś czas spotykają się i gawędzą sobie z Klimtem, Emilie Floge i z innymi znaczącymi artystami. Wyobraźcie sobie, że tak po prostu wychodzicie sobie na herbatkę z Freudem. Dla mnie przedstawienie tych wszystkich person w codzienności to niezwykle fascynujący wątek.
Autorka ma świetny styl, co sprawia, że przez tę powieść się płynie i to płynie z niezwykłą wręcz przyjemnością. Warto także zwrócić uwagę na rozeznanie w temacie, jakie pani Knedler musiała zrobić. Pewnie mnóstwo czasu zajęło samo zapoznawanie się z tekstami źródłowymi.
Nie mogłam się doczekać, aby dowiedzieć się, jak ta książka się zakończy. Oczywiście nie mogę powiedzieć, w jakim momencie życia znalazła się Charlotte, natomiast jej ostatnie zapiski sięgają do 1918 roku. Bardzo się cieszę, że druga część to bezpośrednia kontynuacja.
Trochę się napisałam a i tak mam wrażenie, że nie powiedziałam wam o tej książce zgoła nic. Spróbuję jakoś sensownie podsumować mój wywód, chociaż ta opowieść jest we mnie wciąż tak żywa i wciąż pozostaję oczarowana tą opowieścią.
„Córka jubilera” to fascynująca, napisana z rozmachem i dogłębnie przemyślana opowieść o dorastaniu, stracie, przyjaźni, miłości, wojnie… Polecam gorąco z całego serca. To wybitna proza. Sama z przyjemnością sięgnę po inne książki pani Knedler.
Informacje o książce:
Tytuł: Córka jubilera
Tytuł oryginału: Córka jubilera
Autor: Magdalena Knedler
ISBN: 9788381472395
Wydawca: Novae Res
Rok: 2019