„Cena odwagi” to drugi tom z serii Antilia. Pierwszy pod tytułem „Tatuaż z lilią”, rozpoczynał historię Niny, młodej dziewczyny, która na skutek tragicznych wydarzeń musiała opuścić Polskę, a pod wpływem emocji zrobiła sobie tytułowy tatuaż z lilią, który niestety (lub „stety”) nie był zwykłym rysunkiem na ciele. Nina bowiem okazała się księżniczką niezwykłej planety, a oprócz zwykłych nastoletnich problemów z pierwszą miłością, Nina (vel Antilia), zyskała również śmiertelnego wroga. Jak w tym tomie wyglądała będzie dalsza historia Niny?
Ta część, jeżeli chodzi o fabułę przypominała mi wspaniałą książkę „Krzyk Icemarku” Stuarta Hilla, bo Nina tylko pozornie pokonała swoich wrogów. Już w epilogu pierwszej części wiemy, że problemy z armią Alexusa nie skończyły się. Nina musi uciekać z własnego królestwa, by szukać maga Maximusa, który może nauczyć ją władać kryjącą się w niej wielką magią. Jednak sprawa nie jest tak prosta, to gdzie dokładnie znajduje się mag jest tajemnicą, a dotarcie do niego jest bardzo trudne. Nina i jej przyjaciele – obrońcy, muszą zastosować metodę „po nitce do kłębka”, czyli zbierać informacje o tym gdzie mag może się znajdować i to jak do niego dotrzeć. Jest to również okazja do tego by znaleźć sojuszników w przyszłej walce. Nina odwiedza królestwa zamieszkiwane przez niezwykłe stworzenia, a niestety nie wszyscy są do niej przychylnie nastawieni…
Na początku napisałam, że książka z fabuły podobna jest do „Krzyku Icemarku” obie księżniczki szukają sojuszników w walce ze zbyt potężnym wrogiem. I o ile Stuart Hill sprostał zadaniu jakie postawił swojej książce, tak że stała się wyśmienitym kąskiem czytelniczym, tak Ewa Seno poległa na swoim pomyśle. Niestety, mam wiele zarzutów do książki „Cena odwagi”.
Zacznę jednak od samej głównej bohaterki. W pierwszej części zarzuciłam Ninie to iż jest „zbyt idealna” i pomimo tych wszystkich nieszczęść jakie jej dotykają, dziewczyna jest wcieleniem perfekcji. Tu mamy to samo… Autorka już chyba bardziej nie mogła ułatwić jej życia. Nina pomimo iż ma przed sobą drogę pełną nauki i wytrwałości oraz ciężkiej pracy, to jednak ma wszystko podane na tacy. Zamiast przysiąść do nauki nad księgami, korzysta z cudownych uzdolnień kolegi i opanowuje je wszystkie w kilka godzin, zamiast uczyć się języka, zakłada magiczną bransoletkę i tadam! Wszystko umie! Pomimo iż jest to książka fantastyczna, Ninie trochę pracy by się przydało… Tym bardziej, że w tej części wydała mi się ona jeszcze mniej inteligentna niż wtedy, gdy „spotkałyśmy się” za pierwszym razem. Przykład? Dostaje ultimatum 24 godzin aby uratować pewne osoby bliskie jej sercu. Wybiega bez planu, bez przygotowania (i bezsensu) w 15 minut. Jeszcze jeden przykład? Siedzi związana i bez sojuszników, nie wiadomo gdzie i grozi swojemu oprawcy ile sił w płucach. Niezbyt rozważne będąc w jej sytuacji, nieprawdaż?
Ponadto Nina, jest fatalnym przykładem dla młodych odbiorców. Nie chcę wyjść na „ciocie-dewocie”, ale ta młoda dziewczyna nie specjalnie myśli o konsekwencjach swoich łóżkowych podbojów. Nie kieruje się rozumem, a jedyne co potrafi najlepiej to hmm, rozporządzać swoimi wdziękami to tu, to tam. Nastolatki, do których kierowana jest ta książka, mają więc przykład niezbyt bystrej, młodej dziewczyny, która w łóżku widzi zarówno wyraz miłości, jak i zawarcie sojuszu. Nie czepiałabym się tak, gdybym na wstępie miała napisane, że główna bohaterka to kobieta, dążąca po trupach (albo po łóżkach), do celu, coś w stylu Cersei Lannister. Tu jednak mamy niepewną siebie dziewczynę, którą (jak sama mówi), wyzwanie trochę przerasta i jest zagubiona, ale za to świetnie odnajduje się w intymnych sytuacjach.
Będę zarzucać książce brak realizmu. Nina podąża (z barku lepszego słowa), z planety na planetę i na większości z nich są prysznice, na jednej z nich tańczy się walca wiedeńskiego (którego oczywiście Nina zna znakomicie) i choć są na nich królowie, to nikt nie ma pojęcia na temat etykiety dworskiej. Nina jak dla mnie rządzi chyba tylko swoim ciałem, bo w trakcie rozmów z innymi władcami, jej poddani obrońcy, potrafią zanegować jej słowa, nakrzyczeć na nią, lub kazać jej coś zrobić. W moich oczach (gdybym była władczynią a inny władca prosiłby mnie o zawiązanie sojuszu), takie zachowanie odebrane byłoby jako znak słabości i nieumiejętność rządzenia własnymi ludźmi.
Znalazłam również błędy logiczne, na przykład w tym iż sojuszniczka Niny, Kaylen ma bardzo dobry słuch:
„(…) Potrafimy dostrzec ofiarę z kilkunastu metrów, usłyszeć ją z kilkudziesięciu metrów….” s. 47
To jednak Nina musi powtarzać jej słowa rozmowy, która odbyła się za ścianą (s. 115). Zdziwił mnie również „tajemniczy” tekst pisany kursywą. Cała książka jest pisana z perspektywy pierwszoosobowej Niny. I nagle (od s. 174.), mamy niektóre zdania, które wyrażają myśli Niny (!), pisane kursywą, pytam po co? Skoro całą książkę Czytelnik „siedzi” w jej głowie, to po co ta nagła (irytująca i pozbawiona sensu) zmiana w tekście? Kwestia teleportacji również jest dla mnie tajemnicza. Cała grupa może przenosić się gdzie chce, a na jednej planecie (bardzo niebezpiecznej), „wylądowali” na skraju lasu (bardzo, bardzo niebezpiecznego), by przez niego przejść i dotrzeć na łąkę za nim. Hmm… Nie mogli od razu się tam teleportować?
Ponadto inni bohaterowie wciąż pocieszają biedną Ninę, a najbardziej irytująca w tym jest żona maga Maximusa. Starsza pani, mówiąca ogólnikami (czy zawsze w książce musi tak być?!), która bez przerwy pocieszała Ninę powtarzając jej słowa otuchy tak często, że ja już wiedziałam jak zakończy się ta książka…
Z dobrych rzeczy, które naprawdę starałam się znaleźć, są ciekawe historie powstania danej ludności na różnych planetach. Historie te mają w sobie całkiem sporo magii i są naprawdę fajnymi legendami, które można opowiadać przy kominku. Ale z kolei historie ludzi otaczających Ninę (najczęściej tkliwe, smutne itp.), były oklepane i jakby wzięte z seriali pokroju „Pierwsza miłość”.
Niestety, kolejnym plusem może być tylko to, że całość przeczytałam szybko, choć nie obyło się bez gwałtownego odłożenia książki na miejsce, by przetrawić jakoś to, co dane było mi doświadczyć jako czytelnikowi. Męczyłam się przy tej części niemiłosiernie, autorka absolutnie nie sprostała tej wysoko postawionej poprzeczce, którą swoją drogą sama sobie ustawiła. Dodatkowo, mając w pamięci „Krzyk Icemarku”, czy chciałam czy nie, mój mózg porównywał obie książki, stawiając książkę Hilla jeszcze wyżej w porównaniu z „Ceną odwagi”. W moich oczach tej pozycji nie ratuje nawet szybka narracja jak i gdzieniegdzie przebłyskujący między stronami dowcip Niny. Niestety… To nie to.
Została jeszcze trzecia część tej serii, „Ścieżka ocalenia„…
Informacje o książce:
Tytuł: Cena odwagi
Tytuł oryginału: Cena odwagi
Autor: Ewa Seno
ISBN: 9788372294210
Wydawca: Feeria Young
Rok: 2014