Fantastyka

Aleo. Ukrywany strach – Tomasz Miękina

Aleo. Ukrywany strach - Tomasz Miękina

Aleo. Ukrywany strach
Tomasz Miękina

Aleo. Ukrywany strach” to książka bardzo trudna. W czytaniu. Treść potrafi wciągnąć. Choć jest naiwna. Ale styl jest bardzo męczący. Taki, jak ten wstęp.

Autorowi cyklu o Aleo, Tomaszowi Miękinie, nie brakuje wyobraźni. Jak nieraz czynią to pisarze fantastycy, stworzył odrębny świat z własną historią i geografią, wprowadził nowe gatunki zwierząt i roślin, skomponował namiastkę osobnego języka (w książce pojawiają się poszczególne słówka). Wyraźnie widać, że autor ma konkretny pomysł na fabułę, który zresztą (zgodnie z informacją na okładce) stara się ująć w słowa od 2012 roku. To jednak, w mojej opinii, nie wychodzi mu najlepiej. Zanim uzasadnię, muszę uprzedzić: to jest recenzja-spoiler.
Biorąc do rąk „Aleo. Ukrywany strach”, nie skupiłam się na tym, że jest to drugi tom w cyklu. Zresztą przez pierwsze 100 stron prawie nic na to nie wskazywało. Opowieść rozpoczyna się historią i opisem Wysp Czterech Wiatrów – przemieszanymi z dialogami, w tym momencie niewiele mówiącymi czytelnikowi, który dopiero próbuje się odnaleźć w nowym dla siebie świecie. Po kilku zmianach wątków (wyspy, dialog, wyspy, dialog…) w końcu lądujemy na jednej z wysp w momencie porodu, a „[…] te konkretne narodziny były wyjątkowe” (s. 27).

Faktycznie musiały takie być, bo urodzony chłopczyk – Torsen – równo po 9 latach ucieka z rodzimej wyspy na kontynent, gdzie toczy się w tym momencie wojna, i zostaje wielkim bohaterem. Już w pierwszej bitwie, około miesiąca po dotarciu na ląd, „walczył jak oszalały. Miecz w jego młodych dłoniach wcale nie odstawał od bardziej zaprawionych w bojach” (s. 60). Nagle znalezioną w kołczanie ostatnią strzałą (warto dodać, że jest niesamowitym łucznikiem; taki zresztą dostaje przydomek) uratował króla. Po chwili jednak upadł, ogłuszony przez nieprzyjaciela. Obudził się w Domu Medyków po około tygodniu, nic nie pamiętając… ale za kilka dni „mógł już wstać i bez większych problemów chodzić” (s. 64). Wkrótce wraca do walk, jednak podczas ostatniej bitwy z wrogami królestwa zostaje poważnie ranny. Leży wśród góry trupów, praktycznie niewidoczny – w końcu to tylko 9-letni chłopczyk. Znajduje go cudownym trafem marszałek królewski, generał Fere, który mimo wielu innych ofiar zmartwił się najbardziej o niego, choć osobiście się nie znali. Chłopak przeżywa, zaprzyjaźniają się z generałem, wspólnie podróżują przez dwa lata… Towarzyszą im też ciut starsi od Torsena poznani przez niego jeszcze na statku dwaj bliźniacy, dla których staje się przyszywanym bratem. Z nimi spędza kolejne sześć lat, których opis zawiera się na dwóch stronach.

Jesteśmy w 1/5 książki.
Co dalej? Niespodzianki, romanse, tajemnice… Poznajemy córkę króla, Eli – a ona poznaje Torsena. Coś między nimi iskrzy, ale ciężko zrozumieć, dlaczego go zainteresowała. Jest opisana jako nieszczególnie atrakcyjna, niepewna siebie, raczej niewywołująca sympatii. W każdym razie jej uczucia zostają zranione, kiedy młodzieniec nagle znika. Czytelnik wie, że dostał z domu wiadomość o umierającej matce i pędzi na swoją wyspę. Eli dowie się o tym za kilka lat…

Wyjazd Torsena to koniec pierwszego z czterech rozdziałów. W następnym pojawia się tytułowa bohaterka, Aleo. Robi to zresztą nagle, wywołując u czytelnika pewną frustrację, bo Torsen już ją zna. Co więcej, właśnie się dowiedział, że jest prawowitą następczynią tronu, choć nic na to nie wskazywało. Od teraz uwaga autora skupia się na dziewczynie, a narracja znacząco spowalnia. Wyraźniej też widać, że jest częścią większej opowieści. Czytelnicy, którzy mieli okazję zacząć od tomu pierwszego, czują się tu z pewnością swobodniej. Ja dopiero poznawałam historię „właściwą”.
Nie zamierzam jednak jej przytaczać. Streszczając pierwszy rozdział, chciałam pokazać nadmierną cudowność – albo naiwność – fabuły. Nie ma chyba dzieła fantasy, w którym nie byłoby tzw. przypadków – czyjegoś planu, który jest realizowany w życiu bohaterów. Zresztą, świat rzeczywisty też zna taki plan, nazywany Opatrznością. Niemniej w tej opowieści cudowności i wyidealizowanych bohaterów, którym wszystko się udaje, którzy wcześniej czy później ze wszystkim sobie radzą i wychodzą praktycznie bez szwanku z wydarzeń, które muszą pozostawić trwały ślad, jest za dużo. I to nudzi.

Drugą słabością, jeśli chodzi o fabułę, są relacje. Autor stara się przekazać emocje bohaterów, a nawet je opisać po najdrobniejsze szczegóły (o tym niżej), ale zmiany nastrojów są niezrozumiałe. Przykładem może być zachowanie Eli przy pierwszym kontakcie z Torsenem (s. 90-91). Zachwyt, lęk, ucieczka, wstyd, niepewność, chęć, by to wszystko się skończyło… po czym nagle humor jej dopisuje, przeprasza za swoje zachowanie i jest dobrze. No ale niech będzie, w końcu to nastolatka. Zresztą zwala na „przypadłości kobiece” (choć nie mamy pewności, że to prawdziwy powód).

Ciekawszym przykładem są jej 20 urodziny i otrzymanie prezentu od Aleo (s. 160-163). Jeden podarunek – bądź co bądź, unikatowy i kosztowny – sprawia, że ta, która nie tak dawno złorzeczyła kuzynce na Radzie, teraz mówi do niej „Jesteśmy prawie siostrami” (s. 162). W sumie Eli sprawia wrażenie nieco niezrównoważonej emocjonalnie. Interesująco to kontrastuje z jej zachowaniem podczas odwzajemnienia wizyty w urodziny Aleo (s. 230-233), kiedy ze spokojem i mądrością stara się jej pomóc zrozumieć uczucia do Torsena.

Takich emocjonalnych fikołków w opowieści jest więcej. Kolejnym z nich może być dialog Aleo z przyjacielem Kastusem (s. 259-262), ale odwołam się do niego w innym celu – by pokazać słabość, tym razem, stylu.

„–Nie wiem, o co ci chodzi. – Przyglądała mu się z niemałym rozczarowaniem.
– O nic mi nie chodzi! – Odwrócił nerwowo głowę w stronę szumiącej pod mostem Seny.
– Jeżeli nie chcesz normalnie porozmawiać, to nie! Możesz chyba powiedzieć spokojnie, w czym problem. Żegnam! – dodała na koniec i ruszyła w stronę bramy zewnętrznej. […]
– Jeszcze raz przepraszam.
– Naprawdę nie musisz. Ja też niepotrzebnie się uniosłam – przyznała mu się, rozkładając bezradnie ręce. – Opowiadaj. Słucham – mówiła już spokojnie” (s. 260-261).

Czy jest to historia prawdopodobna? Jak najbardziej. Nawet bym powiedziała: typowa. I właśnie dlatego ten dialog męczy, a część didaskaliów zdaje się zbędna. Myślę, że większość czytelników jest w stanie doskonale zobrazować sobie zachowanie bohaterów, nie mając potrzeby w prowadzeniu wyobraźni za rękę. Autor jednak wielokrotnie rysuje sceny nazbyt szczegółowo. Zastanawiam się: może lepiej by się sprawdził jako dramaturg?

I jeszcze jedna rzecz, która mocno przeszkadza w płynnej lekturze – przynajmniej temu, kto zwraca uwagę na interpunkcję. Autor „kroi” zdania, stawiając kropki tam, gdzie powinien być przecinek. Oczywiście, jest to zabieg dopuszczalny, który może skutecznie przyciągnąć uwagę… i dlatego powinien być stosowany z umiarem, w momentach naprawdę tej uwagi wartych. W tym tekście zaś możemy spotkać np. taką zbitkę:

„[…] Meras odwiedził biesiadników wcześniej. Witał niektórych gości osobiście. Teraz znikł gdzieś w swoich pokojach. [akapit] Aleo została sama przy stole. Najgorzej, że nie miała się do kogo odezwać. Czuła się trochę obco. Nie trwało to jednak długo […]” (s. 164).

Mam wrażenie, jakbym czytała stenogramy…
***

Podsumowując, jeśli chodzi o fabułę, w mojej opinii ta historia ma potencjał. Zapowiadają się ciekawe wątki (np. zdrada w królestwie), jest miejsce dla rozwoju bohaterów – zarówno głównych, jak i drugorzędnych. Można też zauważyć pewne elementy dydaktyczno-wychowawcze (szczególnie w ostatnim rozdziale opowiadającym o walce ze skutkami powodzi). Może to okazać się całkiem przyjemną lekturą dla nastolatków, zwłaszcza „łykających” wszelkie książki fantasy, dla których to będzie kolejny świat do poznania. Jeśli jednak chodzi o mnie, to raczej nie sięgnę ani po pierwszy tom „Aleo”, ani po kolejne (o ile będą), bo bardzo męczy mnie styl tego autora.

Nie polecam cyklu czytelnikom wrażliwym językowo ani lubującym się w twórczości światowej klasy, bo Tomaszowi Miękinie literackiego kunsztu zdecydowanie brakuje. Jest to jednak człowiek jeszcze dość młody, więc – kto wie? – może z czasem, konsultując się z doświadczonymi autorami i ćwicząc swój warsztat pisarski, jeszcze zabłyśnie. Dlatego nie mówię stanowczego „nie” dla jego przyszłych dzieł, ale dziś to nie jest autor dla mnie.

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać