„Dobra” książka podróżnicza jest jak zdrowa i sycąca strawa dla intelektualnej części umysłu – zaspokaja głód wiedzy i wrażeń; poszerza światopoglądowe horyzonty; pomaga zrozumieć inne kultury i „innych” ludzi. Ale są jeszcze, o czym mogłam się przekonać, książki „piękne” – będące ucztą zarówno dla ducha, jak i oczu. Taka właśnie jest debiutancka, podróżnicza propozycja Maćka Roszkowskiego o niebanalnym tytule „Pisane słońcem”. Określić można ją jednym słowem – „wyjątkowa”.
Książka ta zachwyciła mnie swoim wydaniem i urzekła od pierwszego spojrzenia na okładkę, od pierwszego przekartkowania. Niecodzienny format (zbliżony do kwadratu), usztywniona okładka (lekko aksamitna w dotyku), kredowy papier, całe mnóstwo profesjonalnych fotografii i ten charakterystyczny zapach nowej książki… – to zapowiedź prawdziwej uczty dla zmysłów konesera. Już mam zacząć czytać, ale moją uwagę skupia okładka, a na niej – fotografia małego dziecka, energicznie wybiegającego z zacienionego korytarza. W stronę promieni słońca, w stronę otwartych drzwi. „Piękne zdjęcie” – myślę. „Takie ciepłe, głębokie i intrygujące”. Obok niego tytuł – „Pisane słońcem”. Żółto-pomarańczowy, w iście picassowskim stylu A pod nim (zdjęciem) napis:
„Nigdzie nie dotrzemy, jeśli w pewnym momencie nie powiemy DOŚĆ i nie ruszymy odważnie w poszukiwaniu promieni słońca”.
Chociaż stare porzekadło głosi, iż „Nie szata zdobi człowieka”, „okładka – książkę”, a „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”, to dla książki Maćka Roszkowskiego mądrości te biorę w nawias. Pozycja ta przyciągnęła mnie właśnie swoją okładką i szatą graficzną – i absolutnie nie rozczarowała wnętrzem. A jest ono dokładnie takie, jak zdjęcie dziecka z okładki – ciepłe, głębokie i intrygujące. „Pisane słońcem” to bowiem nie zwykła książka podróżnicza.
To album podróżniczo-filozoficzny, w którym równie ważne są wszystkie trzy warstwy – relacji podróżniczej i refleksji filozoficznej oraz dopełniająca je, warstwa wizualna.
„Pisane słońcem” intryguje od pierwszych zdań. Autor przytacza w nich słynną rozmowę Aleksandra Wielkiego z Diogenesem, podczas której filozof miał poprosić władcę, aby ten „nie zasłaniał mu słońca”. Następnie, Roszkowski bardzo płynnie przechodzi do głębokiej refleksji na temat natury ludzkiego umysłu, który – pełny złudzeń i iluzji – niczym ów „Aleksander” – staje na drodze Słońcu. Lekarstwem i terapią są zaś… podróże. To one, według młodego podróżnika, pozwalają przezwyciężyć lęki, stereotypy, uprzedzenia, przyzwyczajenia i wyjść poza własne „ja”, poza „ego”, które tworzy złudzenie różnic, barier i oddzielenia od innych. Po to, by wreszcie siąść w ciszy, na przykład pod drzewem Bodhi i móc po prostu doświadczać. A potem napisać:
„Miewam czasem takie momenty w życiu, kiedy czuję się tak nieważnym i nieznaczącym istnieniem, że świat wokół pochłania mnie bez reszty. Zatracam siebie w tym, co jest, w tym, co mnie otacza. Właściwie to w tym momencie nie ma mnie ani świata wokół. Tak naprawdę nie ma też żadnego pokawałkowanego momentu. Jest tylko tak, jak właśnie jest” (s. 59).
„Tysiące myśli i emocji przelatuje przez głowę, tworząc totalny chaos. Ale są też takie miejsca, w których z niewiadomych przyczyn mój umysł, bez jakiegokolwiek wysiłku z mojej strony, jest całkowicie czysty, spokojny i klarowny. I nie ma tu znaczenia, czy dane miejsce jest głośne czy ciche. Wydaje się, że po prostu różne przestrzenie mają specjalną atmosferę, energię. Gdy siedzę pod drzewem bodhi, moja świadomość jest całkowicie pusta, cicha. Żadna myśl się w niej nie pojawia. Jest tylko czysta przytomność i gotowość niesienia pomocy innym” (s. 39).
To nawiązanie do motywu słońca w pierwszych zdaniach oraz ton filozoficznej refleksji wyznacza styl i kierunek podróży autora. Podróży w głąb siebie. Tysiące przemierzonych kilometrów, wszystkie odwiedzone przez niego kraje i krainy Azji są tylko „pretekstem” do autentycznego spotkania z samym sobą i z drugim człowiekiem. Do tej prawdziwej podróży prawdziwego podróżnika – podróży w głąb siebie. W moim odczuciu, intelektualny odbiór i opis rzeczywistości, to tylko tło do odkrywania i przekazywania głębszej, uniwersalnej prawdy. O sobie, o świecie i o drugim człowieku. A stało się to możliwe tylko dzięki pełnemu otwartości i pokory nastawieniu autora, który nie ocenia, ale akceptuje. I nawet, jeśli nie rozumie, to poznaje z otwartością, ufnością i fascynacją dziecka. Urzekła mnie ta duchowa głębia postawy Maćka. A właśnie to podejście odróżnia podróżnika od turysty, a książkę Roszkowskiego od innych pozycji podróżniczych.
Chociaż Maciek Roszkowski (podczas swojej 2-letniej wyprawy do Azji) odwiedził co najmniej kilkanaście krajów, jego relacje mają kształt luźnych wrażeń zmysłowych, wspomnień i refleksji, czasem nieco chaotycznych. Gdyby ta książka była obrazem, to w stylu impresjonistycznym. Czytelników o umyśle analitycznym więc muszę uprzedzić – podczas tej lektury wzrasta nie tyle wiedza (ta faktograficzna), co świadomość i czucie. Dlatego, aby uniknąć rozczarowania, warto przestawić swój umysł na inny tryb funkcjonowania, bardziej „prawo-półkulowy”. Bo chociaż z 17 rozdziałów poświęconych różnym azjatyckim krajom dowiesz się, Czytelniku, wielu ciekawych rzeczy o barwnej kulturze Azji, to pamiętaj – nie (tylko) o wiedzę tutaj chodzi. Więc jeśli tylko tego szukasz, to ta pozycja może nie spełnić Twoich oczekiwań.
Po wstępie i 17 rozdziałach, w których autor przenosi Czytelnika na irańską pustynię, do chińskich parków i toalet, na wietnamskie bazary czy indyjskie dworce, przychodzi czas na zakończenie. Jest ono zbiorem kilku życiowo-mądrych rad dotyczących innego podejścia do podróżowania. Takiego, które przerodzić się może w niezwykłą, transformującą podróż w głąb siebie. A najważniejsza z nich brzmi: „Miej otwarte umysł, serce i duszę”. „Jeśli nie otworzysz swego umysłu, serca i duszy na świat, nie poznasz go” (s. 185) – to zdanie jest podsumowaniem i kwintesencją całej książki.
I uwaga na koniec – mimo refleksyjnego, medytacyjnego wręcz tonu tej pozycji – nie obawiaj się zanadto tzw. „wodolejstwa”, taniego sentymentalizmu, patosu, pseudo-duchowości etc. Styl Maćka Roszkowskiego jest bowiem bardzo szczery i autentyczny, a przy tym nienachlany. W jego relacji nie brak zarówno zachwytu nad pięknem przyrody, jak i naturalistycznych opisów brudu, smrodu czy wyniszczającej choroby. Ileż prawdy w słowach Terencjusza: Homo sum, humani nihil a me alienum puto. (łac.) – „Czowiekiem jestem i nic, co ludzkie nie jest mi obce”! Autor otwiera się przed Czytelnikiem, ale nie przekracza jego granic i nie zawłaszcza jego światopoglądowej przestrzeni. Warto, byś i Ty, Czytelniku, zachował równie otwartą i akceptującą postawę.
„Pisane słońcem” to książka, której nie warto (tylko) przeczytać. Tą książką należy się delektować, smakując ją wszystkimi zmysłami, chłonąc całym sobą. Gorąco polecam.
Informacje o książce:
Tytuł: Pisane słońcem
Tytuł oryginału: Pisane słońcem
Autor: Maciej Roszkowski
ISBN: 9788361432692
Wydawca: Axis Mundi
Rok: 2014