Skowyt towarzyszył mi podczas czytania każdej strony e-booka Daniela Krawczyka. Skowyt rozpaczy spowodowanej kontaktem z treścią książki. Po lekturze wstępu spodziewałam się, że powieść będzie pokazywała postapokaliptyczny świat z dodatkiem New Age i fantastyki naukowej. Niestety, było dużo gorzej.
Przez jedną trzecią książki nic się nie dzieje. Fabułę tej części można streścić w jednym zdaniu – bohater odbywa rozmowę z nieumarłym wisielcem, po czym przejeżdża z jednej miejscowości do drugiej, po drodze będąc świadkiem zbiorowego gwałtu, którego ofiarę zabiera ze sobą do swojego mieszkania. Tyle jeśli chodzi o akcję. W mieszkaniu czeka na bohatera „miłość jego życia”, uprawiająca seks z jakimś przypadkowym mężczyzną. Oczywiście bohatera to nie zraża, a nawet wręcz przeciwnie. Wkrótce okazuje się, że nieszczęsny kochanek i tak kończy marnie, ponieważ do łóżka zaprosiła go kobieta opętana przez demona. Nasz bohater, o niezwykle oryginalnym imieniu Lucyfer, przywiózł zaś do swojego mieszkania ofiarę gwałtu i nomen omen, panią demonolog o imieniu Upiorella w jednym. Akcja zawiązuje się dopiero około setnej strony, po kolejnym stosunku seksualnym, tym razem w trójkącie. Książce brak jest tempa i oryginalnej intrygi, a językowo jest niestrawna. Jeśli ktoś potrzebuje więcej argumentów za tym, aby po nią nie sięgać, służę uprzejmie.
Czytelnikowi będzie niesamowicie trudno przebić się przez grafomańskie opisy świata skowyczącej Ziemi ciągnące się przez wiele stron i dotrzeć do fabuły powieści. Sceneria, w której toczy się akcja jest przerysowana, a natłok obiektów i gadżetów, które zostały przedstawione zbyt szczegółowo i dokładnie nie pozostawia najmniejszego pola dla wyobraźni. Charakter świata przedstawianego przez autora doskonale ilustruje cytat z rozmowy Lucyfera z nieumarłym wisielcem, który opowiada historię swojego życia:
Dopadły mnie, naćpane ścierwa – chrypiał z goryczą, lecz bez złości. – Obwiesili na tym drzewie, bo chciałem im odebrać dziwkę, zaniedbaną kurwę… którą przecież tak bardzo kochałem – westchnął rzewnie.
– Kochałeś? – z niedowierzaniem mruknąłem, marszcząc brwi. Ten człowiek musiał zostać zamordowany długie lata temu. Dzisiaj bowiem nikt już nie kocha.
Sceny erotyczne, których w przeciwieństwie do fabuły nie brakuje w powieści, można określić jako niesmaczne i wulgarne, a także pornograficznie dosłowne:
Swym bezceremonialnym wtargnięciem (na klatkę schodową – przyp. rec.) zdeprymowałem żylastego punka, który dotąd rżnął zajadle stojącą w rozkroku dziwkę .
To wyjątkowo łagodny przykład. Przy całej brutalności zniszczonego świata, środki wyrazu, jakie stosuje autor do opisu zbliżeń seksualnych są przesadzone.
Klisza goni kliszę – najcenniejszymi dobrami w tym postapokaliptycznym świecie są, uwaga, nie zgadniecie, woda i… ziemniaki! Banalne przemyślenia głównego bohatera i uproszczone podsumowania dziejów świata czy zasad społecznych pojawiają się niemal na każdej stronie:
Zarząd oczywiście składał się z samolubnych i cholernie wpływowych świń, które nie widziały świata poza czubkiem swoich ryjów. Toteż nikt się z nimi nie szarpał, zwłaszcza że każdy szanujący się wówczas sąd spoczywał na dnie oceanu nepotyzmu i korupcji…
To miło, że nawet autor zauważa oczywistość tego stwierdzenia. Tylko po co o tym pisać?
Bohaterowie są stereotypowi do bólu, zaś ich emocjonalność odpowiada poziomowi piętnastoletniego Księcia Ciemności:
Źródło mej miłości po wsze czasy będzie biło dla tej, która w nim pływa. A bije ono ze skalnej opoki, co dla niej wyciosana została – te poetyckie słowa wypłynęły ze mnie jako ten przekaz skowyczącej Ziemi, która po raz ostatni daje krnąbrnej ludzkości szansę na świadome życie. Po raz ostatni się dla niej odrodzi i po raz ostatni ochroni. Tak jak ona – matka, co swe dzieci kocha, tak i ja kocham…
Jakby mało było tych przykładów, dodam, że pies głównego bohatera (oczywiście żylasty i zmutowany) wabi się Rozkurwiacz.
Językowo książka jest pełna trudnych terminów, za którymi nie kryje się żadna treść, drewnianych dialogów, pretensjonalnych nazw własnych i dziwnych form stylistycznych. Autor ma słabość do określeń typu „ślimacze usta”, które według niego są bardzo kuszące, zaś słowo świadomość odmieniane przez wszystkie przypadki pojawia się zdecydowanie zbyt często. Właściwie każde zdanie z tej książki nadawałoby się jako przykład do poradnika „Jak nie zostać pisarzem”. Jeszcze długo można by pastwić się nad Skowytem podając kolejne cytaty, a i tak trudno będzie oddać jak bardzo nieudane jest to „dzieło”. Przy Skowycie horrory z wydawnictwa „Phantom Press” to utwory na poziomie. W pewnym momencie zastanawiałam się nawet, czy to nie jest jakaś prowokacja, jednak żeby zrobić prowokację można napisać choćby opowiadanie, prowadzić bloga, a nie wyprodukować 300 stron tekstu… Wniosek jest jeden – zdecydowanie odradzam lekturę.
Informacje o książce:
Tytuł: Skowyt. Nowy Porządek
Tytuł oryginału: Skowyt. Nowy Porządek
Autor: Daniel Krawczyk
ISBN: 9788363300166
Wydawca: e-publika
Rok: 2013