Religia chrześcijańska liczy sobie ponad dwa tysiące lat. W ciągu tego czasu przeżywała wzloty i upadki. Od bycia „sektą” (we współczesnym tego słowa znaczeniu) judaizmu, poprzez religię, która jednoczyła państwa naszego kontynentu, i jej rozbicie na wiele odłamów, przeistoczyła się w XX i XXI w pewien system wartości i przekonań wyznawanych (przynajmniej oficjalnie), przez większą cześć społeczeństwa polskiego. Utożsamianie się z nimi nie jest (jak dawniej bywało) bezkrytycznym i dosłownym przyjmowaniem wszystkiego co padnie z ust kapłana. Wierni coraz częściej (z dobrą lub złą wolą), starają się odkryć sens nakazów i zakazów wiary. Dyskusja na ten temat zaczyna się zaraz po wyjściu ze świątyni, gdy uczestnicy komentują treść kazań, jest kontynuowana w mediach analizujących zachowania i słowa kapłanów, a skończywszy na książkach roztrząsających główne założenia tej, czy innej odmiany chrześcijaństwa. Poziom i argumenty jakimi posługują się strony dyskusji jest różny. Obecnie jednak, przeważa krytyka chrześcijaństwa, a szczególnie najsilniejszego jego odłamu w Polsce – Katolicyzmu. Mas Media (z wyłączeniem katolickich), coraz częściej przedstawiają jednostronnie negatywny obraz katolicyzmu rezygnując niekiedy z przedstawienia racji na jego obronę. Uniemożliwiając poznanie innego stanowiska na temat interesującego nas zagadnienia. Nie jesteśmy w stanie wyrobić sobie sami opinii i być może dojść do „prawdy”.
Biorąc do ręki książkę Leszka Żuka pt. Rozmowy o chrześcijaństwie, liczyłem, że w pracy tej poznam kilka stanowisk w kwestiach wiary, którą deklaruje większość społeczeństwa (w tym ja). Niestety zawiodłem się. I nie było to moje ostatnie rozczarowanie. Ale zacznijmy od początku.
Książka ta (przynajmniej z początku), aspiruje do miana popularno-naukowej, przynajmniej po zapoznaniu się ze szczegółowym spisem treści. Henoteizm (forma przejściowa pomiędzy politeizmem a monoteizmem), źródła o Jezusie, Grobowiec z Talpiot, sobór w Nicei i Konstantynpolu, czy ewolucjonizm, miesza się z takimi tytułami podrozdziałów jak prorok Jezus, czyli kronika zaplanowanego samobójstwa, pranie mózgu, święty napletek i chrześcijańska nienawiść do bliźniego. Rozpiętość tematyczna i różny poziom „naukowości”, czy precyzji nagłówków fragmentów książki budzi ciekawość. Aby chociaż w części ją zaspokoić, człowiek szuka czegoś na kształt przedmowy, czy wstępu gdzie autor w sposób jasny i zwięzły przedstawi główne założenia swojej pracy. Niestety nic takiego nie znalazłem. Autor od razu przechodzi do analizy poszczególnych zagadnień ujętych w spisie treści. W analizach tych próżno doszukiwać się jakiejkolwiek formy rozmowy (rozumianej tu jako zestawienie dwóch lub więcej opinii na dany temat). Jest jedna linia narracji: religia jest przeżytkiem, jest opium dla mas, chrześcijaństwo zaś (które utożsamia wyłącznie z katolicyzmem), spowodowało:
„totalną zapaść cywilizacyjną Europy na 1000 lat”
i okazuje się szkodliwe dla XXI wieku (s. 158). Cała książka, zamiast dyskusji nad historią i dogmatami chrześcijaństwa jest ostrą (a niekiedy i wulgarną) jego krytyką.
Prawdą jest, że w przeciągu swego długiego istnienia, ludzie związani z kościołem katolickim usprawiedliwiając swoje działania tą religią, dopuszczali się okropnych zbrodni. I nie chodzi tu tylko o nawracanie na siłę niewierzących (np. krucjaty), czy prześladowania inaczej myślących (np. pogromy Żydów). Brane przez wiele lat przez hierarchów kościelnych dosłownie słowa pisma świętego, doprowadziły do ograniczenia rozwoju pewnych idei czy koncepcji naukowych. Ale nie spowodowało to (jak chce tego autor), zapaści kulturowej Europy. Każdy historyk to powie, że pojęcie „mroczne wieki” w odniesieniu do średniowiecza, mija się z prawdą. Kościół katolicki, kładąc nacisk na inne kwestie wprowadził „nową jakość” w rozwój Europy. Zauważył to również autor, ale swoją (niechętną zresztą) pochwałę ogranicza tylko do sztuki romańskiej i gotyckiej (s. 257-271).
Na poparcie swoich antychrześcijańskich tez, posiłkuje się licznymi odniesieniami do Pisma Świętego. Szkoda, że w bibliografii nie zamieścił tej pozycji. Wiele przekładów tej świętej księgi chrześcijaństwa, powoduje pewne rozbieżności w treści. Wydaje się, że autor posiłkował się Biblią tysiąclecia. Nie zamieszczał jednak cytatu z Pisma świętego, lecz jedynie odniesienie do odpowiedniego ustępu na poparcie swojej argumentacji. W rozdziale zatytułowanym „Naczynie nieczystości” autor opisuje między innymi pochwałę bezpłciowości żeńskiej jak i męskiej która przebija z religii chrześcijańskiej. Walka świętych mężów, którzy dobrowolnie wybrali celibat i unikali pokus „tego świata” z Szatanem który nasyłał na nich erotyczne wizje, zdaniem autora doprowadzała do samookaleczania: głodzenia, samobiczowania, celowego oparzania niektórych części ciała, albo chłodzenia grzesznych chuci w lodowatej wodzie. Niektórzy obcinali sobie nawet genitalia. Konkluzją tego fragmentu są słowa autora (dosłowny cytat):
W końcu sam Jezus nie oburzał się na tych, którzy dobrowolnie poddali się kastracji dla Królestwa Niebios (Mt 19, 20).
To prawda, że w Piśmie Świętym znajduje się fragment mówiący o usuwaniu narządów, które są źródłem grzechu („jeżeli Twoje oko jest powodem grzechu, wyłup je…”etc.), jednak jest to bardziej metafora mająca za zadanie nakłonienia wierzących do odcięcia się od korzeni występku. Przytoczony przez autora fragment mówi jednak o czym innym.
W Piśmie Świętym fragment ten nosi tytuł: O dobrowolnej bezżenności. Dokładny tekst tego ustępu brzmi:
Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!.
Chrystus mówi uczniom, że aby być zdatnym do małżeństwa należy posiadać kompletne narządy płciowe. Ich brak stwierdzony zaraz po urodzeniu, czy późniejsze pozbawienie ich, dyskwalifikowało taką osobę w oczach ówczesnego społeczeństwa. Dla starożytnych jedną z podstawowych funkcji małżeństwa była prokreacja. Obecnie dla kościoła katolickiego chęć posiadania dzieci jest bardzo ważną kwestią przy zawarciu związku małżeńskiego. Nie uniemożliwia jednak przyjęcie tego sakramentu osobom ułomnym. Jest jednak jeden warunek. Partner przed ślubem musi znać całą sytuację i godzić się na nią. W przeciwnym razie brak narządów czy zwykła bezpłodność, jest podstawą do unieważnienia małżeństwa. Jednak to sami małżonkowie (lub jeden z nich) muszą to udowodnić.
Powyżej mowa była o ważności narządów dla chrześcijan. Gdzie zatem dobrowolna kastracja w tym fragmencie? Prawdopodobnie autor uznał, że słowa:
a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni
mówią o samo kastracji (bezżenność = pozbawienie narządów rozrodczych). Dla mnie osobiście taka interpretacja tego fragmentu jest pozbawiona sensu.
Wiele innych porównań dokonanych przez autora wydaje się również co najmniej bezzasadna. Na stronie 184 autor pisze:
Kościół zasadnie ostrzega przed niebezpieczeństwem klonowania ludzi i „hodowania” sportowców czy wyjątkowych umysłów, ale nie potępia np. prądu elektrycznego, który jest niezmiernie użyteczny, chociaż może być przecież groźny w rękach szaleńców.
Jedno z głównych przykazań kościelnych mówi „Nie zabijaj”. Kościół katolicki przyjmuje (i konsekwentnie trwa przy tym założeniu), że zapłodniona komórka jest istotą ludzką i zasługuje na takie traktowanie. Dlatego potępia wszelkie działania w wyniku których, może dojść do jej uśmiercenia. Porównanie to jest nielogiczne, miesza pojęcia z dwóch całkowicie różnych kategorii, bo przecież prąd elektryczny nie ma na celu (jak inżynieria genetyczna), na wybranie najlepszego genu kosztem zniszczenia innych. Autor zapomniał, że podczas II Wojny Światowej podobne doświadczenia prowadzili w obozach koncentracyjnych lekarze w mundurach SS. Nie mieli jednak takiego sprzętu jakim dysponujemy obecnie i swoją „inżynierię genetyczną” przeprowadzali na kobietach ciężarnych, lub urodzonych dzieciach. Prawdą jest, że pomagali sobie prądem elektrycznym (chociażby żeby sobie poświecić). Czy dlatego Kościół ma potępić prąd?
Dla poparcia innej swojej tezy mówiącej, że chrześcijanie walczą z rozumem i wszelką wiedzą autor wspomina o spaleniu biblioteki aleksandryjskiej. Nie precyzuje jednak, kto miał dokonać tego czynu. Z historii wiemy, że woluminy zgromadzone w Aleksandrii płonęły nie jeden raz. Po raz pierwszy tą „walkę z wiedzą”, rozpoczęły wojska Cezara w roku 48/47 p.n.e. Podczas ostrzału z morza, zapalił się pałac królewski. Jak oceniał to Plutarch spłonęło 40 tys. Woluminów. Marek Antoniusz, aby się zrewanżować przekazał 200 tys. dzieł zrabowanych z biblioteki w Pergamonie. Te z kolei spłonęły podczas powstania Żydów przeciw Rzymowi w 115 r. Kolejny pożar miał miejsce w 391 roku, kiedy to cesarz Teodozjusz wydał dekret zakazujący pogaństwa w całym cesarstwie. Nie jest wiadome, kto podłożył ogień pod bibliotekę. Istnieje również legenda, mówiąca, że w 642 roku kalif Omar kazał spalić księgozbiór mówiąc: „Albo te księgi zawierają to samo co Koran, więc są niepotrzebne, albo coś innego, więc są szkodliwe”. Tak więc z wiedzą zgromadzoną w bibliotece aleksandryjskiej walczyli i poganie (Rzymianie), Żydzi, chrześcijanie (co jak wcześniej zaznaczono nie jest pewne), jak również Muzułmanie.
Jako myślący człowiek, warto jest stawiać pytania. Warto zastanawiać się nad swoim życiem i przekonaniami. Pomaga to albo utwierdzać się w swoim postępowaniu, albo je zmienić. W rozmyślaniach tych pomaga czytanie książek. Od czasu do czasu warto wziąć do ręki taką, która polemizuje z naszym światopoglądem. Trzeba tylko wybrać mądrze. Polemizowanie nie powinno być nagonką, a merytoryczną dyskusją, szczerą rozmową. Takiej rozmowy czy dyskusji niestety brakuje książce Rozmowy o chrześcijaństwie.
Informacje o książce:
Tytuł: Rozmowy o chrześcijaństwie
Tytuł oryginału: Rozmowy o chrześcijaństwie
Autor: Leszek Żuk
ISBN: 9788377223918
Wydawca: Novae Res
Rok: 2012