Antoni Kępiński powiedział kiedyś „Ludzie starzy zwykli mówić, że starość Panu Bogu się nie udała”, czy jest w tym stwierdzeniu ziarnko prawdy? Pewnie obiektywnie będziemy mogli to stwierdzić, gdy sami się zestarzejemy – punkt widzenia zależy wprawdzie od punktu siedzenia. Młodzi często patrzą z zazdrością na życie starszych, którzy zazwyczaj są już na emeryturze i mogą oddawać się swoim pasjom, a nie muszą codziennie rano tłuc się do pracy. Starzy z kolei, zauważają, że zdrowie już nie jest takie jak wcześniej i nie ma się tyle sił, aby w pełni korzystać z życia. Marta Nowik w swojej powieści: „Kiedy czasu już dla nas nie będzie” zabiera nas w mury Domu Pogodnej Starości, gdzie rodziny zostawiają swoich starszych krewnych jak niechciane meble.
Pensjonariusze nazywają te mury — umieralnią, gdzie zostaje się, by samotnie doczekać swojego końca. Opieka nad starszą osobą, wymaga zarówno cierpliwości, jak i logistycznego perfekcjonizmu – trzeba pogodzić pracę, opiekę nad dziećmi z gotowaniem posiłków, pomocy w porannej toalecie, dotrzymywaniu towarzystwa – nie dla każdego jest to wykonalne. I nie należy oceniać zarówno tych, którzy starszymi krewnymi się opiekują (pewnie nie stać ich na opiekę płatną albo chcą zaoszczędzić) oraz tych, którzy decydują się do takiej placówki bliskiego oddać (nie mają serca, liczy się dla nich tylko wygoda). Właściwie w życiu powinniśmy być jak najdalsi od oceniania kogokolwiek, bo często nie mamy podstawowych informacji, by taka ocena choćby w ułamku była obiektywna. Dom Spokojnej Starości przedstawia nam sylwetki staruszków – zakochanych w sobie Ricie i Aleksandrze, którzy w każdej możliwej okazji sobie dokuczają i wymyślają najbardziej kąśliwe uwagi, Ninę, która lubowała się w paleniu papierosów i wyczekiwaniu na rodzinę, która miała ją regularnie odwiedzać, jej przyjaciółkę Stefkę – kobietę intrygującą, o ostrym makijażu, zazwyczaj ubraną wyzywająco i w jaskrawych barwach, przykuwającą uwagę każdego, kto tylko wszedł do budynku Domu Pogodnej Starości, Sebastiana – poruszającego się na wózku fana gry w karty i jego przyjaciela Alfreda – który w młodości odbił mu dziewczynę. Kilka dni przed Wigilią, murami Domu Spokojnej Starości wstrząsają nieoczekiwane odwiedziny. Do Antoniny, przyjeżdża córka chrzestna (córka siostry Pani Antoniny) – Julia. Jednak zanim Julia się pojawiła pensjonariusze zdążyli otworzyć paczkę, która adresowana była do gościa Pani Antoniny. Nie wiedzieli zupełnie, co miały oznaczać cztery dziwne przedmioty, które znaleźli w pudle. Postanowili więc udawać, że paczki nigdy nikt nie otworzył. Julia – była młodą, piękną dziewczyną o ślicznych, niebieskich oczach. W tych oczach widać było ocean smutku. W murach Domu Spokojnej Starości można było odnaleźć wiele skrajnych emocji – żal za utraconą miłością, smutek po śmierci przyjaciela, pustkę w pokoju pensjonariusza, który udał się w ostatnią wędrówkę. Julia odnalazła tu jednak masę pięknych wspomnień pensjonariuszy — czasem smutnych, czasem sprawiających ból, ale które pozwoliły jej oswoić się z jej niewyobrażalną stratą. To właśnie dzięki rozmowom z pensjonariuszami, ich ciepłym gestom – poklepaniu po ręce, pokiwaniu ze zrozumieniem głową, Julia zaczęła rozumieć, że życie płynie dalej i nigdy nie wiadomo co nam przyniesie. Trzeba tylko pomalutku uporać się ze swoim bólem. Miłość przychodzi niespodziewanie, czasem odnajdziemy ją w oczach nieznajomego, którego mijamy w parku, czasem w uśmiechu dostawcy mleka, innym razem w niebieskich oczach łobuza, który ratuje nasze życie. Julia miała to szczęście, że Eryk, który nie należał do grzecznych chłopców, wstawił się za nią przed swoimi kolegami, którzy nie mieli najlepszych zamiarów w stosunku do Julii. Dziewczyna była mu wdzięczna. Zaimponował jej przeciwstawiając się grupie – miał charakter. Życie bywa przewrotne i już niedługo Julia mogła odwdzięczyć się Erykowi, którego „koledzy” zostawili pobitego w śnieżnej zaspie. Julia zakochuje się w Eryku bez pamięci – mimo, że nie wpisywał się we wzór idealnego kandydata – dom dziecka, poprawczak, więzienie, tatuaże, szemrane znajomości… Miłość zmienia jednak postrzeganie drugiego człowieka, jesteśmy w stanie dostrzec to dobro, które jest skrzętnie ukrywane przed całym światem. Te chwile, które Julia po kryjomu spędza z Erykiem w Domu Spokojnej Starości, pełne ciepła, bliskości i czystej miłości zostaną w jej pamięci na zawsze. Jednak bajki nie zawsze kończą się słowami: żyli długo i szczęśliwie … W tym wypadku okazuje się, że los postanowił ukarać Eryka najgorszą z możliwych kar. Czy Eryk spędzi długie lata w więzieniu ? Czy Julia będzie mu wierna i zaczeka na swojego ukochanego ? A może zdarzy się coś, co wywróci ich życie do góry nogami ? Ktoś zapalił świeczkę w oknie pokoju Domu Spokojnej Starości… Aby dowiedzieć się kto jest adresatem płomienia, sięgnijcie już teraz po książkę Marty Nowik „Kiedy czasu już dla nas nie będzie”…
Muszę się Wam przyznać, że gdy sięgałam po tę pozycję, nie spodziewałam się takiej jazdy na emocjonalnym rollercosterze. Ta książka zmusza do głębokiej refleksji – nad sensem życia i śmierci jako jego nieodłącznej części, nad prawdziwością uczuć – czy kochamy, gdy jest nam wygodnie kochać, czy obietnica na dobre i na złe jest prawdziwa, nad tym, że przyjaciele to rodzina, którą sami sobie wybieramy i czasem lepiej spędzić swoje ostatnie chwile wśród przyjaciół, dla których jesteś ważny niż wśród rodziny, dla której jesteś wyłącznie ciężarem. Marta Nowik napisała książkę autentyczną, bohaterowie są prawdziwi do szpiku kości, emocje, które historia w nas obudzi są silne i sprawiają, że chcemy być lepszymi ludźmi. To książka, która nie tylko skłania do refleksji, ale powoduje w nas chęć pracy nad sobą. Sprawia, że chwytamy za telefon i mówimy naszym bliskim, że są dla nas ważni, ale tym razem nie poprzestajemy tylko na słowach, w ruch idą też czyny. Wreszcie ta książka udowadnia, że miłość jest silniejsza niż śmierć, i to, że ktoś od nas odchodzi nie znaczy, że nie jest przy nas blisko. Polecam przeogromnie. Cudownej lektury.