„Życie ludzkie dzieje się tylko raz i dlatego nigdy nie będziemy mogli stwierdzić, która z naszych decyzji była słuszna, a która zła, ponieważ w danej sytuacji mogliśmy decydować tylko jeden raz. Nie dano nam żadnego drugiego, trzeciego, czwartego życia, abyśmy mogli porównać konsekwencje różnych decyzji” – Milan Kundera.
„Opowiedz mi o nim” to opowieść tak poruszająca, jak też trudna do zdefiniowania. Budząca wstręt do gatunku ludzkiego, przypomina także że są wśród tego całego tałatajstwa jednostki wyróżniające się. Po tej lekturze, zaczyna się wierzyć w słowa Friedricha Nietzschego, że dobro i zło, to pojęcia pejoratywne, które każdy z nas z osobna powinien im nadawać definicje, zależnie od perspektywy sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Łatwo jest kogoś osądzić, zaś trudniej przeanalizować krok po kroku czynniki, które skłoniły człowieka do takiej, a nie innej decyzji. Z początku wszyscy chórem moglibyśmy rzucić parę uczynków dobrych i złych, ale zaręczam, że po wnikliwszym zastanowieniu, niczego nie bylibyście pewni. Nikt nie rodzi się dobrym bądź złym. Takimi przymiotnikami można się określić dopiero po wielu latach życia, gdy zdążymy już coś w nim zrobić, co będzie można omówić. Co jednak jeżeli najpierw zrobimy coś złego, a później dużo dobrego? To pierwsze się zatrze, aczkolwiek w odwrotnej sytuacji, choćby ów persona czyniła już później i do końca swych dni uczynki chwalebne, owa łatka się nie zmieni. Powód? Pierwsze wrażenie. Ludziom łatwiej jest pamiętać rzeczy złe, przez fakt, że są bardziej dotkliwe. Zawsze byłam zdania, że szczęście, radość są ulotne, jak śnieg padający przy dodatniej temperaturze. Inaczej jest ze smutkiem, stratą. Te odciskają się na naszej duszy, jakby wyryte rozpalonym do czerwoności pogrzebaczem.
Przy czytaniu „Opowiedz mi o nim”, porzućcie wcześniej trwale powtarzane stereotypy, jakoby białe było białym, a czarne czarnym. Nic nie jest takie, jak się wydaje. Odbieramy rzeczywistość przez to, jak się w danej chwili czujemy i co o niej wiemy. A nigdy nie można wiedzieć wszystkiego, ponieważ dojdzie jeden z pozoru nic nie znaczący szczegół, który zmieni cały kształt obrazu.
23 styczeń, tuż za skrzyżowaniem Havdsarve i Lilla Lars, na zakręcie przy starym kamieniołomie doszło do tragicznego wypadku. Ciemno, zimno, oblodzona droga. Dwa pędzące samochody jechały prosto na zderzenie czołowe. Jeden z kierowców, by uniknąć stłuczki, starając się wyminąć nadjeżdżające z naprzeciwka auto, notabene jadące po niewłaściwej stronie, wypada z drogi w rów. Auto do kasacji, natomiast jego kierowca najprawdopodobniej nie żyje. Pamiętajmy jednak, że „najprawdopodobniej” nie jest synonimem „na pewno”. Niebieskie audi staje na poboczu, właściciel wychodzi z niego i otaksowuje sytuacje. Nie wyciąga jednak telefonu. Zamiast tego odjeżdża. Przy rowie jest jednak pewna dróżka na dobrą sprawę w żadne konkretne miejsce nie prowadzi. Stoi na niej mimo to kolejne auto, firmowe. Kobieta i mężczyzna, są świadkami wypadku. Jeanette udokumentowuje zbiega wraz z jego tablicami rejestracyjnymi. Poszkodowany wygląda już jak trup. Scena wprost wzięta z horroru wysokobudżetowego. Gdy Jeanette już ma wybierać numer alarmowy, Peter znajduje w bagażniku niemałą sumkę, za którą ich życie może się odmienić, troski w nicość zmienić. Egoizm i pycha wygrywają. Przetrwają najsilniejsi, czyż nie? Kobieta ulega wpływowi, pozostaje bierna.
To zdarzenie, trzy decyzje, trzech ludzi. Wystarczyłoby, żeby jedno z nich podjęło inny ruch, a wszystko potoczyłoby się inaczej. Efekt motyla, efekt domina, nazwijcie to jak chcecie. Spekulacje w stylu – on już nie żyje, więc tego nie potrzebuje, zaważyły nie tylko na tym jednym istnieniu, na jednej śmierci. Ta historia ma bowiem zarówno początek, jak i ciąg dalszy, do końca prowadzący.
Sandra, nieśmiała i niepewna siebie dziennikarka, która także miała wpływ na śmierć człowieka z bagażnikiem gotówki. Wracając ze świątecznych zakupów, nie mogła złapać żadnej taksówki. Pewien jegomość oferuje jej podwóz do domu. Jest dość specyficznie, nie prowadzi bezpiecznie. Dziewczyna dociera mimo to bezpiecznie to domu. Chcąc się odwdzięczyć, z czystej kultury zaprasza na herbatę mężczyznę, który zamiast tego woli coś niecoś mocniejszego. Pewny swych umiejętności, pociąga zdrowo z butelki Whisky. W alkoholowym amoku wpada w szał, gdy napój zostaje zabrany. Przecież dobrze wie, ile może a ile nie może wypić. Jak taka małolata śmie mu wyznaczać jakiekolwiek granice? Czasem trzeba zapomnieć o kulturze i zedrzeć gardło w proteście. Asertywność, rzecz która sprawiłaby, iżeli Sandra nie zostałaby pozostawiona przez nieznanego mężczyznę na ziemi w jej salonie, z karbem traumy, pogardy do siebie i późniejszym szczęściem z nieszczęścia wynikającego – Erikiem.
Pięć lat później, gdy pracuje w telefonie zaufania, odbiera połączenie od Kerstin. Kerstin, która dnie spędza na brzydko zwanej „ławce meneli”. Kerstin, której mąż zginął lat parę wcześniej. Kerstin i Sandre coś łączy. A konkretniej rzecz ujmując nie coś, a ktoś – Jan Hallin. Dobrze sytuowany, szanowany powszechnie mąż i ojciec. Ojciec, który spłodził o jedno dziecię więcej niż ma w papierach. Ojciec, który odebrał możliwość spłodzenia potomstwa innemu mężczyźnie. Mężowi, który pewnej żonie odebrał męża i chęć do życia.
Kerstin na swojej ławeczce poznała wielu dobrych ludzi. Niedawno dołączyła do nich kobieta, na którą Nettan wołają. Trochę to trwa, ale spokojnej Kerstin alias Matce łatwo jest się wyżalić z tego, co na barkach się niesie, co sprawia, że z butelki pociąga się zbyt chętnie. Nettan nie wątpliwie ma depresje i wiele powodów ku niej. Dobrze jej się kiedyś żyło, ale jak to często w życiu bywa, los inaczej chciał. Charlotte, jej córeczka na białaczkę umarła, po długiej i wyczerpującej zarówno dla niej, jak i dla jej rodziców walce. Mąż Nettan nie chciał, ale koniec końców nie umiejąc uratować małżonki z drogi chylącej się ku upadkowi, staczającej po równi pochyłej, odszedł, a ona stwierdziła, że wygodniej jej na ławeczce pod blokiem, niż w mieszkaniu w tym bloku. Nie jest to jedyne co jej ciąży, lecz nie chce więcej wyznać. Do czasu. Wszyscy mamy swego rodzaju – do czasu. Gdy zdarza się coś, co sprawia, że chce się wyrzygać swoje błędy i grzechy. Po nieudanej próbie samobójczej i odkryciu, że kochanek, o którym myślała, że ją zostawił i uciekł sam ku lepszemu życiu, został zamordowany. Odnaleziono jego szczątki, zakopane w lesie, do których wykopania się jakiś lis przyczynił. Nettan, okazuje się był Jeanette. Jeanette, która zostawiła mężczyznę umierającego we wraku samochodu i która uciekła z jego pieniędzmi, których nie chciała. Chciała za to szczęścia z kochankiem, wraz z którymi parę tygodni później zniknęły miliony.
Trzy kobiety. Trzy kobiety po przejściach, które pragną być innymi. Sandra pragnie być odważniejszą i bardziej stanowcza dla swojego synka, pragnie zadośćuczynienia za swe krzywdy. Żąda alimentów od Jana Hallina. Chcąc je zdobyć narusza nawet bańkę spokoju Pani Hallin – Gunilli, kobiety bezwarunkowo kochającej męża. Gunilli, która wszystko Janowi wybacza.
„Mówienie jest rzeczą głupców, milczenie – tchórzy a słuchanie rzeczą mędrców” – Carlos Ruiz Zafon
Kerstin pragnie odpowiedzi na pytanie, jaka jest Jeanette, czy warta nienawiści grzechów poczynionych oraz odnalezienia pieniędzy.
Jeanette pragnie wybaczenia i spokoju. Wraz z Matką uda się na poszukiwania zaginionego łupu. Nazwiska i twarze się dopasują, stare prawdy odkryją. Nettan znajdzie nie tylko wybaczenie, ale też pewne życie w piwnicy na włosku wiszącym. Wybaczyć komuś jest jednak łatwiej niż sobie.
Jak owe kobiety skończą?
„Wiesz, że najwięcej ludzi w depresji popełnia samobójstwo właśnie wtedy, gdy…są na najlepszej drodze do wyleczenia? W prawdziwej depresji jesteś tak bardzo bez napędu, że nawet przeciąć żył ci się nie chce” – Janusz Leon Wiśniewski.
Kim jest owiany negatywną sławą Jan Hillan? Morderca, gwałciciel, okrutny człowiek. Każdy problem najchętniej by rozwiązał za pomocą obojętności. Usiadł i czekał, aż wszystko rozejdzie się po kościach. Jak postąpi ów leniwy i godny pożałowania człowieczek, gdy sprawdzony sposób zawiedzie? Dobrze by dla niego było, gdyby bękart zginął, najlepiej wraz z roszczeniową matką. Jak daleka droga od myślenia do czynu?
„Opowiedz mi o nim” to książka, którą szybko się czyta, a wolno trawi. Momentami akcja dzieje się zbyt szybko, by zastanowić nad jej wydarzeniami. Fabuła momentami nie jest najlepsza przez początkowo zbyt sporą ilość wątków, aczkolwiek rewanżuje to refleksyjnością. Co do całokształtu, to cisną się na usta słowa – jeden zgon to tragedia, tysiąc to statystyka. Żyjemy w podłym świecie, gdzie człowiek o sercu na właściwym miejscu, czasem za bardzo boi się o własne przedłużenie kręgosłupa zbyt mocno, by postąpić właściwie. Gdy postąpi się inaczej, później trzeba z tym żyć, a aby żyć z grzechem na plecach, trzeba nie być leniwym, by go dźwigać.
„Być albo nie być; oto jest pytanie:
Czy szlachetniejszym jest znosić świadomie
Losu wściekłego pociski i strzały,
Czy za broń porwać przeciw morzu zgryzot,
Aby odparte znikły? – Umrzeć, – usnąć,-
Nic więcej; snem tym wyrazić, że minął
Ból serca, a z nim niezliczone wstrząsy,
Które są ciała dziedzictwem: kres taki
Błogosławieństwem byłby(…)” – William Shakespeare „Hamlet”.
Informacje o książce:
Tytuł: Opowiedz mi o nim
Tytuł oryginału: Det som göms i snö
Autor: Carin Gerhardsen
ISBN: 9788381350044
Wydawca: Wydawnictwo Otwarte
Rok: 2018