Literatura dziecięca

Dzieci z Lewkowca – Donata Dominik-Stawicka

Recenzja książki Dzieci z Lewkowca - Donata Dominik-Stawicka

Dzieci z Lewkowca
Donata Dominik-Stawicka

Wielokrotnie pisałem o tym jak trudne, wbrew pozorom, jest stworzenie książki dla dzieci. Młody czytelnik nie ma cierpliwości, nie da się namówić na rozwarstwienia fabuły, nie zrozumie wielu porównań, i co gorsza – nie będzie czytał jeśli początek Go nie zainteresuje. Problem ten nie jest problemem tylko tego rodzaju literatury, ale chyba każdej. Każdy autor postanawiając coś napisać, mierzy się z tym od dawien dawna. Początek jest najistotniejszy, bo ma wprowadzić czytelnika w opowieść którą autor chce nam przekazać. Pamiętacie swoje pierwsze spotkania z książką? Mogę się założyć, że były to w większości lektury szkolne, które całkiem dobrze potrafią młodego czytelnika zrazić do słowa pisanego. Jako rodzic, mam niesamowitą okazję zmienić ten stan rzeczy u mojego syna i pokazać mu, że książki to jest naprawdę fajny sposób na spędzenie wolnego czasu. Tym razem do pomocy wziąłem sobie „Dzieci z Lewkowca”.

Opis książki kupił mnie w całości, bo obiecywał przygody rodem z „Dzieci z Bullerbyn”. Będąc dzieckiem uwielbiałem czytać o przygodach grupy niesfornych dzieci ze Szwecji. Jako, że wychowywałem się na wsi, potrafiłem zbudować swego rodzaju więź z bohaterami tamtego klasyka. Trochę samolubnie założyłem, że podobnie będzie w przypadku mojego syna. Ogromnym plusem było dla mnie to, że jest to książka traktująca o dzieciach z Polski, a do tego z Wielkopolski, w której mieszkam. Zabrałem się więc ochoczo do czytania, wraz z moim synem, i zrozumiałem wtedy jak strasznie trzeba się napocić, żeby książka zainteresowała młodego czytelnika.

Całość „Dzieci z Lewkowca” wydaje się być niemalże identyczną próbą odwzorowania książki Astrid Lindgren, z tym małym szczegółem, że dzieje się to na naszym podwórku – w Polsce. Tutaj muszę przyznać, że „Dzieci z Lewkowca” mają o wiele bardziej ciekawy wstęp, trochę w stylu fantasy, bo całość historii jest opowiedziana z perspektywy „cioci” która snuje swoje opowieści do poduchy. Miało to bardzo miły wyraz, w szczególności jeśli książkę czyta się dziecku właśnie do snu. Właśnie o tym pisałem kilka zdań temu – dziecko musi poczuć więź i zainteresowanie od samego początku. Kiedy już dotrzemy do akcji właściwej, cały ten entuzjazm trochę zanika, za sprawą dosyć męczącej dynamiki opowieści. Powoli poznajemy bohaterów, ich historie, ale gdzieś tam już zostało zgubione tempo, które powinno być nadawane w tego typu książkach. Zakładam, że odbiór tego rodzaju wprowadzenia w świat bohaterów będzie inaczej odbierany w zależności od wieku dziecka, jednak nawet ja czułem się momentami znużony, a jestem czytelnikiem bardzo cierpliwym.

W ostatecznym rozrachunku mogę z ręką na sercu stwierdzić kilka rzeczy, zarówno z punktu widzenia rodzica, jak i dziecka, bo przecież znam mojego syna i potrafię odczytać jego emocje. Najważniejsze jest to, do jakiej grupy docelowej książka się nadaje, a nie jest to wbrew pozorom takie oczywiste. „Dzieci z Lewkowca” mają momenty które z powodzeniem można przeczytać dzieciom nawet młodszym niż 5 lat, ale problem polega na tym, że zostało to pomieszane z narracją pasującą dla dzieci nieco starszych. Skutkiem tego jest dosyć niemiarodajna ocena treści, bo w jednej chwili dziecko może być zachwycone, by za chwilę zupełnie stracić zainteresowanie. Dużym minusem jest również sposób napisania książki, który traktuje odbiorcę trochę infantylnie, przez co dla rodzica narracja głosem staje się drogą przez mękę, ratując się jedynie dialogami. Sposób w jaki książka „mówi” do dziecka, jest podobna, bo zakłada, że ma do czynienia z odbiorcą który nadal lubi prostotę i protekcjonalne podejście do jego wyobraźni. W przypadku moim i mojego syna zupełnie się to nie sprawdziło i książkę musieliśmy, dosłownie, wymęczyć.

Zapewne wielu z Was zadało sobie pytanie, ile lat ma mój syn, skoro piszę o „Dzieciach z Lewkowca” w taki sposób. Wbrew pozorom jest to informacja wręcz krytyczna dla książki bo pomoże Wam w decyzji o jej przeczytaniu, lub też nie. Książkę czytałem sześciolatkowi, ale jeśli by mnie ktoś zapytał o idealny wiek odbiorcy miałbym problem. Jest w niej zbyt wiele stylów, żeby jednoznacznie określić grupę odbiorcy idealnego. Jest to duży minus, bo decydując się na lekturę, nie wiadomo czy Waszemu dziecku będzie to odpowiadać.

Dzieci z Lewkowca” to książka, która w dosyć oczywisty sposób próbuje się sprzedać wykorzystując legendę jaką jest „Dzieci z Bullerbyn” i niestety robi to nieumiejętnie. Przemęczyłem z moim synem lekturę i nie widziałem w tym większej uciechy.

Informacje o książce:
Tytuł: Dzieci z Lewkowca
Tytuł oryginału: Dzieci z Lewkowca
Autor: Donata Dominik-Stawicka
ISBN: 9788379154630
Wydawca: Skrzat
Rok: 2017

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać