Książka a film

Zanim umrę – porównanie filmu i książki

Zanim umrę - porównanie filmu i książki

Zanim umrę
porównanie filmu i książki

Zanim umrę czy Now is good, czyli kiedy książka chwytająca za serce wchodzi w szranki z wyciskaczem łez.

Nie tak dawno napisałam recenzję książki Jenny Downham Zanim umrę.  Niedługo później natknęłam się na film, choć pod innym tytułem,  opowiadający tą samą skomplikowaną i mocno wzruszającą historię. Kierowana jakimś rodzajem, pewnie niezdrowej i na pewno niekoniecznej, ciekawości postanowiłam obejrzeć i porównać obie wersje historii Tess. I oto wyniki mojej wnikliwej analizy.

Obie wersję przedstawiają jedną historię. Tess ma szesnaście lat i białaczkę. W tak poważnym stadium, że po wielu próbach nieskutecznego leczenia dziewczyna postanawia je przerwać. Przecież i  tak umrze. To logiczne, jak nie wcześniej, to później. Dla niej to „wcześniej” może jednak przyjść zbyt szybko. Dziewczyna, wiedząc o zbliżającej się śmierci, tworzy listę rzeczy do  zrobienia zanim umrze.  W większości nie są to rzeczy legalne czy aprobowane przez społeczeństwo, jednak dziewczyna chce zamknąć swoje życie i przeszłe wydarzenia w tych kilku tygodniach.  Rani to jej ojca, bo Tess odsuwa go od siebie i czuje się całkowicie niezrozumiana. Przecież to JEJ życie się kończy i ONA nie zdąży przeżyć tak wielu rzeczy.  Nie widzi jednak bólu powolnej straty, który codziennie na nowo przeżywa jej ojciec, wychowując ją niemal cały czas sam. Niedługo po tym, jak Tess zaczyna realizować kolejne punkty z listy, poznaje Adama, nastolatka mieszkającego od niedawna po sąsiedzku. Z dnia na dzień, ze spotkania na spotkanie „zwykły znajomy” zmienia się w kogoś ważnego w życiu dziewczyny. I to właśnie w tym momencie zaczynają się schody. Dziewczyna umiera każdego dnia, nikt i nic nie jest w stanie zatrzymać choroby. Nawet miłość.

Ekranizacja bardzo dobrze i przez większość czasu wiernie oddaje historię zawartą w książce. Trudno w kontekście fabuły doszukiwać się wielkich różnic zwłaszcza, że zwykle nie są istotne czy mocno przeszkadzające w odbiorze całości. Cóż z tego, że główka bohaterka, Tess, w książce ma ciemne włosy, a Dakota Fanning jest naturalną delikatną blondynką i nie zmieniono tego? Dodano i ujęto kilka scen, ale to jest akurat już powszechnie spotykane i tym razem nie zrobiło wielkiej krzywdy całości. Dakota zagrała swoją rolę bardzo przekonująco i całość zasługuje na wielkie brawa. Emocje płyną rwąca rzeką i z tej perspektywy trudno opanować własne uczucia. To jedna z tych historii, które uświadamiają nam, ile tak naprawdę mamy. Po kontakcie z nią okazuje się, że życie nie jest takie złe. Jesteś zdrowy, silny, sprawny. Odliczasz życie w latach i dekadach, a nie w dniach i tygodniach. Nie boisz się spojrzeć w przyszłość z uśmiechem i zaufać drugiej osobie. Choroba nie jest centrum Twojego życia. Masz wielkie SZCZĘŚCIE, bo żyjesz bez piętna śmierci na plecach. Tess miała dla kogo żyć, miała swoją miłość, która unosiła ją ponad chmury i dawała siłę na każdy kolejny dzień, a mimo to nie dane jej było cieszyć się z uczucia i poczucia bliskości. To jest chyba jedna z rzeczy, która młodej osobie od razu rzuca się w oczy. Znaleźć upragnioną miłość i nie móc się nią cieszyć…

Podsumowując, całość jest bardzo podobna do oryginalnej historii książkowej, ale sądzę, że bardziej niż podobieństwo tu potrzebny jest sens i przekaz. Tu emocji jest cała rzeka, możemy wiele wynieść zarówno z filmu jak i z książki. I chyba to jest najważniejsze.

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać