Literatura obyczajowa

Woodstock Generation, czyli wyższa szkoła jazdy – Hipolit Oliński

Woodstock Generation, czyli wyższa szkoła jazdy

Woodstock Generation, czyli wyższa szkoła jazdy
Hipolit Oliński

Kiedy po osiemdziesiątym dziewiątym roku powiało wolnością, wydawało się, że wszystko jest możliwe, w sklepach zaczął wreszcie pojawiać się produkty, o których wcześniej tylko się słyszało, praca dawała nieograniczone możliwości, otworzyły się granice, można było wyjeżdżać na Zachód, a nie tylko do demoludów, władza obiecywała dobrobyt, o jakim się wcześniej nikomu nie śniło. Do Polski dotarła zachodnia muzyka, można było słuchać kultowych zespołów, dostępne były płyty, potem kasety. Już wcześniej, od początku lat osiemdziesiątych powoli wszystko się rozkręcało (choć Stan Wojenny przystopował to na jakiś czas), pamiętam jak po plaży nad morzem chodzili szpanerzy z magnetofonami Kasprzak na ramieniu i słuchali muzy puszczonej na full. To był doskonały czas dla polskiej muzyki. Zespoły powstawały jeden po drugim, a ich teksty i piosenki często są słuchane do dzisiaj, mają w sobie coś kultowego i ponadczasowego. Melodie wpadają w ucho, a mądre, życiowe teksty, docierają do kolejnych już pokoleń. Wielką popularnością cieszyły się festiwale organizowane na wolnym powietrzu, najpierw był to Jarocin, później Woodstock, gdzie zjeżdżała się tłumnie młodzież z całej Polski i nie tylko, był to czas i miejsce, gdzie mogła się oderwać od szarej codzienności, spotkać się z przyjaciółmi, poznać nowych ludzi, a przede wszystkim posłuchać na żywo ulubionej muzyki pobawić się przy występach ulubionych zespołów.

W takiej atmosferze i w tym właśnie czasie osadzona jest akcja powieści „Woodstock Generation”. Grupa kolegów z małego miasteczka w pobliżu czeskiej granicy lubi się spotkać, pogadać, skołować tanie wino, czy piwo, bo „w życiu piękne są tylko chwile”, jak śpiewał Dżem. Niewiele mają rozrywek u siebie w mieście, więc balangi z przyjaciółmi muszą im wystarczyć. Czasem bywa ostro „Morrison mówił, że z piciem jest jak z hazardem. Wychodzisz z domu i nigdy nie wiesz, gdzie się obudzisz”. W książce alkohol leje się strumieniami, miałam wrażenie, że bohaterowie nic innego nie robią, tylko bez przerwy piją. Jak nie piją, to myślą o piciu. Do tego dochodzi marihuana i inne narkotyki. W latach osiemdziesiątych coraz więcej młodzieży zaczęło sięgać po narkotyki, co zaczęło stanowić ogromny problem. Wraz z wolnością i otwarciem na zachód, oprócz dobrych rzeczy, dotarły do nas również, niestety, te złe. Młodzież gubiła się w natłoku wrażeń, a ławy dostęp do alkoholu i narkotyków bywał często zgubny.

Grupka przyjaciół, bohaterów książki, nie odstawała od przeciętnej młodzieży tamtych czasów, choć oczywiście niecała młodzież żyła dla alkoholu i narkotyków. Zielony, Kula i reszta jeździli na festiwale po Polsce, szczególnie lubili Woodstock, gdzie dawali się porwać atmosferze tam panującej:

„To miejsce, ten czas, ci ludzie, ta atmosfera, tolerancja, zwykła ludzka przyjaźń sprawiały, że było im jeszcze bardziej magicznie. Być może było to jedyne miejsce na świecie, a na pewno jedno z nielicznych, gdzie człowiek przestawał być zwierzęciem, a zaczynał być człowiekiem. Bez nienawiści, walki, nietolerancji”.

I to chyba właśnie je kwintesencja festiwali z tamtych lat. Młodzi ludzie mogli być sobą, czuli się dowartościowani, docenieni, stanowili grupę, wspólnotę, co pozwalało przeżyć coś jedynego w swoim rodzaju: ani dom, ani szkoła nie dawały takich możliwości, tam człowiek musiał wpasowywać się w społeczne ramy, żyć tak, jak mu społeczeństwo nakazuje, a na festiwalu „oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba”. Dlatego co roku wracali, by od nowa zatracić się w chwili, przeżyć przygodę życia, odstresować się, zrzucić z siebie wszystkie zahamowania i łańcuchy. Co się stało z generacją Woodstock? Część z tych ludzi dorosła, założyła swoje firmy, wkomponowała się w ryzy współczesnego świata i stanowi obecnie .elitę klasy średniej, czy wyższej, inni zdobyli zawody, są nauczycielami, urzędnikami, wiodą uporządkowane życie i tylko z rozrzewnieniem wspominają dawne szaleństwa, szczególnie, gdy usłyszą muzykę z tamtych lat. Jeszcze innym się nie udało: stoczyli się, pokonał ich alkohol i narkotyki. Jak to w życiu, jednym wychodzi lepiej, innym gorzej, ścieżki i drogi ludzkie są zawiłe i nie do przewidzenia.

W „Woodstock Generation” treść jest podkreślona cytatami z piosenek z tamtego okresu, które świetnie podkreślają opowieść i jej wydźwięk, dzięki temu widać, dlaczego te teksty są ponadczasowe.

Książka o pokoleniu, które minęło, było jedyne w swoim rodzaju, ani lepsze, ani gorsze, po prostu takie, jakie mogło zaistnieć w tamtym czasie. Polecam tym którzy pamiętają te czasy, niejednej osobie zakręci się łezka w oku na wspomnienie tej kapitalnej muzyki, ale i czasów, w których wszystko wydawało się możliwe i do osiągnięcia. Myślę, że młodsze pokolenia mogą się z tej książki wiele dowiedzieć o ludziach z czasów ich rodziców, czy nawet dziadków.

„Och gdyby tak wszyscy ludzie
Mogli przeżyć taki jeden dzień
Gdy wolność wszystkich zbudzi
I powie: chodźcie tańczyć, to nie sen” (Dżem)

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać