Nieocenione w pracy z dziećmi są muzyka i rym. Do tego by sięgnąć po „Wierszyki z krainy Muzyki” Aleksandry Mazoń przekonała mnie możliwość poznania różnych instrumentów oraz wykorzystania krótkich wierszyków w pracy. Kolorowa okładka z uchem była dla mnie sugestią, że dźwięk akordeonu, dud czy fortepianu będzie pobrzmiewał między kolejnymi wersami.
Aleksandra Mazoń po ukończeniu PWST na Wydziale Lalkarskim współpracuje z Wrocławskim Teatrem Lalek angażując się w przedstawianie sztuk najmłodszym widzom. Sztuki takie jak „brzuUCHO” czy „Co krokodyl jada na obiad?” poza doznaniami wzrokowymi dostarczają różnorodnych bodźców dźwiękowych. Napisanie zatem książki dla dzieci o krainie Muzyki stanowi spójną całość z dotychczasową działalnością autorki.
Aleksandra Mazoń zabiera czytelnika do Krainy Muzyki. Można tam poznać instrumenty, których brzmienie, czy nawet sama nazwa są obce młodym czytelnikom. Poznajemy dość nietypowe jak dla instrumentów muzycznych przygody akordeonu, dud, cymbałów, bałałajki i wielu innych.
Przygody instrumentów opisane zostały w wierszykach. Rymy, czasem mniej, czasem bardziej udane nie zawsze nadawały stały rytm, przez co miałam wrażenie, że nie czytam płynnie. Zdarzyło mi się nie zrozumieć tekstu w paru miejscach, a po solidnym interpretacyjnym treningu w liceum, raczej nie miewałam z tym problemu. Dla przykładu fragment wiersza „Akordeon”:
„I nikt się nie dziwi temu,
Że tak żyją w parze
Akordeon razem z Biedą,
Jakby słuchać wszystkich marzeń.”
Wiadomo, że dzieci analizy na poziomie maturalnym nie zrobią, ale dobrze, żeby wierszyki dla nich były jasne i zrozumiałe po przeczytaniu.
Kolejna kwestia, która zwróciła moją uwagę i nieco rozczarowała. Oczekiwałam w bajkach nawiązania do dźwięku, historii instrumentu, tak, żeby czytanie ich dzieciom miało edukacyjny wymiar. Poznajemy historie instrumentów, ale jako zwykłe przygody. Jeżeli ktoś ma podobne oczekiwania, to może wiersz o tam-tamach jest tym, który najbardziej mi się podobał. Rytm czytania narzucony przez wiersz przypominał rytmiczne uderzanie w bębny. Poza tam–tamami w książce poznamy flirtującego rożka angielskiego z wiolonczelą, która na jego nieszczęście ma małego smyka, stojącego na drodze we wspólnej wyprawie do Londynu. Chorowite dudy są odwiedzane przez lekarza, który „po kryjomu” w domowym zaciszu zakłada „kieckę w kratkę”. Zakładam, że jest mężczyzną, bo kobieta, by po kryjomu spódniczek nie zakładała. Bałałajka ciągle się boi, fujarka marzy o rodzinie rozmawiając z harfą, która dopiero pod latarnią wpada mu w oko. Dowiedziałam się, że wszystkie kobiety mają buzie wciąż otwarte w kształt litery „O”. Książkę pisała kobieta, więc o co chodzi? Wszystkie przytoczone przykłady wydały mi się podejrzane, może zbyt wiele się doszukuję, ale trzeba przyznać, że bez tych niejednoznacznych nawiązań również można było napisać te wierszyki.
Książka opatrzona jest barwnymi ilustracjami i czyta się ją szybko, nie jest to jednak to, czego oczekiwałam po książce o instrumentach. Czytając na tylnej okładce, że wyruszę w niezwykłą podróż po krainie muzyki, liczyłam na więcej niż przeniesienie ludzkich historii na instrumenty. Liczyłam na to, że po przeczytaniu nie będę myśleć stereotypowo (bieda idzie z akordeonem w parze) i chętnie włączę sobie utwory na bałałajce czy mandolinie, by usłyszeć te niezwykłe dźwięki. Książkę odłożyłam na półkę bez większych emocji.
Informacje o książce:
Tytuł: Wierszyki z krainy Muzyki
Tytuł oryginału: Wierszyki z krainy Muzyki
Autor: Aleksandra Mazoń
ISBN: 9788379427413
Wydawca: Novae Res
Rok: 2015