Dzisiaj przychodzę do Was z tematem trudnym i takim, o którym raczej staramy się nie myśleć na co dzień. Śmierć. Każdy z nas rodzi się z obietnicą, że kiedyś odejdzie, że jego czas na tym świecie jest policzony. Jednak my żyjemy tak jakbyśmy byli nieśmiertelni, bez refleksji nad tym, że każdy kolejny dzień jest prezentem od losu, za który powinniśmy być wdzięczni. A gdy nadchodzi dzień, gdy ktoś z naszych bliskich niespodziewanie odchodzi, na prawdę czujemy jakby skończył się świat.
I rzeczywiście nasz świat się kończy ten, który znaliśmy dotychczas. Już nic nie jest takie jak było, bo brakuje jednego, ważnego elementu. Puzzle nie są już kompletne. Uporanie się ze śmiercią bliskiej osoby, nie jest łatwe. Dlaczego? Bo nie istnieje uniwersalny przepis na to jak przejść żałobę. Nie rozumiałam czym jest żałoba dopóki nie umarł mój tata. Zawsze myślałam, że żałoba to smutek, który odczuwamy z powodu straty – nic bardziej mylnego. Żałoba to proces, to rozpacz i walka o to by było jak dawniej, niezgoda na tę bolesną stratę, wreszcie wraz z upływającym czasem to akceptacja pustki. Niedługo minie rok, od kiedy mój tata nie żyje i dlatego gdy tylko zobaczyłam książkę: „W dolinie żałobników – czyli jak uporać się ze stratą bliskiej osoby” – pomyślałam, że może to dobry czas by stawić czoła emocjom, które starałam się ukryć gdzieś głęboko z nadzieją, że w końcu przestanie boleć. Już na pierwszej stronie urzekło mnie zaproszenie od autorki do wspólnej podróży ku oczyszczeniu:
„Droga Czytelniczko, drogi Czytelniku zapraszam Cię w podróż. Mam wielką nadzieję, że stanie się ona także i Twoim katharsis.”
Autorka zadedykowała tę książkę swojej mamie i to z jej stratą próbuje się uporać, a przy okazji pomóc osobom takim jak ja, którym zabrakło najbliższej osoby. Gdy Śmierć zabiera nam ukochaną osobę nasze życie w magiczny sposób zaczyna się dzielić na czas przed i czas po jej odejściu.
„W Dolinie Żałobników znalazłam się wbrew mojej woli…” – przez chwilę miałam wrażenie, że autorka opowiada moją historię. I wtedy dotarło do mnie, że w tej podróży przez dolinę żałobników, nie jestem sama – moja historia nie jest wyjątkowa, więc może istnieje jednak jakiś magiczny sposób, aby ukoić ten ból i zrozumieć tę pustkę. Ta książka to tak naprawdę literacka podróż przez fazy żałoby – od wizyty w domu Pani i Pana Śmierci, po przechadzkę po krainie abstrakcji – gdy do umysłu dociera, że życie zostało podzielone niewidzialną linią na czas przed i po śmierci bliskiej osoby. Odwiedziny w domu Pani Straty i jej męża Smutku – w którym spędzamy zazwyczaj najwięcej czasu i wracamy za każdym razem, gdy nadchodzi okazja ważna dla osoby, którą utraciliśmy – urodziny, dzień Mamy – Taty, imieniny, Wielkanoc, Święta Bożego Narodzenia, a także w te mniej ważne dni – w których po prostu poczujemy, że bardzo nam tej osoby brak. Kolejnym przystankiem w naszej podróży okazuje się jasnoróżowa willa z okiennicami w kolorze seledynu, dróżka, która do niej prowadzi jest ukwiecona – to właśnie tam spotykamy Panią Współczucie i Panią Bliskość. To one pokazują nam, że nie jesteśmy sami – żaden człowiek nie jest sam w swoim bólu i smutku. Może odnaleźć tam naszą rodzinę, która również przechodzi przez tę samą tragedię. Podróżując dalej po Krainie Żałobników dotrzemy do drewnianej chaty, na progu powita nas staruszka Cisza. To metafora czasu, w którym nie porusza się z rodziną tematu osoby, która odeszła. Chodzi się wkoło tej pustki na paluszkach, aby nie spowodować niekontrolowanych wybuchów płaczu u innych członków rodziny. Wszyscy udają, że życie toczy się dalej i każdy przeżywa tragedię w samotności. Czas mija, a na miejscu Ciszy pojawia się Pustka – która jest niemniej przejmująca. Pustka pokazuje jak docenić to, czego nie co dzień nie zauważamy – jaką miłością, czułością, wsparciem obdarowywała nas bliska osoba. Ruszamy dalej, trafiamy na poddasze, gdzie gospodynią jest Tęsknota. Pielęgnujemy ją przytulając się do ulubionych przedmiotów ukochanej osoby, aby wciąż wierzyć, że jej życie było prawdziwe, że rzeczywiście tu niedawno była. Słuchamy ulubionych piosenek i wspominamy, a te wspomnienia są niczym rozdrapywanie świeżo zabliźnionej rany. Mimo, że boli to nie umiemy przestać. Podróż trwa dalej na drodze spotykamy Pana Złość i dziewczynkę Niezgodę. Teraz ulubionym słowem bohaterki jest słowo nie – nie, na wszystko, jako wyraz sprzeciwu, że los zabrał jej ukochaną mamę. Kolejnymi przechodniami, które mija w Dolinie Żałobników są siostry – Refleksja i Zmiana. Gdy powoli przyzwyczajamy się do faktu, że bliska nam osoba odeszła, zaczynamy żyć pełną piersią i doceniać najmniejsze rzeczy – których nasza bliska osoba, nie ma już szansy docenić. Zaczynamy traktować życie jako największy dar, bez rozpamiętywania przeszłości i prób okiełznania przyszłości. Zaczynamy żyć tu i teraz. To właśnie śmierć bliskiej osoby sprawia, że zaczynamy rozumieć jak wielką wartość ma życie. Zaczynamy doceniać czas, kiedy ta osoba była obok i być wdzięcznym za to, że była, że dane nam było budować razem wspomnienia. Ostatnie strony książki są poświęcone ceremonii pożegnania. Autorka zadbałaby każdy miał przestrzeń, aby pożegnać się z bliską osobą i podziękować, powspominać, przeprosić, poprosić o coś, i złożyć życzenia. Kilka pustych stron, na których można zapisać swoją historię i wspomnienia dotyczące bliskiej osoby. Uważam, że jest to pozycja, która każdemu pomoże przejść przez żałobę i zaakceptować nowe życie po stracie bliskiej osoby. Jeśli ktokolwiek z Was potrzebuje takiego wsparcia, powinien bez zastanowienia sięgnąć po tę książkę. Bardzo polecam!