Nie wiedzieć czemu, autorzy powieści sci-fi widzą ludzkość namalowaną na post-apokaliptycznym płótnie, które w swoim finalnym zamyśle przynieść ma nam jedynie zgubę. Zupełnie jakby cierpienie było jedynym co czeka na nas w przyszłości. Może to za sprawą świata nam obecnego, który nie daje nam zbyt dobrych rokowań, a może dlatego, że w świecie upadłym łatwiej jest pokazać naszą prawdziwą naturę? Sci-fi zawsze było brudne i pełne niegodziwości, bo pozwalało to na rozwinięcie pytania o naszą własną egzystencję i jej cel. Nie ma chyba lepszej drogi do zmobilizowania czytelnika w zadawaniu sobie wspomnianych pytań niż pokazanie mu, do czego może doprowadzić nieodpowiadanie na nie i ogólny marazm, który stał się istotą naszego świata. Schemat powieści Pana Tomasza Dziedzica „Sprawa Jontona” nie jest w tym temacie nowym, ale w odświeżonej wersji wygląda na przekonujący.
„Inspektor Jonton Mart jest szarym urzędnikiem CorpPolicji w zamkniętej i najnowocześniejszej części kopuły. Pewnego dnia otrzymuje niecodzienne zadanie: ma sprawdzić adres w dystrykcie niższej kategorii i wyjaśnić zagadkę z nim związaną”.
Tak twierdzi rewers książki, który jest tylko zapowiedzią prawdziwej sprawy dla detektywa Jontona, i jest to opis bardzo łaskawy w ocenie świata książki. Prawda leży nieco niżej, we wspomnianych dystryktach. Cały świat, dla każdego bez wyjątku, został zamknięty pod kopułą 144. Wszystko poza nią jest przedmiotem legend zasłyszanych na ulicy, albo tajemnicą rządzących. Nikt, z żyjących, nie pamięta już świata przed kopułą, która została podzielona przez lata na wzór klasowej segregacji:
„Kopuła 144 dzieliła się na 7 dystryktów, podzielonych na zasadzie przydatności społecznej. Łączna liczba mieszkańców wynosiła 7,8 miliona. Z czego przeważająca większość należała do wewnętrznych obszarów. Zewnętrzne dzielnice: 1, 2, 3, były stale oddzielone od pozostałych. Między dystryktami podróżować można było za pomocą tramwajów podziemnych”.
W tym świecie Jonton zostaje wplątany w grę, która ma większą stawkę niż można sądzić. Główny bohater zostaje przydzielony do dziwnej sprawy, która z pozoru wydaje się tylko pomyłką systemu przydzielania zasobów. Tak działa właśnie sprawiedliwość przyszłości w książce Pana Dziedzica – call center dla detektywów, którzy odbierają przydział jak konsultanci. System nie może się mylić, skoro trafiło to do konretnego detektywa, to tak miało być, trzeba odrzucić wątpliwości i zawierzyć mu bezgranicznie. Tak też robi Jonton i śmiało rusza w teren, by szybko przekonać się, że czasem warto zreflektować się nad swoimi decyzjami. Sprawa mu przydzielona zaczyna zataczać coraz szersze kręgi, aż w końcu wymyka się zupełnie z rąk Jontona. Gdyby nie towarzystwo młodego detektywa Hana, Jonton niewątpliwie zakończyłby swoje dochodzenie przed czasem.
Całość książki Pana Dziedzica jest w bardzo łatwy sposób przyswajalna dla czytelnika. Nie ma w niej elementów, które mogłyby spowolnić nawet na moment bieg fabuły. Od rozdziału w którym główny bohater zdaje sobie z tego w co wdepnął, książka nie pozwala czytelnikowi ani na moment opuścić swojego świata. „Sprawa Jontona” nie jest szczególnie długą opowieścią, jednak zawiera w sobie wszystkie niezbędne i wymagane elementy sci-fi. Jest to oczywiście futurystyczna wizja przyszłości ludzkiego gatunku, jednak nie na tyle nowa i świeża, żeby mogła rzucić czytelnika na kolana. Starą metodą Pan Dziedzic postanawia wpleść do swojej historii niezawodną tajemnicę detektywistyczną, która świetnie sprawdzała się w dziełach polskiej literatury sci-fi lat osiemdziesiątych. Główny bohater zostaje wykreowany w sposób typowy dla tego typu książki. Nie wyróżnia się z tłumu, żyje z dnia na dzień nie myśląc o przyszłości. Unika jak ognia wszelkich kontrowersji, szukając swojego miejsca w małym świecie zamkniętym pod kopułą 144. Jednakże w momencie w którym jego decyzję mogą zaważyć na jego i innych życiu, okazuje się konsekwentny w działaniu aż do bólu. Przynajmniej tak mu się wydaje ponieważ wystarczy, że na horyzoncie jego przygód pojawi się piękna oraz ponętna kobieta i wszystko to bierze w łeb.
Pan Dziedzic w wyjątkowo ciekawy sposób podszedł do tematu warstw społecznych zamieszkujących kopułę 144. Każda strefa jest od innych tak różna, że równie dobrze mogłaby żyć pod inną kopułą. Od skrajnej biedy, przez religijny fanatyzm, na nieśmiertelnym modelu klasy panującej odcinającej się od od motłochu. W ciekawy sposób zadaje to pytanie o to jak tak naprawdę wygląda nasz własny świat. Myślę, że kopuła 144 jest odzwierciedleniem naszego własnego świata, ale ściśniętego przez autora do rozmiarów wspomnianej kopuły.
Główny bohater miałby ogromny problem z odnalezieniem się w tak różnorodnym środowisku, gdyby nie towarzyszący mu młody detektyw z niższego dystryktu – Han. Ten młody człowiek ma więcej oleju w głównie niż większość mieszkańców kopuły, a na pewno więcej niż Jonton. Nie pcha się na siłę przez drzwi, tylko szuka okna, którym mógłby dotrzeć do potrzebnych mu informacji rzeczy i ludzi. Szczerze powiedziawszy wydaje mi się, że Han delikatnie skradł cała książkę głównemu bohaterowi. Szkoda tylko, że autor chyba to przeoczył, a może wręcz przeciwnie? Jakkolwiek brzmi odpowiedź, muszę przyznać, że książka Pana Dziedzica jest bardzo interesującą i wielce absorbującą lekturą, a już na pewno wartą polecenia.
Informacje o książce:
Tytuł: Sprawa Jontona
Tytuł oryginału: Sprawa Jontona
Autor: Tomasz Dziedzic
ISBN: 9788379428830
Wydawca: Novae Res
Rok: 2015