Życie składa się z serii pewności i niepewności. Jedną z tych pierwszych, jest śmierć. To raczej więcej niż pewne, że każdy z nas umrze. Już może bez różnych „paranormalności”, ponieważ raczej nie mówimy tu o wesołym i barwnym świecie ludzkiej wyobraźni, z którego powstała fantastyka. Nie wiem, jak Wy, ale ja na przykład nie hoduję smoka za domem i nie umawiam się w wampirem. Może to faux pas w dzisiejszych czasach, ale krew oddaję w innych okolicznościach. Jeśli już doszliśmy do wspólnego wniosku, że raczej nieśmiertelnych nie ma, może zajmijmy się tymi… śmiertelnymi. Dla których chwila gapiostwa i nieuwagi jest tragiczna w skutkach.
Główny bohater z powodzeniem może pochwalić się koordynacją ruchową i gracją godną nawet… mnie. A to nie lada wyczyn. W momencie, kiedy poznajemy naszego bohatera, mężczyznę, nałogowca chodzącego w kapeluszu, dopóki go dzięki Bogu nie zgubił, on umiera. To oczywiście poplątany, epicki wręcz zbieg okoliczności. Nic nie dzieje się samo, nieszczęścia chodzą w końcu parami, bo to zawsze raźniej. Nasz bohater siedział sobie raźnie na moście, dopóki nie usłyszał krzyku. A krzyczała pewna urocza młoda dama, na której oczach samochód, wykonując serię zgrabnych akrobacji, wylądował w najbliższym rowie na drzewie. Nie muszę chyba dodawać, że jechał szybko i był zdekoncentrowany, a realia naszych dróg tylko mu pomogły w spotkaniu z drzewem. Ale znów odbiegam! I oto nasz bohater postanawia nauczyć się pływać. W przypływie adrenaliny chce pobiec do dziewczynki, ląduje kilka metrów niżej. I weź tu człowieku pomóż komukolwiek.
Oczywiście, nasz kapelusznik umiera. Albo prawie, jeśli zagłębiamy się w szczegóły. Przenosi się 'gdzieś’. Poznaje piękną kobietę, która proponuje mu papierosy. Jego głód nikotynowy bardzo polubił tą kobietę. Ręczę za to. Nasz bohater rozpoczyna wędrówkę po tym świecie, wciąż nie do końca wiedząc gdzie tak naprawdę zaprowadziły go nieuwaga i pech. Niedługo po tym, jak zaczyna choć w kilku procentach akceptować położenie i budzi się w nim poszukiwacz wrażeń, dostaje kompana. Młoda dziewczyna, którą bardzo przypadkiem uratował. Ot, bywa. A to dopiero początek ich wspólnej wędrówki. Maszerując ramię w ramię poznają coraz dziwniejsze i coraz mroczniejsze sekrety. A wszystko po to, by stamtąd uciec.
Co jest prawdą, a co iluzją? Gdzie jest granica między marzeniem a rzeczywistością? Co trzyma nas przy życiu, a co powoduje, że tracimy zmysły? Nie na wszystkie pytania znajdujemy proste odpowiedzi. Nie zawsze chcemy je znać. Czasami lepiej schować się w niewiedzy i udawać, że wszystko jest tak, jak powinno być. Tylko, czy naszemu nałogowcowi uda się w końcu odkryć tajemnicę Więźnia i uciec z dziwnego, zagadkowego świata?
Mówiąc szczerze, nie mogę narzekać. Niezbyt gruba, około 120 stron, przez to nie „przymula” Czytelnika. Akcja jest wartka, ciekawa, nadaje dynamikę całemu utworowi. Historia jest niecodzienna, za co ZAWSZE chwalę autorów. Po co komu kolejny raz odsmażony kotlet. Podoba mi się nawiązanie do mitów biblijnych. Znalazłabym oczywiście kilka minusów, typu ciągi monologów do fajek czy odpływy myślowe kapelusznika, ale w sumie nie jest źle. Naprawdę nie zdołała mnie od siebie odstraszyć. Po prostu czasami ciężko było to wszystko ogarnąć. Czasami wartkość akcji gubiła. Jednak nie jest to zła książka. Ta jest zagadkowa, pełna niedopowiedzeń i ma swój klimat, który czuć już od pierwszej strony. Ubóstwiam styl autora. Lekki, delikatnie ironiczny, z poczuciem humoru. Z wielką chęcią przeczytam kolejną pozycję spod pióra pana Więckowskiego.
Podsumowując. Polecam. Naprawdę, jest to miła lektura, choć nie z tych lekkich, miłych, przyjaznych, co robią kisiel z mózgu. Tu są tajemnice i pełno labiryntów. Dlatego podoba mi się.
Informacje o książce:
Tytuł: Śmierć moja
Tytuł oryginału: Śmierć moja
Autor: Mikołaj Więckowski
ISBN: 9788379421336
Wydawca: Novae Res
Rok: 2014