Prawie 60 lat temu św. Benedykt został ogłoszony Patronem Europy. Tytuł ten jest nieprzypadkowy, gdyż zasług zakonu benedyktyńskiego dla cywilizacji europejskiej nie da się przecenić. Liturgia, nauka, muzyka, sztuka… w każdej z tych dziedzin duchowe dzieci opata z Monte Cassino mieli i wciąż mają swój niebagatelny udział. Ponadczasową wartość ma także jego Reguła, wciąż aktualna – i to nie tylko dla podążających drogą zakonną.
Jest o tym przekonany Bernard Sawicki OSB, w latach 2005–2013 opat w Tyńcu, autor książki Selfie z Regułą. Jest to zbiór felietonów przybliżających zasady św. Benedykta współczesnemu czytelnikowi. Jak wyjaśnia o. Bernard we wprowadzeniu:
„[…] chodzi i o to, by Reguła dotknęła naszego życia. By na moment przy niej się zatrzymać i sfotografować”.
Ukazuje benedyktyńskie motywy codzienności (taki jest podtytuł) i czyni to w sposób bardzo delikatny – poprzez wplecenie Reguły w „słomiankę” życia i ozdobienie poezją. Czy może nadanie poezji aromatu Reguły?
Książka jest bowiem podzielona na dwie części: „Klasztory i Świat” oraz „Taniec Posłuszeństwa”. Pierwsza jest podróżą przez domy zakonne benedyktynów i poznanie ich mieszkańców. Są to ciepłe, rodzinne opowieści – kogoś, kto swoich braci w zakonie zna i kocha. Jest to też opowieść o pięknie klasztorów, o ich niepowtarzalnym, indywidualnym charakterze. I oczywiście o Regule, która jest w tych klasztorach nie tylko czytana, a nawet nie tylko przestrzegana przez mnichów, lecz jest ich duszą. Wrażliwe serce i spostrzegawcze oko zauważa ją w usytuowaniu klasztorów, w witrażach, w korytarzach i ogrodach. Czytając te opisy, trudno jest powstrzymać pragnienie odwiedzenia przynajmniej którychś z nich albo i wszystkich…
Większość książki stanowi jednak jej druga część, rozbudowana, składająca się z trzech pomniejszych działów. Tu właśnie Reguła przeplata się z poezją – historią Gomer, czyli s. Marii Hedwig (Silji) Walter OSB, autorką kilku cykli wierszy. Gomer to jej tożsamość literacka, zaczerpnięta z Pisma Świętego, a mianowicie z Księgi Ozeasza. Poetka pisze o sobie, o swoich przeżyciach, o codzienności i o zmaganiach. Mniszka klauzurowa w swoich utworach uchyla rąbek tajemnicy powołania i życia zakonnego. Nie ogólnie, dydaktycznie czy opisowo. Wprowadza odbiorcę głęboko w swój osobisty świat. Odkrywa takie intymne zakątki duszy, że czasem ma się wrażenie, że jest się na granicy profanacji – bądź świętości. Razem z poetką oraz o. Bernardem, który łączy życie mniszki z codziennością każdego z nas oraz, oczywiście, z Regułą, przechodzimy przez „Powołanie” i „Oczyszczenie”, by odkryć… zwykły „Mniszy dzień”. Opowieść ta urzeka swoją szczerością i zwykłością. Mało tu jest uniesień, mało nadprzyrodzoności. Jest natomiast wierność, zaufanie i prostota.
Autor nie tylko przywołuje i komentuje wiersze s. Hedwig, ale dodaje do nich własną interpretację, zaczerpniętą z osobistego doświadczenia, mądrości innych oraz skarbca poezji polskiej. Łączy wątki i pokazuje, jak życie poetki koreluje z naszym. Choć muszę przyznać, że czasem zadawałam się pytaniem: czy to na pewno jeszcze odczytanie intencji poetki, czy już nadinterpretacja? Pozostaje jednak zaufać o. Bernardowi, wszak s. Hedwig już się nie zapyta. Zresztą czy zechciałaby powiedzieć więcej, niż ujęła w wierszach?
O wiele bardziej w delektowaniu się treścią przeszkadzała natomiast niska jakość korekty językowej, a szczególnie błędy interpunkcyjne. Jakby ktoś wziął wszystkie przeznaczone dla tej książki przecinki i sypnął nimi jak ziarnem dla kur – gdzie spadnie, tam będzie dobrze… Literówek też nie zabrakło. Najbardziej jednak irytujące i niezrozumiałe jest ciągłe (i zdaje się, intencjonalne) podawanie imienia poetki w prawie pełnej formie: s. Hedwig (Silja) Walter OSB. Tak samo na stronie 73, 171 czy 291. Po co? Czuję się tym bardziej rozczarowana takim poziomem korekty, bo znam Wydawnictwo Tyniec z naprawdę pięknie zredagowanych publikacji. Oczywiście, każdy może mieć gorszy dzień… mam jednak wielką nadzieję, że przed drugim wydaniem książka jeszcze trafi do polonisty z ołówkiem.
Ogólne wrażenie z Selfie z Regułą mam pozytywne. W pierwszej kolejności polecam książkę osobom zainteresowanym duchowością zakonną, zwłaszcza benedyktyńską, ale też wszystkim wrażliwym na piękno codzienności, dostrzegającym nadprzyrodzoność w przyrodzoności i nadzwyczajne w zwyczajności. Jeśli wchodzi się głębiej, nie jest to lektura łatwa, nie czyta się jej w ciągu jednego dnia od deski do deski. Raczej można ją potraktować jak podręcznik, do którego się sięga po umocnienie i radę. Ich zaś tu nie brakuje.
„Marzenia są potrzebne. Są jakby aniołami naszego życia. Skoro jednak mamy dorastać do nieskończoności – a takie jest przecież powołanie chrześcijańskie […] – to potrzeba też, by te marzenia ulegały weryfikacji” (s. 125).
„Potrzeba więc, byśmy byli świadomi barw naszych talentów i kompetencji. Czy nie jest tak, że w jakiejś źle rozumianej pogoni za pokorą tracimy naszą barwność – i tak na co dzień nasze wspólnoty, rodzinne czy zakonne, stają się szare i nijakie” (s. 185).
„Wraz z drogą duchowego oczyszczenia […] eschatologiczne myśli wnikają coraz głębiej w serce. […] Ale nie po to, by oderwać od rzeczywistości. Wręcz przeciwnie, dostrzec jej sens, docierając do «TEGO», co jedynie istotne […]” (s. 210).
„Uczciwe bycie chrześcijaninem to też życie na linie – jednakże, w pewnym sensie, dla wszystkich – i w imieniu wszystkich: kto nie podejmuje ryzyka, nie zna smaku życia” (s. 298).