John Updike to, obok Toni Morrison, jeden z najwybitniejszych pisarzy swojego pokolenia – generacji Wielkiego Kryzysu, dorastającej w cieniu odległej, a zarazem namacalnie bliskiej II Wojny Światowej. Łzy mojego ojca, ostatni zbiór opowiadań (najpóźniejszy z tekstów ukazał się na osiem miesięcy przed śmiercią pisarza), jest powrotem Updike’a do czasów pełnego ulotnych wspomnień dzieciństwa, beztroskiej młodości i wieku dorosłego, znaczonego ciągiem lepszych lub gorszych decyzji. Amerykański autor podsumowuje w ten sposób swoje życie, patrząc na nie z perspektywy mądrego starca, który wciąż szuka odpowiedzi na dręczące go, głęboko egzystencjalne pytania.
A pytań tych nie stawia tak wyraźnie żaden inny autor. I trudno się temu dziwić: poruszanie tematyki starości i śmierci, zwłaszcza w czasach triumfu młodości i witalności – spadku po rewolucji obyczajowej lat 60. – jest wyjątkowo nieatrakcyjne dla odbiorcy. Przemijanie nie jest tematem medialnym – w społecznej recepcji starość to jedynie oczekiwanie na śmierć, zaś tej, wyłączywszy branżę ubezpieczeń na życie i usług funeralnych, nie sposób wyretuszować na potrzeby kampanii reklamowej. Updike nie polemizuje jednak z zastanym porządkiem rzeczy i nie moralizuje – starość nie jest dla niego kwestią świadomości czy zewnętrznej wiedzy, lecz subiektywnego doświadczenia. A że Heideggerowskie bycie-ku-śmierci jest takim samym procesem, jak narodziny czy dorastanie, czyli sytuacją nieodzownie wpisaną w nasze życie, doświadczy jej każdy, komu dane będzie doczekać odpowiedniego wieku. Wtedy też jasna stanie się wyjątkowość starości; cezura sześćdziesięciu pięciu czy siedemdziesięciu lat wyznacza sensowność ludzkich działań, które nagle tracą zewnętrzne znaczenie – wszakże życie takiej osoby dobiega już końca – nabierając cech wyłącznie wewnętrznego uporu, czyli trudnej do powstrzymania vis vitalis.
Bohaterowie omawianego zbioru opowiadań to tacy właśnie ludzie, którzy nie są zdeterminowani przez czynniki zewnętrzne, lecz przez własną naturę – nostalgię, chęć pozostawienia po sobie czegokolwiek więcej niż garść prochu, próbę odpowiedzi na niewyrażone wcześniej pytania. Starania powzięte, by naprawić dawno minione błędy, potrzeba znalezienia swego miejsca w wielkim i obcym świecie czy chęć napisania pożegnalnego epitafium mogą jawić się jako zgoła bezsensowne, lecz bohaterowie Updike’a pragną w ten sposób pokazać, że jeszcze nie odeszli, że choć spisani są na straty, ciągle pragną żyć. Jeżdżą więc na spotkania klasowe, wracają do swoich dawnych miłości, odwiedzają rodzinne strony z tą samą, niegasnącą nadzieją odnalezienia siebie sprzed lat.
W rzeczy samej jednak, Czytelnik, który jest krok przed nimi, wie, że są oni spisani na straty. Za smugą cienia nic już nie czeka, a godność człowieka zbuntowanego zmienia się w śmieszność człowieka głupiego, który zaklina rzeczywistość, nie potrafiąc dostrzec nieuchronności swego przeznaczenia. Tyle że ślepcy Updike’a nie są szaleńcami – oni po prostu nie mogą zinterioryzować prawdy, że są starzy. Ludzie ci wciąż żyją przeszłością, obcują z tymi, których od dawna już nie ma, wśród przedmiotów, które drąży nieustanny rozpad, zamknięci w ciele, które – wbrew ich samopoczuciu – nieuchronnie posuwa się w latach. Updike w wielu tekstach zarysowuje narodziny własnej samoświadomości; wykreowane przez niego postaci, czerpiące wiele z samego autora, stają przed lustrem, by powiedzieć „to ja, jestem stary”. Cała maestria amerykańskiego pisarza polega na wskazaniu, jak poszczególne postaci reagują na ten nagły przebłysk samoświadomości. Niektóre z nich pokornie przyjmują ten fakt, inne buntują się – ale nikt nie ma już nadziei.
Również lektura Łez mojego ojca nadziei nie daje. Przypomina ona bardziej wznoszenie pożegnalnego toastu wraz z pisarzem, który chciałby o sobie powiedzieć ecce homo, choć o jego człowieczeństwie zaświadcza nie tyle teraźniejsze życie, ile ślady pozostawione w przeszłości, niczym rozrzucone w niej tropy. Zebranie szczątków długiej, ale przecież niemal niedostrzegalnie minionej egzystencji to jedyne, co może on jeszcze zrobić. Podsumowania wypadają korzystnie również dla bohaterów Updike’a, którzy rzadko żałują własnych decyzji, a ze swego życia są najczęściej zadowoleni. Konfuduje ich jedynie fakt, że czas tak szybko mijał, zaś oni nie potrafili dostrzec konsekwencji jego upływu. Oto prawdziwa lekcja dla Czytelnika.
Słusznie, nie należy żałować, stwierdza Updike. Trzeba żyć i cieszyć się chwilą, bo z perspektywy końca wszystko okazuje się śmiesznie małe i nieistotne. Jeżeli jedyną stałą rzeczą w świecie jest zmiana, każdego dnia, każdej szczęśliwej sekundy należy „wznosić toast za świat widzialny” (s. 329), bo to jedyne co istnieje, zaś prędzej czy później każdy z niego, niezauważalnie i po cichu, zniknie.
Informacje o książce:
Tytuł: Łzy mojego ojca i inne opowiadania
Tytuł oryginału: My Father’s Tears: And Other Stories
Autor: John Updike
ISBN: 9788375103885
Wydawca: Rebis
Rok: 2010