Jacek Łukawski dla serwisu MoznaPrzeczytac.pl: „Nie jest istotne, dokąd się zmierza. Istotne jest, dokąd się dojdzie”
Jacek Łukawski, autor wybornej trylogii pn. „Kraina Martwej Ziemi”, trzeci już raz zaszczycił czytelników serwisu MoznaPrzeczytac.pl wywiadem, którego nam udzielił. Trzeci raz z autorem rozmawiał Konrad Morawski, a tematem tej rozmowy była oczywiście finałowa część trylogii zatytułowana „Pieśń i Krzyk”. Kim dziś jest Jacek Łukawski? Czy to ten sam autor, który pierwszy raz wypowiadał się dla serwisu niemalże równo dwa lata temu w maju 2016 roku? Ostre jak brzytwa i hipnotyzujące niczym śpiew syreny pióro Jacka Łukawskiego pozwala dziś postrzegać tego autora w gronie czołowych twórców współczesnej polskiej fantastyki, choć on sam w swej skromności takich aspiracji nie zdradza. Niech więc przemówi on sam! Oto trzecia runda rozmów pomiędzy Jackiem Łukawskim a Konradem Morawskim.
Konrad Morawski: Witaj Jacku. Przeczytałem „Pieśń i Krzyk” niemalże na jednym oddechu. Gratuluję pięknej powieści i takiego też zakończenia trylogii! Na początek muszę zadać pytanie, którego pewnie nie polubisz, ale czy to naprawdę już koniec „Krainy Martwej Ziemi”… a może w korytarzach Twojej wyobraźni już zaczynają czaić się pomysły na kolejne tomy?
Jacek Łukawski: Witaj Konradzie. Dziękuję za miłe słowa i już odpowiadam na Twoje pytanie: Na razie zakończyłem przygodę z bohaterami trylogii i raczej nie planuję ich już męczyć. Myślę, że zrobili swoje i zasłużyli na odpoczynek. Co się tyczy samego świata, to zapewne do niego wrócę, wszak przygoda czyha tam na każdym kroku i kusi, by ją opisać.
Konrad Morawski: Używając terminologii kinowej. Może spin-off którejś postaci? Jakże pięknie byłoby prześledzić losy młodego Dartora! Wiem, zanudzam z tym bohaterem od pierwszej naszej rozmowy, ale naprawdę go polubiłem w „Krwi i Stali”, ciężko też przeżywając jego odejście.
Jacek Łukawski: Istotnie jest to ciekawa postać i kto wie, może kiedyś doczeka się jeszcze swojej historii. Na razie jednak mam na głowie inne projekty, z których jeden ociera się nieco o Krainę, ale o tym na razie cicho sza!
Konrad Morawski: Podejrzewam, że za „Krainą Martwej Ziemi” będą tęsknić wszyscy wielbiciele fantastyki. Ja zdążyłem się odurzyć w tym świecie, a na trzeci tom oczekiwałem już zagryzając palce! W jaki sposób oceniasz przyjęcie trylogii przez czytelników? Czy spodziewałeś się, że trylogia spod Twojego pióra będzie zdobywać tak szerokie uznanie i zachwyty, którym pewnie teraz przez skromność zaprzeczysz?
Jacek Łukawski: Przesadzasz Konradzie! Trylogia ma swoich wielbicieli, ale i przeciwników, którzy – czasem słusznie – wytykają pewne błędy lub niedociągnięcia. W dodatku jest to klasyczna fantasy, która flirtuje ze schematami, co też bywa różnie odbierane. Od początku miałem zresztą świadomość, że piszę coś pozornie niemodnego i może się okazać, że czytelnicy to skreślą. Tym bardziej więc jestem szczęśliwy, że tak wielu osobom książki się spodobały. Generalnie staram się podchodzić do pisania z dystansem, na spokojnie, więc wciąż mnie szokuje, kiedy ktoś mówi „jestem pana fanem”, po autografy ustawia się kolejka, ludzie podchodzą lub piszą, by przekazać wyrazy uznania. Daje mi to naprawdę wiele radości, a przede wszystkim wiarę i siły do dalszego pisania. Szczerze mówiąc nigdy nie spodziewałem się, że takich osób będzie tak dużo i niemal rozumiem autorów, którym sodówka uderzyła do głowy (śmiech). Tak naprawdę wszystko sprowadza się do tego, by ilość osób zadowolonych z lektury okazała się wystarczająca do tego, aby wydawnictwo chciało wydawać kolejne książki. Jestem szczęśliwy i wdzięczny moim czytelnikom, że dzięki nim, mogę pisać dalej, że ta wspaniała przygoda może trwać.
Konrad Morawski: Zakończenie trylogii wydaje się sprawą otwartą. Królowa Azure nie dopełniła losów Kleopatry, zaś Orhekryst być może dostaje się w niepowołane ręce. Do tego dochodzą niepewne losy Wondettel. Na ile, Twoim zdaniem, wyobraźnia czytelników pozwoli zaprzeczyć pierwszemu zdaniu tego pytania?
Jacek Łukawski: A to już zależy chyba od bogactwa tej wyobraźni (śmiech) W każdym razie sposób prowadzenia opowieści, jaki przyjąłem, wykluczał definitywne cięcie i koniec w stylu: „Żyli długo i szczęśliwie”. W Krainie Martwej Ziemi nawet dzieciom nikt tak naiwnie bajek nie kończy. W zamian, o czym czytelnicy mogą przekonać się w trzecim tomie, dzieciom do snu śpiewa się „zamknij dobrze drzwi i zarygluj okna”. Królestwa powstają i upadają, granice są płynne, świat się stale zmienia. W trylogii pokazałem fragment historii mojej nibylandii, ale przecież nie wyjątkowy. Co krok bohaterowie ocierają się o relikty minionych epok, które dawały im jasno do zrozumienia, że nie jedna potęga upadła, by dać miejsce nowej. W tym sensie zawsze los krainy będzie otwarty.
Konrad Morawski: Główni antagoniści, mrokiem i tajemnicą obleczeni, zniknęli w strumieniach innych światów lub rozsypali się w proch. Może to tylko złudzenie? Dla kogo los okazał się najbardziej łaskawy w „Krainie Martwej Ziemi”? Dla tych, co odnaleźli swoje przeznaczenie, czy tych, co o przeznaczenie jeszcze się orężem lub bladą ręką dopominają?
Jacek Łukawski: Większość bohaterów otrzymała w końcu to, o czym marzyła, lub osiągnęła, co chciała osiągnąć. Do czytelników należy ocena, kto lepiej na tym wyszedł.
Konrad Morawski: Czy czasem nie jest tak, że ostatecznie w „Krainie Martwej Ziemi” tryumfuje przywiązanie do własnego landu, własnej Ojczyzny? To uczucie tożsamości ze swoją ziemią być może jest mocniejsze, niż korona ozdobiona najpiękniejszymi diamentami?
Jacek Łukawski: Dla niektórych z pewnością. Myślę jednak, że najistotniejsze, dla części bohaterów, było to, że potrafili zadać sobie w odpowiedniej chwili pytanie: „co tak naprawdę jest ważne?” i nie bali się konsekwencji, jakie to ze sobą niosło. To prawdziwa sztuka powiedzieć pas.
Konrad Morawski: Honor, godność, zasady. Marcas, gdy walczył z Alderikiem, trzymał się tego etosu bardziej, niż pies swojego przyjaciela. Na ile Twoim zdaniem uniwersalny etos godnego postępowania, niezależnie od wykonywanych obowiązków, stanowi dziś wartość wśród ludzi?
Jacek Łukawski: Akurat walka Marcasa z Alderikiem nie jest najlepszym przykładem wyższych wartości (śmiech). Prawdę mówiąc, nie próbuję nawet oceniać, jak dziś ludzie postrzegają godność i honor, bo internet skutecznie zaburza postrzeganie. Trudno odnosić przykłady działań dokonywanych za fasadą avatara do zachowania na żywo i odwrotnie. Wierzę jednak, że bez względu na wszystko pewne wartości powinny być stałe i należy żyć tak, aby zawsze można było spojrzeć sobie w lustrze w twarz.
Konrad Morawski: Czy czasem nie jest tak, że nasze elity znowu są pijane, tak jak polska szlachta w XVII i XVIII wieku… albo niektórzy bohaterowie Twojej powieści?
Jacek Łukawski: Wiesz… O naszej polityce i ludziach, którzy ją tworzą mam jak najgorsze zdanie. Więcej nie ma sensu mówić na ten temat.
Konrad Morawski: Zmniejszając ciężar gatunkowy pytań chciałbym się od Ciebie dowiedzieć czy mógłbyś zdradzić, w którym momencie zaplanowałeś losy Arthorna, Marcasa i spółki? Ich przygody były ułożone przez Ciebie jeszcze w 2016 roku, czy ich rozwój następował z tomu na tom?
Jacek Łukawski: Tego nie da się jednoznacznie określić. Ogólny szkic powstał na samym początku, a potem w miarę rozwoju fabuły był uzupełniany. Bohaterowie żyli własnym życiem i choć nie musiałem modyfikować pierwotnego planu, to wiele elementów powstało spontanicznie. „Żyli własnym życiem” brzmi romantycznie, ale to tylko ładne określenie na związki przyczynowo-skutkowe, których jako autor zmuszony byłem pilnować. Budując charakter każdej postaci poprzez jej interakcje z otoczeniem, musiałem być konsekwentny. Tak więc na pewnym etapie ilość możliwych działań danego bohatera, w konkretnej sytuacji, była ograniczona bo musiały być one logiczne. Czasem prowadziło to do niezamierzonych, ale koniecznych korekt fabularnych. W tym sensie bohaterowie mieli wpływ na rozwój wydarzeń.
Konrad Morawski: Czy miałeś pierwowzór postaci Arthorna?
Jacek Łukawski: Nie. Natomiast pod koniec roku Adam Podlewski z magazynu Fantom poprosił abym narysował Arthorna. To był taki sympatyczny pomysł, by bohaterowie literaccy złożyli czytelnikom noworoczne życzenia. Przeszukałem więc internet w poszukiwaniu postaci, na której mógłbym go wzorować. Padło na Marshala z filmu Ironclad. Filmu nie oglądałem, ale skorzystałem z jednego ze slajdów jako luźnej inspiracji. Od tamtej pory, gdy ktoś mnie pyta jak wyobrażam sobie bohaterów, zawsze odsyłam do tego filmu. Marshal, Wulfstan i Guy jako Arthorn, Marcas i Gwydon. Nawet sam się zacząłem do tego przyzwyczajać (śmiech).
Konrad Morawski: Jakie największe trudności napotkałeś podczas pisania „Krainy Martwej Ziemi”?
Jacek Łukawski: Najtrudniejsza była walka z własnymi ograniczeniami, bo kiedyś naiwnie wierzyłem, że najtrudniej jest napisać pierwszą książkę, a potem jest już z górki. Szybko jednak dotarło do mnie, że jeśli autor szanuje swoich czytelników i siebie samego, to każda kolejna powinna być większym wyzwaniem. Walczyłem więc i mam nadzieję, że wracam z tarczą.
Konrad Morawski: Odwróć się za siebie. Popatrz trzy lata za siebie. Kogo widzisz?
Jacek Łukawski: Człowieka, który spełnił swoje marzenie i napisał książkę, a potem zastanawiał się, czy ją w ogóle wysłać do jakiegoś wydawnictwa, niepewny czy ktokolwiek chciałby ją przeczytać.
Konrad Morawski: Na koniec chyba najbardziej aktualne pytanie jakie można by Tobie zadać. Quo vadis, Hyacinthi?
Jacek Łukawski: Nie jest istotne, dokąd się zmierza. Istotne jest, dokąd się dojdzie. Zobaczymy więc za kilka lat.
Konrad Morawski: Poza nawiasem. Jaką truciznę mam wlać do antałku, gdy przyjdzie się nam spotkać? (śmiech)
Jacek Łukawski: Mokrą i z procentami (śmiech) Dziękuję Ci serdecznie za rozmowę!
Informacje o Jacku Łukawskim możecie śledzić na jego oficjalnej stronie internetowej: www.jacek-lukawski.pl. Zachęcam też do odwiedzin strony internetowej wydawnictwa SQN: www.wsqn.pl oraz polubienia profilu autorskiego Jacka Łukawskiego: https://www.facebook.com/Lukawski.Jacek.
Kontakt z autorem wywiadu: konrad.morawski@wp.pl