Literatura obyczajowa

Inframundo – M.A. Trzeciak

Recenzja książki Inframundo M. A. Trzeciak

Inframundo
M. A. Trzeciak

Czy w życiu codziennym, w obecności wszechogarniającej rzeczywistości, jest miejsce na marzenia, wspomnienia i nutkę magii? Ależ oczywiście! Żywym dowodem na to jest Greta – pracownica starego kina, które – wraz z partnerem i przyjaciółką – obejmuje w posiadanie po śmierci poprzedniej właścicielki. Ale czy to po prostu stare kino z tradycjami?

W momencie, w którym czytelnik poznaje Gretę, ta ma wiele na głowie – trafiamy w bardzo intensywny okres w życiu kobiety, w czasie którego wiele się dzieje, rozgrywają się wzloty i zdarzają się upadki. Choć podobnie jest też w życiu Emila – partnera kobiety oraz Erwiny, ich przyjaciółki, a czytelnik towarzyszy im na każdym kroku, szybko można odnieść wrażenie, że zdarzenia te nie wywierają na odbiorcy wielkiego wpływu. To nie tak, że wydarzenia wyprane są z emocji, a czytelnik modelowy pozbawiony empatii. Jednak jest coś, co przyćmiewa całą tę doczesność, a powieści nadaje klimatu – a chodzi oczywiście o cały kalejdoskop nierzeczywistych zdarzeń, które otulają bohaterów, nadają im kolorów i sensu. W ten sposób na kartach powieści goszczą gwiazdy starego kina, nawiązując rozmowy z Gretą, a także dając jej rady i ostrzegając przed przyszłością. Jest też nienarodzone jeszcze dziecko, nazywane Małym Stworzonkiem, które to nocami Greta odwiedza we własnym łonie. Mimo tych wszystkich nieprawdopodobnych wątków, książka nie trąci absurdem czy śmiesznością, a raczej emanuje tajemniczą, bardzo specyficzną aurą. Jest też stary, klasyczny wygląd kina Inframundo i ptak-symbol, czyli kruk Corvus, którego rola – choć nie do końca jasna – była zwieńczeniem tego ładunku nierealności.

W przypadku Inframundo, włożenie powieści w ramy realizmu magicznego okazało się być strzałem w dziesiątkę. Opary nierzeczywistości, oscylujące na granicy realizmu i oniryzmu rozmowy z bohaterami kinowymi oraz wątła sieć symboli, domysłów i przeczuć to najlepsze, co mogło przytrafić się tej, skądinąd prostej, fabule. Jednocześnie są to główne składowe duszy, jaką niewątpliwie ma ta książka – a to wszystko dzięki zamiłowaniu autorki do pisania, które jest prawie że namacalne.
Nie zniechęcajmy się zatem, jeśli Inframundo okaże się dla nas lekturą, której fabuła w żaden sposób nas nie emocjonuje, a wątki fantastyczne wydają się być pozbawione sensu. Zapewniam, że w ostatecznym rozrachunku z treścią powieści wszystko się wyjaśnia i nabiera sensu, a wrażenie po lekturze jest bardzo pozytywne.

Choć Greta jest marzycielką śniącą na jawie, i to dzięki niej czytelnik zanurza się w feerii barw i dźwięków przeszłości, nie ona zasługuje tutaj na największą uwagę. Natomiast z wielką przyjemnością składam ukłon w stronę szalonego Mikołaja – wujka Grety, który opiekował się nią po śmierci rodziców. Mężczyzna okazał się być chyba najbarwniejszą z postaci, a swoją nietuzinkowością i nieszkodliwością wywoływał bardzo ciepłe uczucia. Zaś wisienką na torcie okazał się być korespondujący z treścią powieści dialog pomiędzy Emilem i Mikołajem, podczas gdy ten dowiedział się, że Greta urodziła chłopca:

– Dlaczego tak cię to cieszy? – spytał łagodnie Laudo.
– Ponieważ nie trzeba go będzie czesać. Nie umiem czesać dziewczynek – chlipał cicho. – Trzeba im robić te wszystkie kiteczki, warkoczyki, wstążeczki. To bardzo skomplikowane. Och, jak to dobrze.

Drugi ukłon należy się postaci, która pod właściwym imieniem pojawiła się w powieści tylko na krótki moment – chodzi oczywiście o syna Grety i Emila, Julesa. To takie typowe, urocze dziecko, które samą swoją obecnością zastępuje całą magię, która sączyła się z każdej strony tej powieści.

Pod względem technicznym książka wydana jest poprawnie – nie ma literówek ani poważniejszych błędów. Chciałoby się powiedzieć, że to naturalny stan rzeczy, jednak w porównaniu z współcześnie wydawaną literaturą jest to wyjątkowo uważnie napisana i złożona książka. Okładka także wydaje się być przemyślaną kwestią – jest skromna, ale gustowna, a przy tym koresponduje z treścią. Dlatego jeśli wasz wzrok zatrzymał się na oprawie Inframundo, gwarantuję wam, że w środku jest równie smacznie – a nawet lepiej.

Mimo wszystkich pozytywnych aspektów, których powieści niewątpliwie nie brakuje, nie jest to książka, która każdemu przypadnie do gustu. Realizm magiczny, choć zastosowany z rozwagą i pomysłem, nie jest gatunkiem oczywistym dla współczesnych odbiorców – nie koresponduje z zasadami rządzącymi klasyczną powieścią, ale jednocześnie niewiele ma wspólnego z fantastyką. Ja sama miałam długo problem z faktem, że z wydarzeń niewiele wynika, nie potrafiłam się wciągnąć w tę dziwność rządzącą całym tekstem, a w konsekwencji – pozostał we mnie pewien niedosyt typowy dla pożeraczy innego rodzaju literatury. Jednak mimo wszystko mogę stwierdzić, że warto zajrzeć na karty Inframundo, zwłaszcza jeśli ma się bujną wyobraźnię i chętnie przymruża oko na sztywną rzeczywistość. Dajmy się więc zaprosić na ten nietypowy seans!

Informacje o książce:
Tytuł: Inframundo
Tytuł oryginału: Inframundo
Autor: M.A. Trzeciak
ISBN: 9788377224540
Wydawca: Novae Res
Rok: 2012

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać