Zofia Molik wiedzie zupełnie zwyczajne życie. Mieszka w Krakowie, studiuje medycynę, jak inni rówieśnicy ma znajomych, chłopaka, wraz z przyjaciółką Gośką interesują się parapsychologią, a Zosia już w dzieciństwie próbowała wywoływać duchy. Wszystko zmienia się, kiedy Gośka namawia ją na wizytę u tybetańskiego specjalisty od reinkarnacji, na którą początkowo nie chce się zgodzić, ale ulega namowom przyjaciółki. Tybetańczyk wprowadza ją w trans i… Zosia budzi się w kompletnie nieznanym sobie otoczeniu, które wygląda jak muzeum. Dość szybko orientuje się, że znalazła się w szesnastowiecznym Krakowie, na Wawelu, ale największy szok przeżywa, gdy zdaje sobie sprawę z tego, że znalazła się w ciele królowej Bony Sforzy w niedługim czasie po jej przybyciu do Krakowa.
Zosia nigdy jakoś szczególnie nie interesowała się historią, nie słuchała uważnie opowieści Maćka, swojego chłopaka, wielkiego pasjonata historii Polski. Teraz tego żałuje, przypominają jej się niektóre fakty z okresu panowania królowej Bony, z ciekawością i zafascynowaniem obserwuje postaci historyczne, o których do tej pory czytała tylko w książkach. Popełnia zabawne gafy, szczególnie na początku, zanim wdroży się w dworskie życie, na przykład kiedy pierwszego ranka założyła na głowę dziwny hełm, który okazał się być nocnikiem, a cała ta sytuacja wprawiła w konsternację i wielkie zdumienie służki królowej. Na szczęście Zosia podchodzi do swego położenia z dystansem i potrafi śmiać się sama z siebie, z przymróżeniem oka spogląda na swoje błędy popełniane w tym drugim życiu.
Zosia, początkowo zdeprymowana swym nowym położeniem, wkrótce zaczyna się dobrze bawić, zwiedza szesnastowieczny Kraków, poznaje funkcjonowanie dworu królewskiego i całkiem dobrze odnajduje się w renesansowej rzeczywistości. Po jakimś czasie przychodzi jej na myśl, ze mogłaby odwrócić bieg historii i zapobiec rozbiorom Polski, czy też dwudziestowiecznymi pożogom wojennym. Staje się to jej celem i próbuje wykorzystać swoje położenie i możliwości, zaczyna knuć intrygi, niczym prawdziwa rasowa królowa. Żeby dowiedzieć się, czy jej się to udało, trzeba przeczytać całą książkę.
Od zawsze lubiłam książki typu „Dwie twarze królowej”, w których historia wpleciona jest w fabularną opowieść. Z wczesnego dzieciństwa pamiętam moją ulubioną wówczas powieść z biblioteczki mojej mamy „Historia amuletu”, potem przyszedł czas na „Godzinę pąsowej róży”, a jeszcze później zaczytywałam się opowieściami o Panu Samochodziku. We wszystkich tych książkach autorzy wplatają solidną dawkę historii w przygody swoich bohaterów, co uwielbiałam, nawet przez pewien czas chciałam zostać archeologiem, zainspirowana tymi opowieściami. Zawód mam inny, ale w dalszym ciągu chętnie sięgam po powieści z historią w tle. Taką właśnie książką są „Dwie twarze królowej”, w której dostajemy solidną dawkę historii Polski z okresu panowania króla Zygmunta I Starego i jego żony, królowej Bony Sforzy. Poznajemy dworskie powiązania, konszachty, funkcjonowanie dworu królewskiego na Wawelu, życie codzienne na dworze królewskim. Autorka świetnie i barwnie przedstawia tętniący życiem zamek i postaci historyczne, poprzez przygody Zosi opowiada o zwyczajach dworskich, o tym co wówczas jedzono i pito, jak się ubierano i jak leczono ludzi. Poznajemy tętniące życiem ulice szesnastowiecznego Krakowa i ciekawostki dotyczące codziennych czynności.
„Dwie twarze królowej” to powieść łatwa, lekka i przyjemna, w sam raz na długie, jesienne i zimowe wieczory. Akcja jest żywa, tempo opowieści szybkie, postaci wyraziste, przedstawione barwnie i z humorem. W ogóle cała opowieść jest pełna humoru i żartów, czytelnik ani przez chwilę nie nudzi się czytając tę oryginalną książkę.
Polecam “Dwie twarze królowej” osobom, które lubią się dobrze bawić podczas czytania. Książka napisana jest ładnym językiem, a ciekawa fabuła wciąga od pierwszych stron. Autorka potrafi zainteresować czytelnika i sprawia, że nie można oderwać się od opowieści. Po lekturze przychodzi czas na refleksję: postaci historyczne to nie tylko nudne osoby, o których uczą w szkole: to żyjący kiedyś ludzie z krwi i kości, którzy mieli swoje radości i smutki, przeżywali dobre i złe chwile, o części z nich pamiętamy dzięki zapiskom, inni zostali zapomniani, bo byli zwykłymi, szarymi osobami. Dobrze więc pomyśleć o tym czasem i spojrzeć na historię nie tylko jako na zbiór faktów i wydarzeń z przeszłości, ale też pamiętać, że historia pełna jest takich samych ludzi jak my. Również dlatego polecam „Dwie twarze królowej”