Niepełnosprawność, odrzucenie, samotność, lęk i brak nadziei pokonane. Siłą przyjaźni i przygodą. Powieść, której świat ma „odrywać od klawiatury i ekranu monitora”. Powiew świeżości w literaturze dziecięcej i młodzieżowej czy (jakby to powiedziało „pokolenie docelowe”) „totalnych obciach” i „wiocha”?
Po Chłopców z Zielonych Stawów Jana Izydora Korzeniowskiego sięgnęłam z powodów nietypowych – po prostu poszukuję wartościowych pozycji, które mogłabym polecać młodym ludziom bez wahania i obaw o ich rozwój. Pozycji, które rozbudzą w nich pasję czytelniczą, ale także będą uczyć, wychowywać ku wartościom i inspirować do zmiany. Szukam książek, które są po prostu mądre. I ponadczasowe. Sądząc po opisie na okładce – sięgnęłam po właściwą pozycję.
Jednym z mechanizmów wychowawczych są naśladownictwo oraz modelowanie. Czy w Chłopcach z Zielonych Stawów odnajdziemy bohatera, z którym młody Czytelnik będzie mógł się utożsamiać? Głównym bohaterem opowieści jest Wituś (zwany również Pigusiem), niepełnosprawny, dziewięcioletni chłopiec, wychowywany przez „toksycznego” ojca, w ubóstwie i izolacji od rówieśników. Jego codzienność wypełnia ból fizyczny spowodowany chorobą i kalectwem (a także okrucieństwem ojca) oraz psychiczny – ból poniżenia, odrzucenia, samotności. Największym marzeniem chłopca jest móc sprawnie się poruszać, bawić z innymi dziećmi, pójść do szkoły. Jedynym przyjacielem – pies. Trudno wyobrazić sobie mocniej doświadczone przez los, bardziej cierpiące dziecko. Zawarty na pierwszych kilkunastu stronach, bardzo naturalistyczny opis sytuacji życiowej małego bohatera, przygnębił mnie i zniechęcił do kontynuowania lektury. Przypomniała mi się nowela Janko Muzykant i inne, podobne utwory, których lektura w dzieciństwie napawała mnie smutkiem. Musiałam pokonać spory opór, by wzbudzić w sobie odrobinę ciekawości i oczekiwania na spełnienie obietnicy zawartej na okładce książki – przesłania o wyższości wartości drugiego człowieka ponad współczesnymi dobrami materialnymi oraz pasjonującej przygody. Jak ten spory fragment odbiorą wrażliwsze dzieci? Czy nie przytłoczy ich taki ogrom ludzkiego, dziecięcego, niezawinionego cierpienia?…
Akcja powieści dzieje się na polskiej, wadowickiej wsi i (o czym Czytelnik dowiaduje się z epilogu) w dość odległych czasach – kilka lat przed wybuchem II wojny światowej. Czasy są to odległe przede wszystkim mentalnie i emocjonalnie, szczególnie współczesnym dzieciom. Które z nich potrafi sobie bowiem wyobrazić, czym jest życie, w którym na każdy posiłek jada się wyłącznie pęczak z kapustą (a i tak jedzenie to jest niemal błogosławione za to, że „w ogóle jest”), a zimne, świeżo skwaśniałe mleko to prawdziwy rarytas? Zrozumieć czasy, w których 50 groszy stanowi niewyobrażalną wartość, jedyne dostępne zabawki, to te zrobione samodzielnie, a uczęszczanie do szkoły jest „luksusem” niedostępnym dla wszystkich? Ja te trudne czasy znam akurat z opowieści rodzinnych, ale… Przyznam się, że podczas lektury robiłam pewien eksperyment mentalny. Wyobrażałam sobie, że czytam tę książkę umysłem znanych mi dzieci, wychowanych w dostatku, przy zawsze wypełnionej po brzegi lodówce (i oczywiście grymaszących przy każdym posiłku), dzieci pochłoniętych przez świat najnowszych elektronicznych gadżetów. I wiecie co? Co chwila przeżywałam szok! („Jak tak można żyć? Bez telewizora, komputera, Internetu, kieszonkowego, sklepów, szynki, bananów i Nutelli?”).
Ulokowanie akcji w czasach tak odmiennych od dzisiejszych realiów to nie jedyny przejaw rozminięcia świata powieści ze współczesnymi realiami. Co więcej, Autor posługuje się stylem charakterystycznym dla tamtych czasów – archaiczną strukturą zdań i słownictwem, które (częściowo) może być niezrozumiałe dla współczesnego młodego człowieka (na przykład – „onuce”). Czytając tą powieść, dziwiłam się nieustannie, że trzymam w ręku książkę napisaną w tym roku i przeznaczoną dla dzisiejszych dzieci, a nie dla pokolenia naszych rodziców czy dziadków. Wspominam o tym, ponieważ zarówno odmienne realia, jak i archaiczna stylistyka (aczkolwiek oczywiście współgrająca ze światem przedstawionym w powieści), budzą moje wątpliwości w kontekście grupy docelowej. Ta powieść polecana jest dzieciom i młodzieży, jako panaceum na „uzależnienie” od elektronicznych gadżetów. Jej celem zaś jest kształtowanie postawy dojrzałości do prawdziwej przyjaźni, uczenie przezwyciężania własnych słabości, budowania siły wewnętrznej i odwagi. Ja jednak uważam, że aby ten cel mógł zostać zrealizowany, odbiorca musi w jakiś sposób czuć się podobny do bohatera. Po to by mógł wejść w jego świat przeżyć, zrozumieć go i utożsamiać się z jego historią. Dopiero wtedy młody Czytelnik może przejść, razem z bohaterem powieści, drogę psychologicznej przemiany, wiodącą od cierpienia i samotności do przyjaźni, siły i odwagi. Innymi słowy, od tego typu powieści oczekuję wysokiego realizmu psychologicznego. Oczywiście powieść ta (jak obiecywano) niesie z sobą głębokie przesłanie. Wprowadza w świat głębszych, niematerialnych wartości. Ale czy młody Czytelnik będzie umiał naprawdę zagłębić się w świecie bohatera – skrajnie ubogiego i chorego pół-sieroty? Jeśli tak, to książka okaże się autentycznie wychowawcza, wartościowa i inspirująca. I wtedy rzeczywiście „oderwie od klawiatury i ekranu monitora”. Jestem naprawdę ciekawa, jak tę historię odbiorą Czytelnicy, do których jest ona skierowana. Czy „poczują ją” i przyjmą, czy odrzucą, nazywając „obciachową”? Cóż, zamierzam to sprawdzić. To będzie mój kolejny eksperyment.
Informacje o książce:
Tytuł: Chłopcy z Zielonych Stawów
Tytuł oryginału: Chłopcy z Zielonych Stawów
Autor: Jan Izydor Korzeniowski
ISBN: 9788379420247
Wydawca: Novae Res
Rok: 2014