Fantastyka

Bank Violettkäfer. Dział depozytów nadzwyczajnych – Bartłomiej Jucha

Recenzja książki Bank Violettkäfer. Dział depozytów nadzwyczajnych - Bartłomiej Jucha

Bank Violettkäfer. Dział depozytów nadzwyczajnych
Bartłomiej Jucha

Z książkami traktującymi o światach magicznych, jest jeden zasadniczy problem – brak im powiewu świeżości, przez bardzo duże wyeksploatowanie gatunku. Porwać się na napisanie takowego dzieła, to niemal jak ruszyć z motyką na słońce, bo cóż nowego można stworzyć w gatunku, który opowiedział niemal wszystko? Autorowi pozostaje jedynie naśladowanie czegoś, co było przed jego pomysłem, powielanie ścieżek, które każdy z obeznanych czytelników już zna na pamięć. Poszukiwanie unikalnej cząstki, która byłaby zdolna do określenia książki jako coś unikatowego jest jak poszukiwania Świętego Grala. Pomimo tego wciąż znajdują się osoby, które uparcie wierzą, że ich wizja fantasy, jest właśnie wspomnianym Gralem, który zapewni im nieśmiertelność, w tym gatunku. „Bank Violettkäfer” jest debiutem literackim Pana Bartłomieja Juchy, ale jeśli autor myśli, że dzięki temu będzie miał taryfę ulgową pośród fanów gatunku, to się grubo myli…

Początek książki opowiada smutną historię osoby, która pomimo ogromnych możliwości, postanawia stać w miejscu. Główny bohater, pomimo majętnej rodziny, postanowił stawić czoła życiu na swój własny sposób, bez angażowania koneksji rodzinnych, bez wyścigu szczurów, beznamiętnej pogoni za pieniądzem. Jest mu dobrze dokładnie tam gdzie się znajduje. Na jego nieszczęście, życie to nie film, i przychodzi czas w którym jego ojciec mówi: „Dość”. Wacław, bo tak mu na imię, zostaje wyciągnięty ze swojego małego i przytulnego świata siłą ręki ojca, który stawia go w sytuacji bez wyjścia: albo obejmie kierownictwo nad pewnym oddziałem banku, albo jego poukładane dotąd życie, legnie w gruzach. Wacław, nie mając innego wyjścia udaje się w zapomniany rejon polski, by objąć dowodzenia nad miejscem, które bardziej przypomina ruderę niż oddział szanowanego banku jego ojca. Szybko okazuje się, że niepozorna willa pośród lasów, jest czymś o wiele więcej niż tylko zwykłym budynkiem. Wacław szybko przekonuje się, że bank, którym przyszło mu dyrektorować jest w istocie miejscem gdzie świat normalny, będzie ścierał się z magią o której nie miał pojęcia. Droga, którą przyjdzie mu kroczyć, pokaże mu świat, który uważał za mrzonki, a który jest tuż obok nas. Wyprawa w ten nowo odkryty rejon rzeczywistości, okaże się bardziej zaskakująca nie dla niego samego, ale dla istot z tego ukrytego miejsca, które jest zadziwiające z każdym kolejnym krokiem w nim postawionym.

Sposób zbudowania fabuły, zastosowany przez pana Juchę, nie zaskoczył mnie w żaden sposób, przez co całość książkowej fabuły szybko stanęła przede mną otworem. Autor nie pokusił się w żaden sposób o zatarcie śladów sugerujących inspirację z klasyków fantasy. Schemat ten wygląda mniej więcej tak: osoba (płeć do wyboru), która ma trudne dzieciństwo (do wyboru dlaczego) dowiaduje się, że jest wyjątkowa (do wyboru w jaki sposób) i musi stawić czoła złym mocom (do wyboru dlaczego). Szast prast – książka, która ma pięćset stron w jednym zdaniu. Trzeba do tego dodać prostą w odbiorze historyjkę w tle i mamy gotową kolejną książkę, która szybko skończy jako makulatura. Z drugiej strony, każdy autor ma na swoim koncie książkę do której wstyd mu się przyznać. Pan Jucha nie powinien się wstydzić, ale powinien wyciągnąć lekcję daną mu przez gatunek fantasy. Tak jak nie można stworzyć filmu idealnego na podstawie książki, tak samo nie można napisać książki idealnej bazując na „oklepanym” schemacie, wyżej opisanym.

Książkę Pana Juchy czyta się łatwo, bo i język pisania do tego skłania, co jest tylko potwierdzane na każdej stronie „Banku Violettkäfer”. Uproszczenia fabularne można jakoś przeboleć, ale nie da się tego zrobić w momencie w którym autor stara się niezgrabnie stworzyć dialogi, które są po prostu naiwnie proste, przez co książka sama się szufladkuje jako powieść dla młodzieży – byle prościej, byle jak najmniej zawile. Wyraźnie brakuje tutaj jakiegoś głębszego założenia fabularnego, wszystko dzieje się od rozdziału do rozdziału, z pominięciem zasady budowania napięcia, które egzystuje w jego książce w formie wyjątkowo niedojrzałej.

Pan Jucha za bardzo skupił się, w mojej ocenie, na próbie pokazania swojej wizji świata magicznego, że gdzieś po drodze zapomniał, że nie tędy droga. Stworzył postacie kruche w swojej osobie, że rozsypują się już po kilkunastu stronach lektury. Wszystko jest w jego świecie proste i wytłumaczalne, nawet za sprawą magii, co jasno i klarownie wskazuje, że jest to ten typ literacki, który zostanie doceniony jedynie przez początkujących czytelników fantasy. Książkę „Bank Violettkäfer” czytałem bez większych emocji, ale jestem świadom, że wśród młodych czytelników może być odwrotnie.

Informacje o książce:
Tytuł: Bank Violettkäfer. Dział depozytów nadzwyczajnych
Tytuł oryginału: Bank Violettkäfer. Dział depozytów nadzwyczajnych
Autor: Bartłomiej Jucha
ISBN: 9788393850266
Wydawca: Nokturn
Rok: 2016

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać