Mars należy do grona planet najbardziej lubianych przez pisarzy sci-fi, zaraz za tymi zmyślonymi. Nie trudno dziwić się temu trendowi jeśli weźmie się pod uwagę w jak znaczący sposób planeta ta wpisała się w naszą historię. Od zamierzchłych czasów starożytności przez mroki średniowiecza, aż po czasy nam obecne Mars intrygował ludzi. Herbert George Wells upatrywał w nim miejsca zamieszkania wrogo nastawionych kosmitów w swojej powieści „Wojna Światów”, a niezliczona ilość filmowców nakręciła lepsze i gorsze dzieła będące wariacja na temat czerwonej planety. Mars jest też jednym z najlepiej poznanych przez ludzi ciał niebieskich, dzięki czemu możemy dzisiaj z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że istniało na nim kiedyś życie. Nic dziwnego, że wydarzenia ostatnich lat, kiedy to dowiedzieliśmy się najpierw o lodowych czapach na Marsie, potem o wodzie pod jego powierzchnią, aż w końcu o wodzie w stanie ciekłym na powierzchni planety. Pobudziło to fantazje nowej generacji pisarzy. Szukają oni w Marsie dawnej inspiracji, tym co tajemnicze, a jednak tak bliskie nam, ludziom. Pan Marcin Pełka obrał w swojej książce „Marsjańska Gorączka” drogę opisującą mniej przyjemną stronę Marsa.
Wszystko zaczyna się w Veramie, stolicy Niepodległego Marsa, gdzie w tajemniczych okolicznościach pojawia się straszliwa w swoich skutkach choroba – marsjańska gorączka. W szybkim tempie opanowuje ona miejski szpital zarażając wszystkich jak leci – personel, pacjentów i odwiedzających. Nie trudno się domyślić jakie to może nieść za sobą konsekwencje, jeśli doda się do zaistniałej sytuacji informacje, iż choroba ta jest nieuleczalna. Przez dziesięciolecia naukowcy starali się stworzyć szczepionkę na wspomnianą dolegliwość, jednak bezskutecznie, złapanie marsjańskiej gorączki było równoznaczne z wyrokiem śmierci. Niespodziewanie i wskutek najmniej prawdopodobnych zbiegów okoliczności, na krańcu poznanego wszechświata, odkryte zostaje lekarstwo na męczącą ludzkość schorzenie. Każda część tej historii wywoła skutki w skali całego wszechświata i nie tylko, o czym autor obszernie rozpisuje się na dalszych stronach swojej powieści.
Muszę przyznać Panu Pełce, że stworzył wyjątkowo ciekawy obraz świata w którym jedno małe wydarzenie może mieć olbrzymie skutki dla jego integralności, coś na wzór efektu motyla, tylko, że w skali całego wszechświata. Z początku czytelnikowi może być trudno połapać się o co chodzi autorowi i gdzie szukać jakiegoś stałego punktu fabuły, jednak jeśli wytrwa przez kilkadziesiąt pierwszych stron, otworzą mu się szeroko oczy i usta ze zdziwienia, na jaką szalona przejażdżkę intelektualna zabrał nas autor. Wspomniane wyżej powolne składanie świata, dawkowanie informacji mogących pomóc w jego rozszyfrowaniu oraz grande finale, po którym czytelnik odchodzi od książki na chwiejących się nogach, jest ostatnio dość popularnym trendem. Nie ma się czemu dziwić, jeśli rzeczywiście się sprawdza, szczególnie w przykładzie takim jak „Marsjańska gorączka”, gdzie wyśmienite opanowanie tego rodzaju biegu fabuły daje czytelnikowi satysfakcje na długo po skończeniu lektury. Trudno nie zatracić się w takiej formie pisania, ale Pan Pełka zgrabnie wszystko trzymał pod kontrolą dzięki czemu teraz tak mu słodzę.
Z początku myślałem, że tytuł książki w odniesieniu do jej zawartości może nie być najlepiej dobranym rozwiązaniem. Jednak jak wspomniałem wyżej, po skończonej lekturze całość wydaje się już zupełnie zrozumiała dla czytelnika i łatwo akceptuje fakt wystąpienia na okładce takiego, a nie innego tytułu. Sprawa może się mieć gorzej z kimś kto dostał w swoje ręce egzemplarz przebywający na półkach księgarni. Wówczas może dać się zwieść nie tylko tytułowi ale i rewersowi, który w mojej ocenie jest bardzo zdawkowy w odniesieniu do treści w niej zawartej. Najważniejszą różnicą jest właśnie sposób układania fabuły przez autora. Zamiast jednego prostego ciągu linii czasowej, z ewentualnym przejściem od jednego bohatera do drugiego, zastosowano tutaj sposób zupełnie odmienny. Jeden rozdział dzieje się w teraźniejszości (książkowej), inny w przyszłości bardzo odległej, inny w tej mniej odległej. Jeszcze inny opisuje to samo zdarzenie z różnych perspektyw, lub nawet z innych wszechświatów. Miałem już kiedyś okazję zetknąć się z tego typu zamysłem literackim i nie wypadło to w moim mniemaniu zbyt dobrze. W „Marsjańskiej gorączce” Pan Pełka wyjątkowo dużo pracy poświęcił na to aby całość jego książki miała ręce i nogi, a czytelnik nie poczuł się znudzony zdezorientowany, czy w skrajnych przypadkach wkurzony. Myślę, że duża w tym zasługa lekkiego pióra autora, oraz wyjątkowo przystępnego, nienachalnego humoru, może być on co prawda niższych lotów, ale to nie przeszkadza ani trochę. Przykładem może być Międzygwiezdny liniowiec „Jennifer Lopez” lub imię i nazwisko jednego z głównych bohaterów – Scott Ridley, które jest zamienionym nazwiskiem znanego reżysera sci-fi Ridleya Scotta.
Każdej osobie, która chciałaby sięgnąć po dzieło Pana Marcina Pełki przypominam, że jest to wyjątkowo przewrotna powieść, która nie ma tak naprawdę jakiegoś stałego punktu, jest wariacją na temat wspomnianego przeze mnie wyżej efektu motyla. Tak przynajmniej uważam osobiście i również osobiście zachęcam was do tej szalonej podróży przez świat „Marsjańskiej gorączki”.
Informacje o książce:
Tytuł: Marsjańska Gorączka
Tytuł oryginału: Marsjańska Gorączka
Autor: Marcin Pełka
ISBN: 9788379429189
Wydawca: Novae Res
Rok: 2015