Literatura obyczajowa

Zdobywcy oddechu – Przemysław Piotr Kłosowicz

Recenzja książki Zdobywcy oddechu - Przemysław Piotr Kłosowicz

Zdobywcy oddechu
Przemysław Piotr Kłosowicz

Trzech mężczyzn, trzy historie, trzy osobiste dramaty, trzech „zdobywców oddechu”. Historie z życia wzięte, przeplatają się ze sobą, a każdy z bohaterów prowadzi wewnętrzny monolog.

Najpierw spotykamy Wiktora, który zmaga się, z jak on mniema, życiową porażką – synem z zespołem Downa. To wydaje się być ciekawa historia, dramat rodziców, ale i bezwarunkowa miłość do syna. Jednak historia pozostawia niedosyt. Wiktor wykreowany jest na statecznego wykładowcę, ale przez chorobę syna popada w stany depresyjne. Obserwujemy jego wewnętrzne dylematy, rozterki, ale mimo intrygujących wyrażeń, czuje się troszkę spłycenie tak trudnego tematu. Staram się zrozumieć autora co chciał pokazać – jak w końcu bohater wytłumaczył sobie, że od takiego syna wiele może się nauczyć, a najważniejsza jest miłość i nie ma mowy tu o rodzicielskiej porażce. Mimo to – jeszcze za mało w tym prawdy… I końcowa scena nagłego uświadomienia sobie rzeczy oczywistych, jakoś wypadła banalnie.

Kolejna historia. Piotr to młody homoseksualista, który z powodu odmienności musiał wyrwać się ze swojej rodzinnej wsi. Pracuje w Krakowie, przyjaźni się z Leną. I szuka swojej miłości na portalach randkowych, choć ma już za sobą nieudany związek („najstarszy zawód świata, to zawieść się na kimś”). Wywody Piotra to przekaz mężczyzny zmagającego się z tym, że jest inny. Potrafi go zrozumieć jedynie przyjaciółka, równie jak on „pokręcona”, szukająca tego jedynego. Pewne przemyślenia Piotra rażą naturalistycznym podejściem, wyobrażeniem o życiu gejów. Ale historia Piotra, jego dyskusje z Leną o życiu i pragnieniu miłości, są chyba najbardziej autentyczne w tej książce. Wyraziście nakreślone, bardziej wciągają. Ta opowieść chyba najbardziej mnie przekonuje.
Historia Zbyszka to obraz młodego, zakompleksionego chłopaka, oczywiście także szukającego miłości. Zbyszek ma bardzo zaniżone poczucie własnej wartości („czuję się jak wyrób czekoladopodobny”). Dodatkowo ciągle porównuje się ze swoim przystojnym przyjacielem. Jego przemyślenia wydają się być uniwersalne. Facet szukający drugiej połówki, dodajmy: rozpaczliwie szukający, cały swój sens życia opierający właśnie na tym. Analizuje swoją rodzinną historię, tu także doszukuje się swoich życiowych niepowodzeń. Czuje się niechciany, odtrącany, czuje się nikim. Rozmowa samego ze sobą, analiza siebie, innych, przemyślenia, porównania, prowadzą go w końcu do wypracowania pewnego dystansu do siebie.

Historie trzech bohaterów prowadzone są naprzemiennie. Wydaje się na końcu, że jadą jednym tramwajem i pewnie taki obraz chciał stworzyć autor, obraz zakończony jedną puentą. Jednak w książce razi pewna nierówność. Każdy z bohaterów mówi tym samym językiem, tymi samymi frazami, grami słownymi. I tu mam problem: niekiedy te gry słowne są bardzo błyskotliwe, ale ich nagromadzenie na niemal wszystkich kartkach powieści – po prostu męczy. Ale przyznam pewne frazy mnie zaskakują, są niesamowite. Trudno nawet wybrać najlepsze i zacytować, bo właściwie cała książka to zbiór cytatów a ich znaczenie zależy od kontekstu.

Mam jednak zastrzeżenia do tego jednolitego potraktowania bohaterów, którzy przecież są różni, w różnym wieku, z innymi doświadczeniami, a ma się wrażenie, że jeden człowiek wciela się w każdą historię. Przecież inne jest doświadczenie dojrzałego ojca a inne młodzieńca. Brakuje tu rozróżnienia charakterów, innego potraktowania przeżyć. Rozumiem co autor chciał przekazać – ten brak miłości, głód miłości, o który wszystkim nam chodzi. Rozumiem, że właśnie to chciał uświadomić – z jednej strony dążenie do rzeczy tak oczywistej, z drugiej – zmagania się z codziennością („Przyszli zdobywcy sławy i chwały, teraźniejsi zdobywcy oddechu”). Zapewne chciał pokazać to przez pryzmat trzech innych historii: dojrzałego ojca, młodego mężczyzny, czy ukrywające się geja. Może po prostu obrał taką drogę do pokazania o co w naszym życiu chodzi, mimo przeciwności losu, zgorzknień, braku nadziei.

Historie wydają się być ponure, depresyjne („Zawsze mam tę obawę, że wsiadłem do złego tramwaju albo jadę w złym kierunku. Z życiem mam tak samo”). A jednak w każdym z bohaterów na koniec pojawia się światełko nadziei. I wtedy uderza końcówka książki. Autor sugeruje wypadek autobusu a nasi bohaterowie (chyba) giną. Dziwny koniec powieści, po prostu wydaje się nie do końca zrozumiały. Może autor starał się pokazać, żeby nie zwlekać z tym czekaniem na miłość tylko działać, żyć. Może „ukarał” bohaterów za te zbyt długie rozterki. Końcówka wprowadza silny dysonans…ale może tak powinno się prowokować do myślenia?

Reasumując – temat książki ciekawy, styl autora – nietypowy, czasem męczący, często zaskakujący. To debiut Przemysława Piotra Kłosowicza. Myślę, że autor ma potencjał, doceniam jego kreatywność i łatwość budowania pewnych zaskakujących fraz, gier słownych i trafnych spostrzeżeń.

Informacje o książce:
Tytuł: Zdobywcy oddechu
Tytuł oryginału: Zdobywcy oddechu
Autor: Przemysław Piotr Kłosowicz
ISBN: 9788380833067
Wydawca: Novae Res
Rok: 2016

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać