Poradniki

Sekretna hawajska metoda przebaczania i akceptacji. Huna i Ho’oponopono – Wojciech Filaber

Recenzja książki Sekretna hawajska metoda przebaczania i akceptacji

Sekretna hawajska metoda przebaczania i akceptacji. Huna i Ho’oponopono
Wojciech Filaber

Sekretna hawajska metoda przebaczania i akceptacjiHuna i Ho’oponopono. Przekonuje mnie metoda, niestety nie przekonał mnie autor.

Spytacie pewnie: Ho-o-co? O tym, czym jest Ho’oponopono, dowiedziałam się kilka lat temu z książki J. Vitale’go Zero ograniczeń. Uchylając rąbka tajemnicy, byście wiedzieli, czego dotyczy recenzowana książka – jest to starożytny, hawajski proces oczyszczania własnego umysłu z toksyn, które zniekształcają postrzeganie rzeczywistości oraz odbierają spokój, zdrowie, wolność i szczęście. Tamta książka wywarła na mnie niesamowite wrażenie (jej autora uważam zresztą za „guru” od tworzenia inspirujących tekstów). Teraz, niewielkich rozmiarów polska publikacja, polski autor i wydawnictwo „Psychoskok”. Niestety, książka pana Wojciecha Filabera, okazała się dla mnie kompletnym rozczarowaniem. Ale po kolei.

Zacznę od początku. A niestety już od samego początku irytował mnie styl autora, przypominający… szkolny referat. To było moje pierwsze skojarzenie, a jak wiadomo – (jakiekolwiek) pierwsze wrażenie zrobić łatwo, a zmienić niezwykle trudno. Z książki Filabera Czytelnik dowiaduje się, czym jest Huna, poznaje po kolei jej założenia, proponowaną przez nią koncepcję rzeczywistości i natury umysłu oraz przyczyn cierpienia człowieka. Następnie analogicznych informacji dowiaduje się o metodzie Ho’oponopono. Ale mija tych kilka, czy kilkanaście stron opisu owych koncepcji (co przeciętny Czytelnik traktuje jako wstęp) i czekasz zapewne, Czytelniku, aż od teorii autor przeniesie Cię do przestrzeni, w której możesz podoświadczać, poeksperymentować. Niestety, tutaj ten moment (prawie) nie następuje. Książka od początku do końca tkwi w fazie jakby nadmiernie przeciągniętego wstępu, którego nie masz ochoty czytać (a przynajmniej ja nie miałam). Znajdziesz w niej co prawda kilka ćwiczeń, ale są one jakby dodatkiem i mnie osobiście zupełnie nie poruszyły. Z tego względu książka ta poradnikiem NIE jest.

Ten „szkolno-referatowy” styl charakteryzuje się konstrukcją poszczególnych akapitów, która wygląda mniej więcej następująco: „Zgodnie z teorią Huny…”, (kolejny akapit) „Zgodnie z Huną…”, (i następny) „Zgodnie z naukami Huny”… (s. 69-71). Potem przerwa na innego rodzaju rozpoczęcie zdania i dalej: „Zgodnie z Huną…”, „Huna zakłada…” (s. 72). Tak, dokładnie tak. I to nie moja złośliwość wynalazła akurat taki fragment w tej książce. To ta książka naprawdę tak jest napisana. Nie umknęło mojej uwadze, iż jeszcze przed wstępem autor składa podziękowania za pomoc w przygotowaniu tekstu polonistce, jednak nawet to nie „uratowało” tekstu.

Co więcej, w książce dominuje w styl bezosobowy oraz strona bierna. Z tego powodu tekst staje się nie tylko trudny w odbiorze, ale i niesamowicie nużący. Nie wzbudza emocji i tym samym nie angażuje. Staje się obojętny. Po chwili przełączasz swój umysł w tryb „uśpienia” i… przestajesz wiedzieć zupełnie, co czytasz. Cień nadziei na wzbudzenie emocji wywołały we mnie tytuły mini-rozdzialików, jak np. „W jaki sposób przyczyniam się do tego, że jestem częścią własnych problemów?”. Oczekiwałam pytań w moją stronę, prowokacji autora, przysłowiowego „kubła zimnej wody na głowę”, do którego przyzwyczaiły mnie poradniki psychologiczne, a tutaj… znów kompletny zawód. Chociaż, jeśli mam być zupełnie szczera, że jakieś emocje ta książeczka jednak we mnie wzbudziła, bo czytając coś, co przypomina mocno przydługą notkę w Wikipedii, czułam opór wobec dalszej lektury i wściekłość, że jednak ją kontynuuję, marnując czas (a więc jednak jakieś emocje były!). W tego typu książkach preferuję styl bardziej osobisty, bezpośredni. Lubię, kiedy autor jest z Czytelnikiem na „Ty”, wchodzi z nim w dialog. Zadaje pytania, skłania do refleksji, prowokuje. Stwarza w ten sposób szansę na pogłębienie samoświadomości, a taki wgląd może stać się pierwszym krokiem do zmiany.

Według mnie autor niestety nie nawiązał kontaktu z Czytelnikiem, co uważam za bodaj największy minus i porażkę kogoś, kto zajmuje się rozwojem osobistym i tzw. „pracą z ludźmi”. Szczerze mówiąc – moje oczy naprawdę nie dowierzały, czytając zdanie po zdaniu w stronie biernej, w niejakim poradniku psychologicznym. Przykład ilustrujący ten styl autora:

„Dzięki metodzie Ho’oponopono osoba jest w stanie powrócić do naturalnego i autentycznego stanu umysłu, który umożliwia na nowo stworzenie życia i czerpanie inspiracji z przyszłości i zapobiega tworzeniu doświadczeń, opierając się na przeszłości” (s. 23).

Na skutek takiej encyklopedycznej konstrukcji, moja uwaga i motywacja dosłownie odpływały w czytelniczy niebyt. W efekcie przebrnięcie przez zaledwie 105 stron tej publikacji okazało się być wyzwaniem niemal ponad moje siły.

Zaskoczył mnie ponadto brak jakichś osobistych odniesień autora, jego historii, historii jego pacjentów-klientów, którym proponowane metody pomogły. Zwrócenia uwagi i podkreślenia korzyści ze stosowania metody. Wszystkiego tego, co uwiarygadnia treść oraz inspiruje do zmiany. Nie dowierzałam, że autor naprawdę to pominął, działając na swoją własną szkodę.

Kolejną słabą stroną tej pozycji, aczkolwiek może nie najistotniejszą, jest układ treści oraz szata graficzna (która to niemal nie istnieje). Przyzwyczajona do poradników z „wyższej półki”, zostałam sprowadzona do poziomu parteru. Wyjątkowo brakowało mi jakichś podsumowań rozdziałów, wyszczególnień istotnych treści i wszystkiego tego, co podnosi koncentrację, ułatwia czytanie i zapamiętywanie. A szata graficzna? No cóż, mówiąc najkrócej – nie istnieje zupełnie. Widocznie postawiono na minimalizm w wersji ultra-ortodoksyjnej…

A może zrobiłam błąd i oceniłam obraz przez pryzmat tandetnej ramy…? Być może zbytnio skoncentrowałam się na samym tekście, pomijając głębszy aspekt tej pozycji? Tak, pojawiała się w mojej głowie taka myśl… A wtedy sięgałam po publikację kolejny raz, aby zweryfikować swoją ocenę. Lecz książka ta napisana jest w tak nijaki i monotonny pod każdym względem sposób, że niestety niezmiernie trudno było mi utrzymać koncentrację na treści, a tym bardziej doszukiwać się w niej głębszego sensu. Gdybym nigdy nie słyszała o Hunie i Ho’oponopono, a książka Filabera była pierwszą na ten temat, po którą sięgnęłam, stanowiłaby wręcz doskonałą antyreklamę. Niezwykle interesującego skądinąd i wciąż mało znanego kręgu kulturowego rdzennych mieszkańców Hawajów. Dlatego też podkreślę – moja opinia dotyczy wyłącznie tej książki, nie zaś koncepcji.

Duchowość Hawajczyków jest niezwykle barwna, bogata i głęboka. Jednakże autorowi niestety nie udało się jej uchwycić i opisać słowami. W efekcie czego tej książce brak po prostu… „duszy”, jak mawiam. Czyli tego ognia, który może porwać i zainspirować Czytelnika. Ognia wypływającego z pasji, entuzjazmu i zaangażowania samego autora. Elementu, według mnie, niezbędnego w książkach pretendujących do miana „poradnika”. Książka pana Filabera zaś mnie nie porwała. Ani nie zainspirowała. I nie nazwałabym jej też z całą pewnością poradnikiem. Gdyby ta książka była wykładem, mój umysł szybowałby gdzieś w bliżej nieokreślonej przestrzeni, a słowa autora odbijały się, nie zostawiając najmniejszego śladu.

Informacje o książce:
Tytuł: Sekretna hawajska metoda przebaczania i akceptacji. Huna i Ho’oponopono
Tytuł oryginału: Sekretna hawajska metoda przebaczania i akceptacji.  Huna i Ho’oponopono
Autor: Wojciech Filaber
ISBN: 9788379001255
Wydawca: Psychoskok
Rok: 2014

Sklepik Moznaprzeczytac.pl

Serwis recenzencki rozwijany jest przez Fundację Można Przeczytać