Czy Wy też macie wrażenie, że bardzo popularny stał się ostatnimi czasy trend „nie znam się, ale i tak się wypowiem”? ja właśnie takie miałam wrażenie, gdy czytałam „Ach te baby”. Po raz drugi w swoim życiu trafiłam na książkę, gdzie po przeczytaniu 2-3 stron musiałam ją odłożyć, bo nie mogłam dalej czytać tego, co jest tam napisane.
W kilku zwięzłych rozdziałach Kamila Lukowicz na niemal 212 stronach, rozlicza się z babskim i często wyśmiewanym: „Bo tak!”, „Dobrze, idź”, „Ty mnie nie rozumiesz” itp. Porusza tematy komunikacji w związku, kompromisu, zazdrości, zdrady, samotności… Jednym słowem wszystkiego co wiąże się z miłością i błędami popełnianymi przez pary, choć największa koncentracja (jak sam tytuł wskazuje) jest na kobietach. Z walorów książki mogę napisać, że język jest przystępny i plastyczny, a rozdziały krótkie.
Ocena tej książki mimo wszystko przyszła mi z ogromnym trudem. Bo z jednej strony, świetnie wiem, że to co pisze autorka nie jest poparte żadnymi dowodami naukowymi (no chyba że zaliczymy to, iż pisząc o osobowości, autorka odnosi się do Znaków Zodiaku), a więc jest jej własnym zdaniem… To jak można oceniać czyjeś zdanie? Jak można powiedzieć, że ktoś nie ma racji, jeżeli wyraża własną opinię? A potem pomyślałam, że to przecież jest książka, więcej, to jest poradnik! A więc mogę to ocenić. Tym bardziej, że miejscami miałam wrażenie iż pani Lukowicz próbuje mi wcisnąć „fakty”, porównywalne do tego jakby mówiła iż ziemia jest płaska, podtrzymywana przez żółwie.
Zacznę od tego, że książka jest lekko podkolorowana i trudno jest utożsami się z podanymi przykładami z prostego powodu:
„Krysia, która od urodzenia żyje w przekonaniu o własnej nieprzeciętności oraz wielkiej przeciętności reszty społeczeństwa, nie potrafi dostrzec w sobie wad. (s 35.)”
Zastanawiam się która z Was drogie panie utożsami się z bohaterką tej umoralniającej opowiastki już po takim zdaniu? Oczywiście, można wyśmiać ową Krysie za takie podejście do świata ale czy to nas czegoś uczy? Czy tak rozpoczynając przykłady dostajemy jakieś porady?
Książka od góry do dołu napakowana jest indywidualnym zdaniem autorki na wiele tematów, szanuję to, jednak nazywając „Ach te baby” poradnikiem, po prostu nie zgadzam się z jakimiś 90% porad. Na przykład autorka przekonuje że ustalanie rocznic, miesięcznic to głupota ze względu na to że pamięć mężczyzn „pozostawia wiele do życzenia” (s. 91) i kontynuuje:
„Rocznice stanową ukryty powód do obrażania się – żeby biedny mężczyzna źle się poczuł, miał wyrzuty sumienia i wynagrodził jej swoje winy (…)” (s. 91).
Jeżeli sama autorka nie świętuje swojej rocznicy ślubu, to naprawdę OK, ale czy jeżeli inne kobiety świętują, to tylko dlatego aby wzbudzić wyrzuty sumienia i obrazić się na faceta? Czy naprawdę mężczyzna to stworzenie któremu trzeba zapisywać na czole adres zamieszkania, bo inaczej nie będzie pamiętał jak wrócić do domu? Jeżeli już tak wymieniamy się doświadczeniami, napisze że mój były chłopak, pamiętał wszystkie daty o wiele lepiej niż ja (to ja zwykle zapominałam), co z tego wynika? Absolutnie nic! Niestety tak jak z większości tych porad…
Kamila Lukowicz poddaje również pomysł na życie „po sąsiedzku”.
„Moim zdaniem mężczyzna i kobieta nie nadają się do tego by żyć wspólnie” (s. 62).
Jest to pomysł na lepszy związek, w którym para mieszka oddzielnie, gdyż wtedy bardziej się starają, a siłą napędową tego starania jest możliwość utraty partnera. Mieszkanie z drugą osobą wg autorki ogranicza nas i krępuje, a wzajemna satysfakcja spada do zera. A co z dziećmi? „trochę tu, trochę tam, trochę wspólnie”. Radę na mieszkanie po sąsiedzku zaczynają się od 63 strony, ale z kolei już na 87 czytam:
„Najlepszą próbą dla związku, jest zamieszkanie z daną osobą, wówczas wychodzi wiele spraw, o których na randkach się nie mówi.”
Chyba ktoś tu zmienił zdanie…
Podobnie jest w kwestii harmonogramów dnia. Kiedy już jednak ta para postanawia zamieszkać razem, Lukowicz radzi – słusznie zresztą – że dobrze jest napisać harmonogram o podziale obowiązków i pracy w domu jak i poza nim, oraz opieki nad dziećmi. Harmonogram ma być zadowalający dla obu stron (i absolutnie nie powinien być kompromisem bo wg definicji autorki, kompromis jest wtedy gdy słabsza strona ustępuje) oraz należy się go trzymać. I już na 88 stronie czytam:
„Na przykład jeśli aż tak jej przeszkadza nieopuszczona klapa to niech ją zamknie – to trwa tylko dwie sekundy”.
Skarpety na podłodze, spóźnienie i nieopuszczona deska nie mają znaczenia w miłości. Oczywiście że nie mają, więc może i harmonogramy również?
Po tym jak skończyłam z tą książką (albo ona ze mną, nie wiem kto wyszedł z tego z większym defektem), to wyglądała jak mój stary podręcznik do historii po bracie. Nie było strony, na której nie podkreśliłabym zdania, które sprawiło że skakało mi ciśnienie.
Na samym początku książki autorka podaje definicje typowej baby, krnąbrnej, upartej, lubiącej słuchać własnego głosu i pod bucikiem rozmiar 37 trzymać swojego misia za pyszczek. Każda kobieta, chociaż raz w życiu zachowała się jak typowa baba, bez wyjątku. Mam wrażenie, jakbym czytała ok. 212 stron „obsmarowania” wszystkich kobiet, wytknięcia im wszystkiego i przy okazji poczucia się lepiej.
Rad, które mogę uznać za konstruktywne jest w książce niewiele i zwykle są one bardzo proste np. By nie powiedzieć podczas kłótni za wiele lepiej jest odczekać chwilę, policzyć do dziesięciu lub zapisać na kartce to co chce się powiedzieć, a po godzinie sprawdzić to co chcemy wyrazić nadal ma sens (s.56); By nie rozszyfrowywać zawoalowanych wiadomości w słowach mężczyzn, bo ich tam nie ma. To my lubimy „czytać między wierszami”, ale mężczyźni rzadko kiedy cokolwiek tam piszą. Ich komunikat raczej jest konkretny i dosadny (s. 91). Są to jednak rady dostępne w każdej babskiej gazecie, lub na stronach Internetowych dla kobiet. Milo że autorka o nich przypomniała,
Podsumowując, w większości jest to zbiór „rad” (niestety tych pozytywów jest tak mało, iż wszystko zasługuje na cudzysłów), jak dla mnie zebranych z takich źródeł jak: co ja sama wiem, czego się domyślam, co koleżanki mi powiedziały, co zobaczyłam w serialu i filmie, co napisali w Internecie. Myślę, że o dla samej autorki byłoby o wiele lepiej gdyby pisała np. bloga. Tam swoje zdanie umieszczałabym w każdym poście, przy okazji otrzymując jakieś informacje zwrotne od czytelniczek.
Pisząc książkę naraziła się… No co tu dużo mówić, na mnie. Zabrałam się jak prawdziwa baba do tej recenzji! Ale przy okazji jestem też psychologiem z wykształcenia, badaczem neuronalnych korelatów empatii i kobietą, która trzymając długopis w ręku podczas czytania książki, zaserwowała taką recenzję.
Na koniec jako takie małe P.S. ode mnie kilka pytań do panów. Czy zgadzacie się z takimi stwierdzeniami?
„Mężczyzna chodzi do łóżka z kobietą tylko po to by połechtać swoje ego (s. 49.)”
„Mężczyzna ma to do siebie, że jeżeli nie przeżył czegoś na własnej skórze nie potrafi tego zrozumieć ani współczuć, komuś kto znajduje się w danej sytuacji (s. 67)”
„(…) na empatię ze strony mężczyzny można liczyć jak na wygraną w zdrapkę – zdarza się, ale sporadycznie” (s. 58-59)
Informacje o książce:
Tytuł: Ach te baby
Tytuł oryginału: Ach te baby
Autor: Kamila Lukowicz
ISBN: 9788380833319
Wydawca: Novae Res
Rok: 2016