Śmierć jest jedynym pewnym zdarzeniem, które spotka nas w całym naszym życiu. Możemy mieć swoje cele, marzenia, a i tak wszystko to jest kreślone pod linią, która niezmiennie określa nasz cel. Jesteśmy bezradni wobec tego stałego punktu naszej egzystencji, a pomimo tego, często wybieramy bezradność jeszcze za życia. Pozwalamy się objąć ramionami depresji, nie widząc żadnej jasnej strony naszego bytowania na świecie. Wszystko sprowadzamy do prostego założenia, że to i tak nie ma sensu, bo śmierć jest nieunikniona. Staramy się robić dobrą minę do złej gry, więc udajemy, że to co robimy będąc żywymi, daje nam radość, kiedy tak naprawdę sensem życia jest umrzeć. Z biologicznego punktu widzenia, śmierć jest rzeczą dobrą, bo pozwala na zaistnienie czegoś lepszego, co będzie ponad teraźniejszością. Zabawne jest, że myśląc o śmierci personifikujemy jej istotę, do postaci osoby, kiedy tak naprawdę wcale tego nie chcemy. Wolimy widzieć się jako niezniszczalne byty, które są tylko przeprowadzane do innego, lepszego życia. Co jeśli śmierć rzeczywiście jest osobą? Co jeśli śmierć jest nam podobna, targana uczuciami i żądzami, niewidząca celu w swoim istnieniu, odklepująca swój obowiązek względem spójności świata – Boga?
Śmierć jest młodą dziewczyną (przynajmniej fizycznie) która odprawia ludzi na tamten świat od zawsze. Teoretycznie nie powinna grymasić i wszystkich traktować jednakowo. Jednak w książce Pana Kajetana Woźnikowskiego jest wręcz odwrotnie. Śmierć czuje się samotna, porzucona i zbuntowana. Doświadcza egzystencjalnych rozterek, zupełnie jakby była żyjącym człowiekiem. Posiada samochód, lubi słuchać muzyki, nie jest nieczuła na śmierć innych, a przynajmniej na sposób w jaki umierają. Lubi zadbać o własny wygląd, co jest absurdalnie śmieszne, ale tak właśnie jest. Każde przeprowadzanie duszy na tamten świat zostawia w niej jakiś ślad, który z czasem kiełkuje podważaniem jej własnej roli. Czuje się przez to niedoceniona, ale któż mógłby jej powiedzieć coś miłego, w końcu jest śmiercią. Jej psychika bardziej przypomina młodocianą fankę gotyku, aniżeli Posłankę Boga. Przemierza cały świat, wciąż borykając się ze swoim własnym, który nie jest wcale stabilnym określeniem jej egzystencji. Śmierć spotyka na swojej drodze różnych ludzi, ale tylko nieliczni mają ten przywilej, by w sposób rzeczywisty wejść z nią w interakcję. Śmierć spotyka zatem samobójców, okultystów upatrujących w niej ziszczenia własnych pragnień dotyczących kontaktu z Szatanem, ludzi prostych i bardziej złożonych. „Śmierć, zakon, jeż i demony” przedstawia bardzo szerokie spektrum działalności tej niezachwianej siły. Problem polega na tym, że jest to przedstawione w sposób trafiający jedynie do czytelnika, który swoje postrzeganie świata i życia upatruje w najprostszych wzorach.
Według autora książki, Śmierć jest przedstawiona jako młoda dziewczyna, której przyszło odgrywać rolę narzuconą jej bez zapytania samej zainteresowanej. Nie tyle się urodziła, co została stworzona, skutkiem czego nie ma wpływu na własny los. Musi wykonywać swoje zadanie bez względu na okoliczności. To czy jej się to podoba czy nie, jest marginesem jej własnej egzystencji. Została, oczywiście, zobrazowana jako istota niemal identyczna z ludźmi, co prowadzi do równie podobnych zachowań i myśli. Trudno mi uwierzyć, że istota posiadająca tak potężną moc, mogłaby być bardziej zdziecinniała.
„Miała długie paznokcie, które malowała zawsze czarnym lakierem. Bardzo podobał jej się gotyk. Starała się dobierać ubrania i makijaż w tym stylu – wszystko musiało być mroczne. Zresztą czuła, że własnie tak powinna ubierać się Śmierć.”
Autor jakby zapomniał, że nie pisze o licealnej miłości, ale postaci, która decyduje o być lub nie być każdego człowieka. Oczywiście założenie całej książki jest stricte z przymrużeniem oka, jednak trochę za dużo w niej, wręcz młodzieńczej, głupoty.
Największym problemem jaki stwarza książką, jest jej forma sama w sobie. Autor postanowił urozmaicić każde rozdziały, cytatami z bardziej lub mniej popularnych piosenek rockowych i metalowych. Zapewne miało to swój początek w zainteresowaniach muzycznych samego autora, ale finalnie stało się irytującym dodatkiem, który jasno wskazuje gdzie leżą jego grupy docelowe – młodzi ludzie owładnięci muzyką i subkulturą do tego stopnia, że przeczytają wszystko co jest tylko z tym związane, a dla których treścią książki jest sama adoracja tej subkultury. „Śmierć, zakon, jeż i demony” przedstawia Śmierć jako gotycką lub metalową „księżniczkę” co można brać za ukoronowanie postrzegania śmierci przez tę subkulturę. W tym konkretnym przypadku jestem pewien moich słów, ponieważ nie dalej niż dziesięć lat temu, sam byłem członkiem takiej subkultury, w pewnym stopniu nadal jestem. Każdy rozdział rozpoczynający się tekstami piosenek z tegoż kręgu znam, ale też lubię, jednak próba wymuszenia na czytelniku admiracji do takiej formy przedstawiania książki odpycha mnie w całości. Zupełnie jakby autor nie wiedział jak przedstawić główną bohaterkę – Śmierć. Ostateczna chwila naszego życia jest ukazana w „Śmierć, zakon, jeż i demony” jako rockowa wyprawa bez refleksji nad przebytą drogą.
Pomijając już sam fakt ogólnego rozpisania całości książki, „Śmierć, zakon, jeż i demony” jest książką, która stała się dla mnie argumentem za tym, aby bardzo, ale to bardzo, uważać na tak zwany self-publishing. W dzisiejszych czasach każdy może wydać książkę i nazywać się po tym pisarzem. W mojej ocenie, żeby móc posiąść ten przywilej, trzeba pamiętać o kilku podstawowych zasadach, które zostały złamane w „Śmierć, zakon, jeż i demony”. Najważniejszą z nich jest zastanowienie się nad tym co się stworzyło, a Pan Woźnikowski ewidentnie tego nie zrobił. Na samym wstępie pisze o tym, że całość jego książki powstał tylko i wyłącznie dlatego, że osoby mające zaszczyt przeczytania pierwszego rozdziału, uznały, że jest na tyle dobry, iż wymaga kontynuacji. Cóż, przeczytałem pierwszy rozdział, i następne i na miejscu Pana Woźnikowskiego spaliłbym to do gołej ziemi.
Dawno już nie miałem w rękach książki, która w tak oczywisty sposób obrażałaby intelekt czytelnika. Nie jestem w stanie nawet umiejscowić „Śmierć, zakon, jeż i demony” pośród książek dla młodzieży bo brak w niej podstawowej logiki. Po przeczytaniu książki Pana Woźnikowskiego poczułem się jakbym doświadczył manifestu nastoletniego buntownika, który buntuje się dla samego buntu, przekazuje puste stwierdzenia, mając nadzieję na ich gloryfikację za sam fakt ich spisania. Właśnie dlatego jestem przeciwnikiem self-publishingu.
Informacje o książce:
Tytuł: Śmierć, zakon, jeż i demony
Tytuł oryginału: Śmierć, zakon, jeż i demony
Autor: Kajetan Woźnikowski
ISBN: 9788394325909
Wydawca: K.W. Self Publishing
Rok: 2015