Książki przygodowe są dla mnie niczym chłodne miękkie łóżko po ciężkim dniu pracy. Gdy biorę taką do ręki mam nadzieję zastać tam akcję, która przyklei moje dłonie do okładki, nietuzinkowe postacie i niezbyt wymagającą, acz mocno trzymającą w napięciu fabułę. Nie spodziewam się wielkiego morału, ale piękną honorową walkę, przygody godne MacGyvera, a także niewiasty w potrzebie… I nie zgadniecie, ale to wszystko zastałam w powieści R. P. Jarkiewicza Po skarby Hiszpanii.
Akcja zaczyna się w roku 1586 kiedy to stosunki między Anglią, a Hiszpanią są bardzo napięte. Anglią rządzi Elżbieta I z dynastii Trudorów, córka ściętej Anny Boleyn i słynnego Henryka VIII. Królowa choć oficjalnie nie chce otwartej wojny z katolicką Hiszpanią, to jednak dobrze opłaca swoich korsarzy, aby ci grabili i napadali hiszpańskie statki, w celu osłabienia przeciwnika i wzmocnienia królewskiego skarbca. W tych czasach najsłynniejszym nazwiskiem wśród korsarzy był Francis Drake, ale to nie on jest bohaterem książki…
Krwawa Bielizna to okręt, który odniósł niejedno zwycięstwo, ale teraz zielone oczy kapitana zwrócone są na statki Hiszpanów. Ale zaraz kapitana? Nie przepraszam, Pani Kapitan, Miss Blood. Miss Blood (lub dla wtajemniczonych Elżbieta), to odważna kobieta, która bez wytchnienia napada na hiszpańskie statki, w służbie Jej Królewskiej Mości i własnej przyszłej emerytury. Jednak nie tylko pani kapitan ma chrapkę na cenne łupy. Krwawy Roger, kapitan statku Szczerbatego Uśmiechu – dodajmy, niezwykle przystojny, kapitan – nie ustępuje pola naszej bohaterce. Jak zakończą się ich potyczki?
Od morskich walk, ucieczek przed kanibalami, lochów, Hiszpańskiej Inkwizycji po porwania, piękne niewiasty i góry skarbów. Czy już Was zachęciłam? Bo ja wciąż czuję ten lekki dreszczyk emocji po zetknięciu się z tą książką.
Po skarby Hiszpanii, całkowicie spełniła moje oczekiwania co do powieści przygodowej. Jest napakowana akcją, która rozpoczyna się od pierwszej strony i trwa do ostatniej. Narratorem większości powieści jest co ciekawe sama pani kapitan, ale jeden zabieg w konstrukcji książki bardzo mnie zdziwił. Otóż Miss Blood opowiada wszystkie wydarzenia i jednocześnie pisze swój dziennik pokładowy, który również przedstawiony jest w powieści. Myślę że taki zabieg byłby ciekawy, gdybyśmy mieli narratora 3 osobowego, a wyrywkowe „wtrącanie się w myśli” Elżbiety, byłoby ciekawym zabiegiem poznania osobowości głównej bohaterki. Tak zaś mamy praktycznie to samo, tyle że opatrzone datą i odmienną czcionką, którą ciężko jest czytać, poprzez jej wymyślne zawijasy. Kompletnie nie rozumiałam po co jest to umieszczone w książce. Jednak to mnie nie zniechęciło. Za to bardzo przypadła mi do gustu sama Elżbieta. Pani kapitan, nie jest kobietą, która zwykła narzekać lub wyklinać los. Trzyma się faktów dokładnie je opisując, ale i nie jest rozwlekła. Mówi co się dzieje bez zbędnego wchodzenia w szczegóły. Za to bardzo zgrabnie wprowadza nas do swojej załogi. W trakcie historii poznajemy losy co znaczniejszych członków statku, aż wreszcie przychodzi czas na samą Elżbietę.
Ponadto sama akcja oprócz zgrabnego prowadzenia, jest w miarę pozbawiona niepotrzebnej brutalności. Oczywiście nie byłaby to prawdziwa piracka powieść, gdyby nie było w niej trochę krwi, jednak te wydarzenia są opisane w taki sposób, że nie czynią jej książką tylko dla dorosłych. Autor również pokazał klasę w byciu wrażliwym na szczegóły. Mamy więc specyficzny język, wtrącenia łacińskie i hiszpańskie, a także detale dotyczące statków, o których my laicy w większości nie mamy pojęcia. Na szczęście wszystko jest dokładnie wyjaśnione.
Akcja bardzo ładnie współgra z wydarzeniami historycznymi. Nie jestem znawcą, ale za to jestem wielbicielką – amatorką historii i bardzo lubię książki, których akcja utkwiła między XII a XVIII wiekiem. Tu zaś mamy piękny wiek XVI i obok wydarzeń fikcyjnych, możemy się co nieco dowiedzieć o tym co działo się w Anglii i Hiszpanii na przełomie tych lat. Nie martwcie się, wiedza nie jest przytłaczająca, a na Czytelnika nie sypią się daty i dziwne nazwiska. Jest wszystko miło i autentycznie podane na czytelniczej tacy.
W trakcie czytania zastanawiałam się czasami czy wyobraźnia autora zbyt mocno nie zagalopowała. Miejscami pojawia się słowo „latarka”. W języku angielskim pochodnia i latarka może być określona przez to samo słowo (ang. torch), jednak tej powieści nikt nie tłumaczył (?), a latarka to słowo odnoszące się tylko do urządzeń elektrycznych… Czy się mylę? Ponadto w pewnym momencie Miss Blood wspomniała coś o „Biurze podróży” (str. 67), ale to już czepialstwo, prawda?
Podsumowując, to naprawdę dobra książka i już na horyzoncie wypatruję kolejnej części. Całość przypomina mi trochę przygody kapitana Charles’a Huntera w powieści Pod piracką flagą, a równać coś z piórem Michaela Crichtona to chyba dobry komplement zachęcający do przeczytania książki? To co wilki książkowe, bierzemy się za czytanie?
Informacje o książce:
Tytuł: Po skarby Hiszpanii
Tytuł oryginału: Po skarby Hiszpanii
Autor: R. P. Jarkiewicz
ISBN: 9788379422401
Wydawca: Novae Res
Rok: 2014