Książka, po której lekturze odłożyłam ją na bok i westchnęłam: „cudowna”. Kolejny dowód na to, że nie powinniśmy wczytywać się w zagranicznych autorów, tylko sięgnąć po coś z rodzimego podwórka. Ze swojego doświadczenia wiem, że w większości przypadków to doskonały wybór.
Maria, trzydziestoletnia magister psychologii klinicznej, wyjechała do Irlandii Północnej nie za chlebem, jak większość emigrantów, tylko za miłością. Michał, jej chłopak, mieszka już tam jakiś czas i zdążył przygotować wszystko na przyjazd ukochanej. Na początku wszystko jest idealnie, istna sielanka. Jednak wraz z upływem czasu, emocje ponownie gasną i dziewczyna nie wie, co ze sobą zrobić. Zanim Michał wyjechał do Irlandii w ich związku było różnie, prawie cały czas się kłócili i teraz znów tak jest. Jednak mężczyzna nie rozumie smutku Marii, odsuwa się od niej. W przypływie serca podsuwa jej leki antydepresyjne. Czy tak właśnie ma być? Kobieta sama nie wie, czego chce. Podobało jej się życie bez Michała, zanim przyjechała do niego, jednak teraz jest całkiem inaczej. Mężczyzna coraz więcej pracuje, ignorując ją i jej potrzeby, a Maria jest zbyt niepewna siebie i znajomości języka by wyjść do ludzi. W pewnym momencie udaje jej się przełamać. Zapisuje się na kurs angielskiego, gdzie poznaje Anię, również Polkę. Kobiety od razu przypadają sobie do gustu i tak Maria po raz pierwszy odczuwa pewność, że nawet tam może być dobrze.
Mija czas. Maria jest zauroczona krajem, poznaje coraz więcej Polaków i… coraz bardziej odsuwa się od Michała. Sama nie wie, czego chce. Artystyczna część tej młodej kobiety ciągnie ją do robienia zdjęć, lecz wciąż brakuje jej techniki, więc zapisuje się na kurs, gdzie poznaje intrygującego Tomasza, mężczyznę po wielu przejściach…
Czy Maria obudzi się w porę, by nie zgubić samej siebie? Jak ważne miejsce w jej życiu zajmie Ania? Czy jej uczucie do Tomasza to coś więcej niż fascynacja?
Byłam całkowicie pod urokiem tej książki. Wciąż jestem. To jedna z tych historii, gdzie przez cały czas popieramy bohatera, podświadomie kibicując jego trafnym wyborom i rugając za złe. Maria jest chodzącą sprzecznością, przynajmniej tak postrzegają ją mężczyźni. Zmienia się, uczy się siebie i to mi się podoba. Nie chce być dłużej jak mebel w salonie – przydatny, ładny, ale do zastąpienia. Każdy kolejny krok zbliża ją do odpowiedzenia sobie na pytanie: „Kim tak naprawdę jestem?”. Urzekła mnie jej osobowość, pasje i wewnętrzne sprzeczności. Autorka wykreowała postać subtelnie silną i urzekająco zadziorną. Robi błędy, a zamiast się uczyć, wkłada znów rękę w ogień. Wybacza do znudzenia. Zapomina, choć nie powinna. Jest stała w postanowieniach, ale nie wszystkich. Po prostu urocza.
Kolejna książka, która pozwala Czytelnikowi zakochać się w miejscu akcji. Po Wenecji z Deja Vu, przychodzi czas na… Belfast. Chyba jak każdy miłośnik fantastyki, Irlandię kojarzyłam z wróżkami, elfami i innymi mitycznymi stworzeniami. Tu jest inaczej. Lepiej. Autorka pokazała Irlandię z innej strony. Nie „Zieloną Wyspę” Polaków, gdzie emigrują za lepszym życiem, nie do końca. Tu ten kraj jest magiczny w ludzkim sensie, gościnny i pełen cudownych zakątków.
Jak już na początku wspomniałam… cudowna. Zostanie ze mną na długo. Jej lekkość, powaga i przesłanie. Choć bohaterka jest dorosłą kobietą, dopiero teraz uczy się żyć. Pokazuje, że tylko od nas zależy, jak będzie wyglądało nasze życie i jak ukształtujemy naszą codzienność. Dlatego dziękuję autorce. Jest Pani… cudowna.
[learn_more caption=”Zobacz inną recenzję (autor: KaS)”]
Co skłania ludzi do emigracji? W ostatnich latach najczęściej pieniądze. Potrzeba zarobienia na godne życie, na to, by nie było tylko „na chleb”, ale i na „masło”, mieszkanie, spełnienie najskrytszych, a jednocześnie najzwyczajniejszych w świecie marzeń.
Książka „Moja Irlandia” – Pauliny Maćkowskiej ukazuje losy Marii – głównej bohaterki na emigracji z nieco innej perspektywy. Wątkiem przewodnim powieści są ludzkie relacje, które – jak na złość – nie chcą stanąć w miejscu. Autorka pokazuje, jak zaskakujące potrafi być życie – zarówno na plus, jak na minus. Co ciekawe, autorka książki wraz z rodziną mieszkała w Irlandii – sama więc będąc na emigracji wie, jak wygląda życie „na wygnaniu”.
Maria po obronie magisterki wyjeżdża do ukochanego, do Irlandii Północnej. Czeka tam na nią stęskniony narzeczony Michał, piękny dom z ogrodem, samochód. Maria jest szczęśliwa, ma przy sobie ukochanego mężczyznę, jest zachwycona krajem, ich domem z widokiem na morze. Maria czuje jak na nowo rozkwita, cieszy ją każda chwila, każdy dzień, równocześnie jednak boi się, że bańka pryśnie i obudzi się z pięknego snu, bowiem przed wyjazdem Michała nie układało im się najlepiej. Coraz mniej rozmawiali, a jeśli już to na temat pracy, jej studiów czy zajęć w świetlicy terapeutycznej, myślała nawet o odejściu, ale brakowało jej odwagi. Teraz było im razem tak dobrze, nie sądziła, że jeszcze mogą się tak zatracić i nie móc nasycić sobą. Dni mijają na zwiedzaniu, poznawaniu nowych zakątków Irlandii, smakowaniu specjałów irlandzkiej kuchni, poznawaniu kultury, nawet czasami „wredna pogoda” wydawała się im cudowna i romantyczna.
Było tak pięknie, co się stało, co źle zrobiła? Dlaczego znów jest nieszczęśliwą, przerażoną, niewolnicą własnej pustki i leków. A Michał? Facet miał dość ciągłych kłótni i pretensji, coraz dłużej zostawał w pracy, w domu zachowywał się jak cień, aby nie obudzić śpiących demonów, spędzając czas przed komputerem lub telewizorem. Zastanawiał się co się stało? Gdzie się podziała jego uśmiechnięta radosna Maria? Przecież zapewnił jej wszystko. Minęło lato, jesień, zima, wiosna i znów przyszło lato, a oni byli razem ale obok siebie. Dlaczego tkwili w tym wszystkim? Ona – z bezsilności, a on – z litości nad nią? A może mimo wszystko nadal się kochają? W pewnym momencie w życiu Marii dokonuje się do przełom. Maria zapisuje się na kurs angielskiego, włoskiego, kurs fotografii, zaczęła nawet biegać. Poznaje nowych ludzi, również Polaków, zawiera przyjaźnie, wyznacza sobie nowe cele, po raz pierwszy czuje, że może się je udać, czuje się silniejsza i bardziej świadoma siebie. Kim jest Ania i Dagmara? Kim są Tomasz i Gareth? Historia toczy się dalej… A przecież to jest to, co „tygrysy lubią najbardziej” W pewne dni dobrze sprawdzają się lektury lżejsze w odbiorze, sympatyczne i wciągające, które trzymają jednak pewien poziom, by obyło się bez poczucia straconego czasu, Moja Irlandia jest właśnie taką propozycją, nie porywa ale da się lubić. Muszę jednak przyznać, że książka jest miejscami nudna, niestety… Nie dzieje się w niej za wiele, a opisy czynności, rzeczy, miejsc są zbyt szczegółowe i przydługie. Główna bohaterka, aczkolwiek bardzo sympatyczna osóbka o gołębim sercu, jest postacią mało wyrazistą. Jest niezdecydowana, plącze się we własnych uczuciach, nie wyciągała wniosków, co trochę mnie irytowało, ale może taki był zamysł autorki, bowiem Maria „wszędzie czuła się nie na miejscu, całe życie uciekała lub goniła za czymś…, było jej źle, bo brała ze sobą swojego największego wroga – samą siebie”.
Moja Irlandia jest książką o szukaniu – szukaniu swojego miejsca na świecie, szukaniu spokoju i szczęścia, szukaniu miłości i zrozumienia oraz samego siebie. Często okazuje się, że to czego szukamy jest tuż obok, tylko nie potrafimy sobie tego uświadomić a „Życie jest cudowne , niesie tak wiele niespodzianek wystarczy tylko się nie bać i zaryzykować.”
[/learn_more]
Informacje o książce:
Tytuł: Moja Irlandia
Tytuł oryginału: Moja Irlandia
Autor: Paulina Maćkowska
ISBN: 9788377228425
Wydawca: Novae Res
Rok: 2013