Byłem bardzo ciekawy, jaką treść kryje w sobie książka Ingrid von Oelhafen i Tima Tate, pod tytułem „Zapomniane dzieci Hitlera”. Podpowiedź znajdujemy w podtytule, który brzmi: „Opowieść o programie Lebensborn i poszukiwaniu przez jego ofiarę prawdziwej tożsamości”. Wydawca książki uraczył nas bardzo sugestywną okładką. Przedstawia ona dwoje młodych chłopców w mundurkach. Możemy od razu się domyśleć, iż są to młodzi Niemcy, „aryjczycy”. Naszą uwagę przykuwa również pierwsze słowo tytułu. Wytłoczone jest na okładce czcionką, która bardzo przypomina niemieckie pismo gotyckie.
Tak więc sama okładka książki sugeruje nam jej zawartość. Niemcy, Hitler, nazizm. Tematy te, mimo że od zakończenia II wojny światowej minęło już ponad 70 lat, są wciąż żywe i obecne, szczególnie w polskiej pamięci historycznej. Myślę, że każdy z nas, niezależnie od wieku, ma swoje przemyślenia na temat tej straszliwej wojny, której największą ofiarą była właśnie Polska. Niewątpliwie rzutować to będzie na ocenę omawianej książki. Tak było przynajmniej moim przypadku.
Zaznaczę na wstępie, że „Zapomniane dzieci Hitlera” to nie jest opracowanie naukowe. Autorzy nie są historykami, mimo to podejmują temat bardzo ważny, trudny, oraz – mam takie wrażenie – wciąż mało znany.
Sama książka składa się ze wstępu, 18 rozdziałów oraz posłowia. Nie będę ukrywał, że prawdziwe wzburzenie wywołał u mnie drugi rozdział, zatytułowany „1945 – rok zero”. Autorka opisuje w nim codzienność w powojennych Niemczech. Dostajemy opis „tlących się resztek Niemiec – kraju ruin, wstydu i głodu”. Pisze więc autorka:
„W maju 1945 roku Niemcy były pustkowiem: udręczoną tundrą pełną wysadzonych mostów, roztrzaskanych dróg, spalonych czołgów. Niemcy zmuszone do walki o każdy centymetr ziemi – i nękane alianckimi nalotami dywanowymi – przeobraziły się w postapokaliptyczną pustynię. W całym kraju budowle niegdyś potężnej Rzeszy obróciły się w rumowisko; w samym Berlinie zalegało 75 ton gruzu, piętrzył się on niemal na każdej ulicy wzdłuż i wszerz. Podobnie jak Berlin wyglądały też inne niemieckie miasta: zniszczone, zrównane z ziemią przez bombardowania i walkę o każdy dom, w wyniku czego zostało uszkodzonych lub zmienionych w ruinę 70 procent wszystkich budynków. I wszędzie widać było ludzi –niegdyś aroganckich, a teraz wynędzniałych, z zapadniętymi oczami i policzkami”.
Po przeczytaniu tego fragmentu należałoby – podążając za rozumowaniem autorki – okazać współczucie Niemcom, którzy przegrali wojnę. Odniosłem wrażenie, że alianci powinni się wręcz wstydzić za to, że w końcu wygrali z III Rzeszą. Próżno szukać w książce genezy roku 1945. Nie ma tam ani słowa o tym, że Hitler zdobył władzę w wyniku demokratycznych wyborów, poparty blisko przez połowę głosujących w wyborach 5 marca 1933 roku. Nie wspomina autorka o powodach wybuchu II wojny, o bitwie o Anglię, bombardowaniu Wielunia, zrównaniu z ziemią Warszawy. Na próżno szukać w książce informacji o rzezi Woli, czy równie brutalnych akcjach niemieckich oddziałów. O ile polski czytelnik ma świadomość tego wszystkiego (a przynajmniej powinien mieć), o tyle na Zachodzie Europy może już być zupełnie inaczej. Dlatego też rozdział ten wywołał u mnie tak wielkie wzburzenie. Jaki bowiem obraz przenika do podświadomości czytelnika tylko po lekturze tej książki? Oto wojna była okropieństwem dla Niemców. To im trzeba współczuć, to ich kraj ucierpiał z powodu bombardowań i ciężkich walk. Czytając omawiany rozdział miałem chwilami wrażenie, że prawdziwą winą III Rzeszy było to, że przegrała wojnę. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że jest to niezamierzony zamysł autorki, a nie rozmyślne działanie. W przeciwnym razie całkiem śmiało można zaryzykować tezę, że autorka uprawia rewizjonizm historyczny.
Kolejne rozdziały nie są już jednak tak kontrowersyjne. Autorka opisuje nam swoje życie, niewątpliwie trudne i ciekawe zarazem. Wychowując się w normalnej niemieckiej rodzinie odkrywa, że ludzie, do których mówi codziennie mamo i tato, nie są jej biologicznymi rodzicami. Stara się więc poznać swoją przeszłość, zrozumieć, kim tak naprawdę jest. Poznając historię swojego życia, poznaje równocześnie nazistowski program Lebensborn. Wszyscy wiemy, jaką wagę naziści przywiązywali do kwestii krwi i czystości rasowej. Uznając, iż jako Aryjczycy są „nadludźmi”, postawili sobie za cel stworzyć rasę doskonałą, która będzie rządzić całym światem. Program ten osobiście nadzorował Heinrich Himmler, szef SS. Powstawały specjalne ośrodki, gdzie kobiety miały rodzić dzieci doskonałe, wychowywane potem na przykładnych nazistów.
Kiedy okazało się, że niemieckich dzieci nie rodzi się wystarczająco dużo, sięgnięto po inne metody. Żołnierze niemieccy mieli za zadanie wyszukiwać dzieci o „aryjskich cechach” na terenach podbitych. Następnie, po dokładnej ocenie przez lekarzy i SS dzieci te przekazywano do wychowania niemieckim rodzinom zastępczym. Właśnie taki los stał się udziałem autorki. Odbywamy więc z nią podróż przez historię i ideologię nazizmu, przez zmaganie się z tym „dziedzictwem” przez współczesnych Niemców. Dużym atutem książki są cytaty z przemówień Himmlera i innych nazistowskich dokumentów.
Okazuje się więc, że Ingrid w „innym życiu” nie była Niemką, nazywała się również zupełnie inaczej. Jaki wpływ ta prawda wywarła na jej życie? Czy udało jej się poznać swoją biologiczną rodzinę? I w końcu, którą tożsamość wybrała?
Mimo mojego krytycznego stosunku do drugiego rozdziału, zachęcam do sięgnięcia po książkę. Hitler i naziści to nie tylko działania wojenne. To także straszna ideologia, której bardzo ważny aspekt przybliża nam Ingrid von Oelhafen.
Pozwolę sobie również, na marginesie powyższej recenzji, polecić znakomitą biografię Hitlera. Mam na myśli książkę Alana Bullocka „Hitler. Studium tyranii”. Jest to naprawdę znakomita biografia, która może być wzorem dla innych biografów. Polecam obie książki. Czas, poświęcony na ich lekturę, z pewnością nie będzie czasem straconym.
Informacje o książce:
Tytuł: Zapomniane dzieci Hitlera
Tytuł oryginału: Zapomniane dzieci Hitlera
Autor: Tim Tate, Ingrid von Oelhafen
ISBN: 9788328703704
Wydawca: Muza
Rok: 2016