Witold Szabłowski to ceniony dziennikarz, pisarz, reporter – włóczykij (w najlepszym tego słowa znaczeniu), który to, o czym pisze, musi zobaczyć koniecznie na własne oczy lub choćby usłyszeć w prywatnej rozmowie od bezpośredniego świadka wydarzeń. Niestrudzony podróżnik, nigdy nie znudzony, żądny coraz to nowych wrażeń. Pisał o Turcji, o Ukrainie, a właściwie o Wołyniu i jego bolesnej historii, o Bułgarii, ale też o naszej polskiej transformacji. Teraz zaś, po raz pierwszy postanowił przyjrzeć się Rosji, ale w sposób nieoczywisty… od kuchni. Połączył przy tym zgrabnie dwa rozumienia tego pojęcia, a więc spojrzenie na Rosję od strony nieoficjalnej, bliżej znanej niewielu, a przed postronnymi trzymanej w tajemnicy, z przedstawieniem upodobań kulinarnych osób najwyżej postawionych w państwie. Wszystko to starannie wymieszał, doprawił szczyptą (tak dużą, jak tylko się dało) humoru, okrasił nutą nostalgii swoich rozmówców oraz własną, mądrą refleksją i wyszła mu z tego smakowita potrawa, lekkostrawna, choć słodko – gorzka w smaku.
Wielkie imperium i jego ważne sprawy od kuchni to nie lada gratka, trochę tak, jakbyśmy podglądali przez dziurkę od klucza. Powiedz mi, co jesz, jak jesz, z kim jesz i o czym rozmawiasz przy jedzeniu, a poznam twoje prawdziwe oblicze, to niewidoczne z mównicy ani w trakcie narady gabinetowej. Kuchnia od zawsze stanowi ciepłe serce domu, zaś kucharz, który karmi i odgaduje nasze upodobania, jest przy nas dzień w dzień, niejedno widzi i słyszy, mieszając i doprawiając zupę.
Autor postanowił namówić kucharzy – świadków najważniejszych wydarzeń w historii Rosji, by podzielili się z nim swoją wiedzą, sięgnęli głęboko do wspomnień i jeszcze raz je ożywili. Gromadzenie materiału zajęło mu 3 lata, podczas których zjeździł szmat drogi: od Abchazji przez Ukrainę, Gruzję, Estonię i oczywiście Rosję. Rozmawiał ze świadkami czasów minionych, świadkami, których wkrótce zabraknie, bo niektóre z opisanych w książce wydarzeń miały miejsce dobrze ponad 80 lat temu. Może to więc ostatni dzwonek, by ich uczestnicy mogli sami o nich opowiedzieć.
Widać, że Witold Szabłowski ma podejście do ludzi, umie z nimi rozmawiać, zdobywać ich zaufanie. Zapewne dlatego, że po prostu ludzi lubi. Czuje to czytelnik, a więc z pewnością też i rozmówcy, którzy odpłacają mu się życzliwością i otwierają swoje serca, a także lodówki, zastawiając stół „czym chata bogata”, a przy okazji potwierdzając prawdziwość przekonania o gościnności Rosjan. Pita do tych pyszności Moskovskaya vodka rozwiązuje języki i rozmowa toczy się gładko i bardzo ciekawie. Autor starał się pamiętać, że do pisania o Rosji, o czym mówił nie raz Jacek Hugo – Bader, trzeba mieć mocną głowę.
Tak więc Rosję od kuchni serwuje nam Witold Szabłowski na osiemnastu talerzach, na których wykłada jej długą historię, umieszczając ją zręcznie między ikrą jesiotra, a pielmieniem i podlewając mocną, że aż strach czaczą. Bo kuchnia jest tylko pretekstem do przedstawienia dziejów ogromnego państwa, szarpanego wieloma konfliktami, które przeżywało zarówno chwile wspaniałe, jak też bardzo trudne momenty. Są opowieści o złotych, bogatych czasach, gdy stoły uginały się od potraw. Tak było za Mikołaja II, ale też za Breżniewa. Obfitość jedzenia była niewiarygodna, większość z tego po prostu się marnowała i była wyrzucana, podczas gdy zarówno car, jak i później przewodniczący ZSRR zadowalali się skromnym i prostym posiłkiem, omijając wzrokiem te wszystkie wspaniałości. Jakże przykro czyta się w tym kontekście o Wielkim Głodzie na Ukrainie, kiedy to jedzono kotlety ze słomy i pieczono chleb z kory drzew, aby oszukać żołądek. Dziewięćdziesięciokilkuletnie staruszki, które o tym opowiadają, nadal w snach ów głód prześladuje. Głód i straszny obraz popuchniętych zwłok wywożonych wózkami do bezimiennych zbiorowych mogił. Wspomnienia Tamary, będącej małą dziewczynką w czasie 2 i pół letniego oblężenia Leningradu prześladują podobne tragiczne duchy przeszłości. Mówi ona znamienne słowa:
„Najsmutniejsze jest, Witoldzie, że ja już nigdy później nie byłam dzieckiem”.
A jednak u wielu rozmówców Witolda Szabłowskiego daje się wyczuć wyraźny sentyment do dawnych czasów, do leninowskiego, stalinowskiego, do tego komunistycznego Związku Radzieckiego. Wyrażają go oni w sposób stanowczy i jednoznaczny, jak na przykład Stiepan Martysiuk, zarządca pałacyku myśliwskiego w Wiskulach, który biada:
„Związek Radziecki mi obalili, w moim ośrodku. I ja im to wszystko przygotowałem: nagrzałem w pokojach, pościel wymieniłem. Nawet maszynę do pisania im przywiozłem, na której wydrukowali to haniebne porozumienie. (…) gdybym wiedział, co oni tam robią, zastrzeliłbym”.
Przy okazji mamy szansę dowiedzieć się, co podano na ostatnią wieczerzę Związku Radzieckiego. Lepiej też wstrzymać się z otwartą krytyką przywódców Kraju Rad i z niewygodnymi pytaniami, bo można spotkać się ze słowami:
„Naprawdę, następnym razem, jak usłyszę, że jest ktoś z Polski, to odmówię oprowadzania”.
Witold Szabłowski ma bardzo ciekawy sposób narracji, bardzo urozmaicony. Raz są to jego refleksje i spostrzeżenia, raz zaś, co jest bardzo ożywcze, bezpośrednio przytoczone słowa rozmówców, często zabawne, czasem zastanawiające, zawsze autentyczne i szczere, choć niekiedy potrafią zadziwić: „Komunizm to nie był zły system. Ja w partii poznałam samych dobrych ludzi, to nie przez nich upadł”.
Tak więc razem z autorem zwiedzamy letnią daczę Stalina w Abchazji, Gorki Leninowskie – ostatnią przystań chorego już Lenina, wioski pamiętające ukraiński Wielki Głód, Gori – miejsce narodzin Słońca Narodów, Gwiezdne Miasteczko pod Moskwą, skąd podbijał Kosmos Gagarin, Petersburg, wciąż wspominający niemieckie oblężenie oraz Czarnobyl – dziś jeszcze „świecący w ciemnościach” po wybuchu reaktora. Witold Mirosławowicz nie tylko ucztuje za zastawionymi gościnnie stołami. W Estonii, wespół z innymi ochotnikami, odkopuje szczątki młodziutkich czerwonoarmistów, którzy pozostali tam, walcząc z Niemcami. Zasługują na godny pochówek
Czy rosyjscy przywódcy mieli wysublimowany gust kulinarny i dobry apetyt, czy też zadowalali się barszczem i pieczonymi ziemniakami, czy ucztowanie z nimi było bezpieczne? Co jedzono w Jałcie zanim podzielono świat na nowo? Czy zimne mleko, które wypił Gagarin przed swoim ostatnim lotem mogło mieć wpływ na jego los? Czy dziadek Putina, Spirydion, rzeczywiście gotował dla Lenina i Stalina? Jak radzili sobie młodzi żołnierze w Afganistanie i jak naprawdę wyglądała radziecka „bratnia pomoc” dla tego kraju? Jak to się stało, że kucharz Mikołaja II został z nim do końca i podzielił jego tragiczną dolę? Jeśli jesteście ciekawi tego i wielu jeszcze interesujących, a niekoniecznie powszechnie znanych faktów z historii Rosji, koniecznie sięgnijcie po „Rosję od kuchni” Witolda Szabłowskiego. Połkniecie ją w jeden dzień z takim zaciekawieniem, że zapomnicie nawet o stojącej obok na stoliku gorącej herbacie.
Informacje o książce:
Tytuł: Rosja od kuchni
Tytuł oryginału: Rosja od kuchni
Autor: Witold Szabłowski
ISBN: 9788328092679
Wydawca: WAB
Rok: 2021