Dopiero niedawno zostałem oddanym czytelnikiem powieści kryminalnych. Pomimo mojego młodego, w tym gatunku, stażu, od razu zrozumiałem jego zasady. Zawdzięczam to chyba tylko wrodzonej miłości do słowa pisanego, które w jakiejkolwiek formie literackiej, zawsze pokaże swój kunszt poprzez dobre pisarstwo. Przez lata szczerze byłem przekonany o wyjątkowej przewidywalności tego gatunku, co potwierdzały opinie wielu krytyków. W czytaniu nie chodzi jednak o opieranie się na czyimś zdaniu, ale o odkrywanie niesamowitych historii samemu. Nauka pływania jest bardzo analogiczna: najpierw uczymy się podstaw, by po jakimś czasie wypracować nasz własny styl, może nie perfekcyjny, ale taki który nam w zupełności wystarcza i pozwala na swobodne poruszanie się w głębinach. Co jakiś czas ulepszamy ten styl, poznając nowe techniki, które rozbudowują naszą wiedzę. Czasami trafi nam się jednak coś, co jest albo zbędne, albo niekompatybilne. Tak właśnie było, w moim przypadku z „Ostatnia posługa”.
Zarys fabuły napisanej przez Christiane Fux wydaje się być bardzo interesująca. Tajemnicza śmierć starszej kobiety, której ciało zostaje odnalezione na brzegu rzeki Łaby. Policja i najbliższa rodzina nie doszukuje się w tym nic dziwnego, miała przecież już swoje lata. Przedsiębiorca pogrzebowy w średnim wieku – Theo, ma jednak zupełnie inny pogląd na okoliczności tej śmierci. Zbiegiem okoliczności Theo jest byłym chirurgiem, który oddał się pracy w zakładzie pogrzebowym. Dzięki swojej wiedzy medycznej odnajduje nie pasujący element w śmierci Anny, zmarłej kobiety. Jego wewnętrzny lekarz, nakazuje mu dociekania prawdy. Zleca ponowną autopsję, z mizernym dla niego skutkiem. Policja odpuszcza, ale nie główny bohater. Szargany emocjami porywa się na coś, czego jeszcze wcześniej nie robił: śledztwa na własną rękę. Angażuje w to tak wiele postronnych osób, że trudno mu w pewnym momencie zapanować nad czymś co zapoczątkował. Historia nabiera coraz większego rozpędu, niespodziewanie sięgając do czasów drugiej wojny światowej i eksperymentów nazistów na ludziach. Gra którą rozpoczął Theo, okazuje się o wiele bardziej skomplikowaną niż sam zakładał.
Pomysł na książkę „Ostatnia posługa” był bardzo dobry, chociaż oklepany. Tajemnica sprzed lat wychodzi na jaw, a jedyna spowiedniczka zbrodniarzy umiera tuż przed ich ujawnieniem. Wymieszanie tego z czasami drugiej wojny światowej, kiedy to naziści eksperymentowali na ludziach jak na zwierzętach, miała dodać cech szokujących. Jeśli wziąć na warsztat literacki, że owi zbrodniarze uniknęli kary, można by mieć wrażenie Deja vu. Gdzieś to już było, gdzieś mignęło, co tu nowego dodać? Autor postanowił, że załata to multikulturowością obecnych Niemiec. Mniejszość turecka staje się ważnym aspektem, który jest jednak w moim założeniu przerysowany. Miałem okazję nie raz przebywać w tym kraju, jak i mieście opisywanym w książce – Hamburgu – i na pewno nie wygląda to w taki sposób jak w książce.
Jeśli skupić się na głównych bohaterach, nie jest niestety lepiej. Naiwność która bije czytelnika po oczach przez pierwsze sto stron ich przygód, aż przytłacza. Bardzo ciężko było mi opanować zwykła irytację, by dotrwać do środka historii. Wtedy można powiedzieć, coś się zaczyna dziać. Nie rozpędza się to jednak na tyle, żeby przykuć uwagę czytelnika na więcej niż kolejne sto stron. Prawdy o śmierci Anny zaczyna szukać: Turek Fatih – najlepszy przyjaciel Anny; Hanna – dziennikarka łakoma na każdą nieprawidłowość; wspomniany wyżej Theo – mężczyzna który stracił żonę i dziecko; oraz cała galeria osobliwości towarzysząca tej dziwacznej przygodzie kryminalnej. Mam wrażenie, że autor zaśmiecił swoją własną powieść licznymi postaciami, żeby ukryć liczne niedociągnięcia.
Bez skrupułów twierdzę, że język literacki w „Ostatnia Posługa” przyprawił mnie o chęć wyrzucenia książki przez okno w autobusie. Doświadczyłem tego już kilka razy, i zawsze świadczyło to na moją korzyść. Czytając każdy następny akapit czułem się jakbym został postawiony przed dziełem stworzonym dla nastolatków. Niezbyt angażująca myślenie fabuła, w połowie książki była dla mnie zupełnie jasna. Dialogi! Chciałbym móc opuścić tą część. Wszechobecne zdeprawowanie języka w „Ostatniej posłudze” wynikające z cyfryzacji naszego życia, tak głęboko osiadło w zamyśle autora, że jestem w pełni przekonany w jaką grupę celował. Spotkam się z tą grupą czytelników afrontem, bo do takiej literatury są przyzwyczajeni. Język potoczny, jak i wszelkie jego pochodne, mają trafiać do młodszego czytelnika. To rozumiem, ale czy musi to być okraszone brakiem szacunku, który wręcz bije z postaci Lilly – kilkuletniej córki współpracownicy Theo. W pewnym momencie książki poczułem się jakbym brnął przez nieprzenikalny mur pokoleniowego slangu i zachowania. Strasznie mnie przez to bolały oczy. Żeby tego było mało, cała książka jest wygładzona w sposób „nowoczesny” i „poprawny”. Sam motyw przewodni – zagłada ludzi – jest jakby nieczytelny. Poszczególne akapity wywarły na mnie pewne wrażenie, szczególnie ten o operacji Gomora. Alianci dopuścili się strasznej zbrodni, o której się milczy. Jest to jednak nikły plus na tablicy naznaczonej minusami książki.
Po lekturze „Ostatnia posługa” bardzo dogłębnie zacząłem zastanawiać się nad doborem książek, które lądują w moich dłoniach. Rozumiem, że żyjemy w czasach w których liczy się w ogóle, że ktoś czyta. Wspomniałem w którejś z moich recenzji, że: „Nie liczy się ile czytasz, ale co czytasz”. Jeśli tak ma wyglądać obecna literatura: płytka, łatwa w odbiorze, skora do partycypacji z deprawacją zachowań, to ja chyba pozostanę w latach odległych o co najmniej trzydzieści, wtedy pisało się dla sztuki pisania, nie dla sławy wśród gawiedzi.
Informacje o książce:
Tytuł: Ostatnia posługa
Tytuł oryginału: Das letzte Geleit
Autor: Christiane Fux
ISBN: 97877056943
Wydawca: PWN
Rok: 2014