Site icon Recenzje książek z każdej półki

Jimi Hendrix. Oczami Brata – Leon Hendrix, Adam Mitchell

Recenzja książki Jimi Hendrix. Oczami Brata

Jimi Hendrix. Oczami Brata
Leon Hendrix, Adam Mitchell

Choć wcale tego nie planowałem mogę śmiało powiedzieć, że poznałem Leona Hendrixa. Taką szansę będą mieli też wszyscy potencjalni czytelnicy książki zatytułowanej w polskim przekładzie „Jimi Hendrix. Oczami Brata”, która ukazała się na rynku nakładem krakowskiego wydawnictwa SQN. Muszę też powiedzieć, że wcale nie planowałem tego iż nie polubię Leona Hendrixa.

Młodszy brat ikony muzyki rockowej – legendarnego gitarzysty, wokalisty, kompozytora i autora tekstów Jimiego Hendrixa – jest postacią pokraczną, która po przekroczeniu sześćdziesiątego roku życia zdecydowała się upublicznić swoje wspomnienia na temat rodziny Hendrixów. Główne wątki książki dotyczą patologicznego dzieciństwa dwóch braci z Seattle, Jimiego i Leona, następnie zaś ich dorastania i rodzenia się błyskotliwej kariery starszego brata. To także solidny zestaw gorzkich refleksji Leona na temat funkcjonowania biznesu muzycznego, a zarazem trwającego do dziś żeru sępów nad prochami Jimiego. Daje się jednak zauważyć, że książka pt. „Jimi Hendrix. Oczami Brata” nie wpisuje się w żadnej mierze w nurt odcinania kuponów od spuścizny po legendarnym muzyku. To pozycja, która uzupełnia masowe wyobrażenie o Jimim Hendrixie. Pozwala spojrzeć na niego jako na człowieka, a nie tylko jako produkt na koszulkę.

Liczne wątki, które Leon przytoczył w tej książce na temat starszego brata zamroziły mi krew w żyłach. To wgryzające się do kości wspomnienie totalnej patologii w jakiej znajdowała się rodzina Hendrixów w latach powojennych. Jimi i Leon jawią się tu jako małe, brudne dzieci z ubogiej par excellence murzyńskiej rodziny skłonnej do pijaństwa, całonocnych imprez, opróżnionych lodówek, awantur, brudu i smrodu. W takich domach, jakie tworzyła rodzina Hendrixów, zaiste kształtowały się niesprawiedliwe stereotypy rasowe, którym w okresie dzieciństwa Jimiego ubodzy czarnoskórzy obywatele amerykańscy zupełnie się nie opierali. Przynajmniej ci z Seattle. Mierząc się z kolejnymi stronami wspomnień Leona czułem się źle czytając o codziennym żałosnym menu młodych Hendrixów, ich nurkowaniu w śmieciach czy okradaniu dużych sieci sklepowych, aby zaspokoić odgłosy wydobywające się z małych brzuszków. Te smutne opisy dały mi też fragmentami nadzieję. Rower Schwinn otrzymany przez Jimmiego od na ogół pijanego ojca wygenerował u przyszłej legendy gitary takie pokłady szczęścia, które udzieliły się także mnie. Trafią też pewnie do pozostałych czytelników ustawionych niczym wskazówki zegara we współczesnym konsumpcyjnym świecie.

W każdym razie Jimi nie był ową wskazówką. Brudny i niedożywiony przemierzał różne zakątki Seattle, dostawał regularne manto od ojca, ale nie przestawał marzyć. Książka pt. „Jimi Hendrix. Oczami Brata” pozwala dojrzeć w tym ubogim dzieciaku refleksy geniuszu w czasach, gdy jeszcze brzdękał na jednostrunowym ukulele. Jego brat Leon udowadnia, że Jimi dostrzegał muzykę nawet tam, gdzie jej nie było. Wskazuje jednocześnie, że jego talent eksplodował gwałtownie i niespodziewanie. W tej książce nie mamy wszak do czynienia z latami prób, ćwiczeń i doskonalenia warsztatu. Ot, po prostu ojciec Jimiego, na ogół krytykujący przyszłą ikonę kultury rockowej, wreszcie uległ starszemu synowi i zainwestował w jakąś podrzędną gitarę, która wystarczyła, aby początkujący muzyk zaczął szybko zbierać doświadczenie u boku lokalnych kapel, później zaś rozszerzać swoje umiejętności i wypracowywać styl podziwiany wkrótce przez cały świat. We wspomnieniach Leona rozwój kariery muzycznej starszego brata nie jest przedmiotem pogłębionej analizy. Nierozłączni bracia stracili ze sobą kontakt na kilka lat, aby nagle Jimi przypomniał o sobie już jako muzyk u progu wielkiej kariery. Taki jest charakter tej książki. To flesze wspomnień Leona. Czasem pourywane i niedopowiedziane, zawsze intrygujące.

Inna charakterystyczna cecha tego dzieła wiąże się z możliwością szczegółowego poznania biografii Leona. Jego życie przecina się z Jimim, to niezaprzeczalne, ale niekiedy w tej książce akcenty z życia „młodszego brata Jimiego” zdominowały jej zawartość. Nie ma w tym nic złego, gdy poznajemy Leona, będącego czujnym obserwatorem koncertów starszego brata. To dobre odzwierciedlenie klimatu społecznego, który wytworzył się wokół osoby Jimiego Hendrixa – sztuka połączona z wszechobecnym alkoholem, narkotykami i seksem. Mniej zrozumiałe są wspomnienia z występków jakich dopuszczał się Leon nie tylko korzystając z tytułu „młodszego brata Jimiego”, ale będąc zarazem lokalnym cwaniakiem, dilerem narkotyków, złodziejem i człowiekiem zupełnie stroniącym od przebrzmiałej moralności. W tej książce Leon pisze o sobie często. Interesująco brzmią jego interpretacje płyt nagranych przez starszego brata, a także kulisy niektórych koncertów, ale niektóre wątki autobiograficzne z życia autora książki można było zdecydowanie pominąć. Tym bardziej, że książka ma charakter wybitnie ugrzeczniony. Niecenzuralne słówka zostały ograniczone do minimum, tak jakby Hendrixowie byli apostołami nowej eksperymentalnej wiary.

Niestety obniżenie wartości dzieła następuje od rozdziału, w którym wśród żywych nie ma Jimiego Hendrixa. Nie jest to na szczęście obszerny fragment książki. Otrzymujemy bowiem ilustrację chorej gonitwy za pieniędzmi, które pozostawił po sobie Jimi w formie materialnej i prawnej. Na marginesie znajduje się muzyka tego wielkiego artysty. Członkowie rodziny Hendrixów – zarówno ci przyszywani, jak również genetyczni – mówiąc wprost „żrą się” o każdego dolara. Ten głodny murzynek, który później stał się królem heroinowego życia, nagle uwikłał się w spory o wielomilionowe dziedzictwo po starszym bracie. Czytelnik może napełnić się obrzydzeniem do całej rodziny Hendrixów, skłóconych, pozbawionych skrupułów, będących daleko za skromnością i marzycielską osobowością Jimiego. W ten nurt wpisuje się również Leon. Ofiara (autor?) narkotykowych odjazdów, człowiek szukający w tej książce odkupienia, biały kołnierzyk i osoba nieudolnie lansująca się na mentora dla potomnych. Nie dajcie mu się oszukać.

Książka pt. „Jimi Hendrix. Oczami Brata” w oczach Leona stanowi wyraźny hołd dla twórczości Jimiego Hendrixa, a także jego młodzieńczej osobowości kutej w czasach nędzy. To także oddanie szacunku rodzinie Hendrixów, w szczególności matce Jimiego i Leona – Lucille. To opowieść, obok której każdy fan twórczości kultowego Jimiego nie powinien przejść obojętnie. Równocześnie żywię głęboką nadzieję, że czytając tę książkę zdołacie wykazać się refleksyjnością. Leon Hendrix nie jest postacią, którą można naśladować. Niewyobrażalne dla mnie wydaje się polubienie tego „młodszego brata Jimiego”, jak również większości członków jego najbliższej rodziny. Leon odziedziczył wszelkie patologiczne skłonności po rodzicach, a korzystając z nadarzających się okoliczności pomnożył je. Owi rodzice oddali opiece społecznej niektóre własne dzieci, w tym niepełnosprawne, ponieważ nie wystarczało pieniędzy na ich utrzymanie. To zrozumiałe, tania wódka kosztuje mniej niż zapewnienie dziecku godnego życia. Tacy byli powojenni Hendrixowie.

W sumie więc ludzie przyzwyczajeni do pomnikowego wyobrażenia Jimiego nie zmienią o nim zdania. Nie powinni, ponieważ muzyka, którą stworzył ów geniusz na zawsze będzie miała ważne miejsce wśród kanonów rocka. Jednak takie książki, jak „Jimi Hendrix. Oczami Brata”, potrzebne są światu, aby zrozumieć, że Jimi Hendrix nie spadł z jakiegoś mitycznego Olimpu. Ten geniusz wyrósł z nędzy, która nawet po jego śmierci zbiera żniwo. Za jakieś sto lat dojdzie do kolejnych wznowień płyt Jimiego, które będą produkowane przez kolejnych członków jego rodziny. Biznes musi się kręcić. Ja natomiast zamykam oczy i udaję się do krążka „Are You Experienced”, idziecie tam ze mną?

Informacje o książce:
Tytuł: Jimi Hendrix. Oczami Brata
Tytuł oryginału: Jimi Hendrix: A Brother’s Story
Autor: Leon Hendrix, Adam Mitchell
ISBN: 9788379241293
Wydawca: SQN
Rok: 2014

Kontakt z recenzentem: konrad.morawski@wp.pl

Exit mobile version