„Trudno nie wierzyć w nic…” Piosenka zespołu Raz, Dwa, Trzy przyszła mi do głowy, kiedy zabierałem się za pisanie tej recenzji. A jest ona poświęcona wyjątkowej książce, która dostarczyła mi mnóstwo duchowo – emocjonalnych przeżyć… „Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda” opisuje życie neapolitańskiego kapłana.
Myślę, że ma on wiele wspólnego z naszą s. Faustyną Kowalską. Jak zapewne pamiętamy, pozostawiła po sobie piękne i pełne pokory wezwanie: „Jezu, ufam Tobie”, a z kolei o. Dolindo: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Obydwoje doznawali niezawinionego ucisku ze strony innych ludzi oraz dobrowolnie uczestniczyli w cierpieniach, które przyjmowali od Chrystusa.
Przeżycia o. Dolindo bardzo mnie poruszyły i wzbudziły moje współczucie. Od najwcześniejszych lat spotykała go przemoc cielesno-psychiczna ze strony ojca, co uwarunkowało jego dalsze życie. Uderzenia w głowę spowodowały najpewniej uszkodzenie mózgu, przez co małemu Dolindo trudno było przyswajać szkolny materiał. Kiedy już trafił do seminarium, wydarzył się cud – otóż ten mało lotny człowiek zaczął dosłownie chłonąć wiedzę z zakresu teologii, a później sam stworzył wiele takich dzieł.
Dość powiedzieć, że poza książkami, komentarzami do Ewangelii, kompozycjami sakralnymi (duchowny nigdy nie kształcił się w kierunku muzycznym) pozostawił po sobie przeszło 220 tysięcy (!) obrazków opatrzonych proroczym słowem skierowanym do konkretnych osób. A przecież jego życie nie sprowadzało się tylko do pisania – bardzo aktywnie wspierał chorych, biednych, potrzebujących. Po ludzku tego wszystkiego nie dało się zrobić samemu, byłoby to zwyczajnie niemożliwe. Owszem, kapłan wstawał wcześnie rano (o 02:30), jednak dużo czasu poświęcał także na modlitwę. Starsi neapolitańczycy pamiętają zresztą, jak przemierzał ulice miasta z różańcem w dłoni.
Niemal od początku swojego życia o. Dolindo łaknął Bożej obecności. Uniżał się, można nawet powiedzieć, że upokarzał, nazywając się „kretynem”. O mierze jego wielkości świadczy również postawa, jaką przyjmował względem swoich nieprzyjaciół. Modlił się za nich, błogosławił, nie obmawiał i – co więcej – prosił ich o przebaczenie, mimo że nic złego im nie zrobił! Jest to dla mnie wręcz irracjonalne, ale duchowny postępował tak celowo. Brał na swoje barki cierpienie, aby być bliżej Jezusa i coraz bardziej się uświęcać…
O. Dolindo regularnie doświadczał lokucji, tj. słyszał głos Jezusa. Samo to jest już czymś niezwykłym, jednak chciałbym przywołać w tym miejscu pewną sytuację, która mnie — osobę wierzącą — wprawiła w totalne osłupienie. Otóż w czasie jednej z mszy św. duchowny został poproszony przez proboszcza parafii o zaproszenie do śpiewu w czasie liturgii tenora. Jakież było zdziwienie (i przerażenie) kapłana, kiedy usłyszał piękny głos śpiewaka, któremu towarzyszył o. Dolindo, grający na organach. Ten przeraził się, że nie będzie miał pieniędzy na wynagrodzenie dla tenora z tak „wysokiej” półki. I kiedy udał się do naszego bohatera z pretensjami, usłyszał, że ks. Ruotolo zaprosił… Jezusa, aby ten zaśpiewał podczas mszy! Jeszcze teraz, kiedy piszę te słowa, wydaje się to być czymś zupełnie nieprawdopodobnym, ba – wręcz bajecznym. Mam świadomość, że ta historia jest szokująca, dla mnie również, ale mimo wszystko w nią wierzę…
Równie szokujące jest to, jak wiele o. Dolindo wycierpiał ze strony Kościoła. Wielokrotnie był przesłuchiwany przez Święte Oficjum (inkwizycję), ba – został nawet czasowo odsunięty od sprawowania mszy św. i sakramentów. Oczywiście wszystkie „zarzuty”, które wysuwano przeciwko niemu, nie miały obiektywnego uzasadnienia. I choć kapłan miał prawo do krytyki tej instytucji, nie uczynił tego ani razu. Co więcej – ganił osoby wypowiadające się negatywnie na temat Kościoła, nawet jeśli miały ku temu sensowny powód… Nic więc dziwnego, że już za życia wiele osób postrzegało go jako świętego.
Na koniec chcę wspomnieć o tytanicznej pracy, jaką wykonała autorka książki. Przemierzała ulice Neapolu szlakiem o. Dolindo, rozmawiała z jego jedyną żyjącą krewną, dotarła do ludzi, którzy go pamiętali albo zachowali wspomnienia przekazywane przez im przez bliskich. Prześledziła osobiste zapiski kapłana, korespondencję, różnego rodzaju dokumenty… Wszystkie zebrane materiały przedstawiła w taki sposób, że są one łatwo przyswajalne przez przeciętnego człowieka. Sama historia jest wartka, nie ma w niej zbędnych wątków, a to duża sztuka, ponieważ książka liczy ponad 400 stron.
Wszystko to sprawia, że „Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda” jest pozycją inspirującą dla ludzi, którzy szukają Boga w swoim życiu i chcą pogłębiać z Nim swoją relację. Mnie samemu nie jest łatwo uwierzyć, że tak wiele (a może wszystko?) zależy od jednego wezwania – „Jezu, Ty się tym zajmij!” Ale skoro tak to… Warto spróbować, prawda?
Informacje o książce:
Tytuł: Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda
Tytuł oryginału: Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda
Autor: Joanna Bątkiewicz-Brożek
ISBN: 9788365349521
Wydawca: Esprit
Rok: 2017